„Kto potrafi pomiędzy miłość i śmierć wpleść anegdotę o istnieniu …” – Halina Poświatowska

Halina Poświatowska urodziła się 9 maja 1935 roku. Cztery lata później wybuchła druga wojna światowa, która naznaczyła całe jej życie. Zbyt krótkie, ale jednocześnie tak bardzo intensywne. Być może nawet bardziej niż niejednego człowieka, mającego szansę żyć o wiele dłużej.
Całe życie Haliny Poświatowskiej podporządkowane było chorobie serca, której nabawiła się jako dziecko podczas wojny i która uniemożliwiała jej normalne funkcjonowanie. Do tego stopnia, że wiele dni i godzin spędzała po prostu leżąc w łóżku. Każda aktywność fizyczna była dla niej wyczerpująca. Bywały dni, że z trudem łapała oddech i każdy krok był jak wspinanie się na wysoką górę. Wiele dni, tygodni i miesięcy spędzała w szpitalu i w sanatoriach. Przez to przez sporą część swojego życia za towarzystwo miała ludzi tak jak ona chorych i słabych. Wielokrotnie widziała jak odchodzą już na zawsze.
Mimo to miała w sobie niesłychaną chęć życia. Trzymała się go najmocniej jak mogła. Czytała, pisała, poznawała ludzi i kiedy tylko mogła spędzała z nimi czas.
Twórczości Haliny Poświatowskiej nie można oddzielić od jej życia. W jej wierszach krótkich, prostych i jednocześnie pełnych miłości do życia i zarazem bólu, zawarty jest cały jej świat.
Kto potrafi
pomiędzy miłość i śmierć
wpleść anegdotę o istnieniu
zgarniam brunatne plastry książek
Nasłuchuję brzęczenia słów
pomiędzy miłość i śmierć
wpleść
nikt nie potrafii tylko czasem
naprzeciw słońca
w zmrużonych oczach błysk
chwila roztrącona na tęczę
twarzą w twarz
naprzeciw słońca
w oślepłych oczach
treść niknąca…
na krańcach
miłość śmierć
Zmagań z chorobą, z którą nie można było wygrać, nie traktowała jako przeszkody w poznawaniu nowych miejsc i osób. Może zresztą właśnie ta choroba sprawiała, że czerpała z życia jak tylko mogła i potrafiła. Trochę na przekór. Trochę z chęci jak najlepszego wykorzystania czasu, który był jej dany. I który mógł się w każdej chwili skończyć.

źródło: poezja.org
A może wcale nie? Może gdyby nie była chora, gdyby nie musiała przejść operacji serca, byłaby taka sama? Ciekawa świata, ludzi, zachłanna na wiedzę. I tworzyłaby jeszcze więcej i pełniej. Tego nie wiemy i się nie dowiemy. Ale przecież nie możemy zamykać jej w tym jednym istnieniu, jakie było jej dane i definitywnie stwierdzić, że było jedyne możliwe.
Ponad rok spędziła w Stanach Zjednoczonych, dokąd pojechała na leczenie. Po zakończonym leczeniu porwała się na rzecz, która dla jej bliskich wydawała się być zdecydowanie ponad jej siły. Postanowiła pójść tam na studia. Miała w sobie olbrzymi zapał i determinację. Przekonała do swojego szalonego pomysłu przyjaciół i krewnych. Bez wystarczających środków finansowych i z niedoskonałą znajomością języka angielskiego, rozpoczęła naukę w prestiżowym college’u dla bogatych dziewcząt, Smith College w Berkshires. Ukończyła go po trzech latach, tj. o rok szybciej niż przewidywał to tamtejszy tok studiów.
Tęsknota za domem okazała się tak silna, że mimo możliwości pozostania w Stanach na studiach doktoranckich, poetka wróciła do Polski. Po powrocie zamieszkała w Krakowie. Dostała się na IV rok studiów filozoficznych na Uniwersytecie Jagiellońskim i wprowadziła się do słynnego Domu Literatów na ul. Krupniczej. Z Krakowem związane są ostatnie lata jej życia.
Poezja Haliny Poświatowskiej jest poezją bardzo kobiecą. Pełną kobiecej delikatności, ale też dojrzewającej i domagającej się adoracji cielesności. Jest w jej wierszach wielki apetyt na życie. Wielki apetyt na miłość. Zakochiwała się w życiu kilkakrotnie. Uwielbiała stan zakochania. Jej wielką miłością był oczywiście mąż Adolf Poświatowski. Poznała go podczas jednego z pobytów w szpitalu. Był chory tak jak i ona. Ich związek był szaleństwem. Po ślubie zamieszkali oboje u rodziców panny młodej, ponieważ oboje wymagali opieki. Wkrótce Halina Poświatowska została wdową.
źródło: Listy do przyjaciela
kiedy kocham
to kocham
to wiem że kocham
całe moje ciało oddane miłości
i obserwując najdrobniejsze drgnienia
włókien delikatnych
w samowiedzy się pogrążam
jak w stawie
i ta sama wzburzona krew
karmi mój mózg
i moje piersi
i moje myśli wzbierają tak samo jak piersi
i myślą przywieram do twego imienia
tak
jak rękoma przywieram do twej szyi
horyzont zasnuty na czerwono
to słońce umiera
aby mogła narodzić się noc
Jest w poezji Haliny Poświatowskiej oczywiście także śmierć. Śmierć obecna na różnych etapach jej życia i jednocześnie kładąca się cieniem na jej własnym, nie mogła nie mieć wpływu na to, jak widziała i opisywała świat. Poetka przygląda się jej. Próbuje oswoić. Jest wszakże śmierć czymś nieuniknionym i obecnym w życiu każdego. W jej życiu szczególnie. Śmierć, która wszystko kończy i zabiera. Ale może wcale nie tak ostatecznie? Może nie dla każdego definitywnie jest końcem?
czy świat umrze trochę
kiedy ja umrępatrzę patrzę
ubrany w lisi kołnierz
idzie światnigdy nie myślałam
że jestem włosem w jego futrzezawsze byłam tu
on – tama jednak
miło jest pomyśleć
że świat umrze trochę
kiedy ja umrę
Wiersze Haliny Poświatowskiej są krótkie, pisane jakby urywanymi zdaniami. Słowami wyrzucanymi z głowy i z serca, pod wpływem chwili. Pod wpływem nagłego zachwytu. Nagłego bólu. Zaledwie kilka, kilkanaście słów – zawierających tak wiele. To właśnie chyba w jej poezji jest tak bardzo wyjątkowe i przyciągające. Ta zdolność uchwycenia, złapania w kilka prostych wersów istoty spraw najważniejszych. I uniwersalnych.
Niezwykłe jest również to, że mimo smutku, który jest w poezji Haliny Poświatowskiej, jest w niej tak wiele światła. Jest w niej prawdziwa afirmacja życia – bo nawet jeśli ma trwać krótko, to przecież nadal ma do zaoferowania tak wiele. A może nawet – tym bardziej i jeszcze więcej.
mam szczęście!
krzyczą dzieci
chwytając piłkę
z nurtów wodya ono – na niebie świeci
roześmiane złotem – młodewyciągnij rękę – zamknij
płonący krążek w pięści
i głośno – głośno krzyknij
– mam szczęście –

źródło: Częstochowa – Wyborcza.pl; zbiory Muzeum Haliny Poświatowskiej w Częstochowie
Wieloletnim przyjacielem i powiernikiem Haliny Poświatowskiej był Ireneusz Morawski. To do niego adresowana jest jej książka pt. „Opowieść dla przyjaciela”. „Opowieść …” jest historią jej życia, którą snuje powoli i ze skupieniem, opisując chwilami drobiazgowo miejsca, w których przebywa, przyrodę, która ją zachwyca, ludzi, których poznaje. Jednocześnie jest to opowieść bardzo osobista, chwilami wkraczamy w sferę bardzo intymną. Autorka odkrywa przed adresatem zakamarki swojej duszy i serca. W tej opowieści jest cała Halina Poświatowska. Jak liść drżący na wietrze – kiedy czuje się źle, dni w szpitalu ciągną się niemiłosiernie, a jedynymi odwiedzającymi są dojmująca samotność i tęsknota. Jak nieśmiały promień słońca, który dotknął zielonej trawy i chciałby tak trwać jak najdłużej – kiedy czyta, kiedy pisze wiersze, kiedy jest po raz kolejny zakochana i myśli tylko o pocałunkach. Chowa się w pocałunkach przed światem i chorobą.
Miłość do życia i nieustanne próby schwytania go w ramiona i zachowania dla siebie jak najdłużej nie mogły zmienić przeznaczenia. Halina Poświatowska zmarła 11 października 1967 r. po skomplikowanej operacji serca. Zostawiła po sobie cztery tomy poezji. A w nich kilkaset wierszy pięknych, szczerych, prawdziwych. W ciągu swojego życia napisała też kilka utworów prozatorskich w tym niezwykłą „Opowieść dla przyjaciela”. Nie zapomniano o niej, wbrew jej obawom, o których wspominała w swoich utworach. Jej poezja wciąż zachwyca.
Nie odeszła całkiem – mimo jej pewności co do tego, że śmierć jest końcem definitywnie. Ożywa wciąż na nowo. Zarówno dla tych, którzy jej poezję znają i kochają od dawna, jak i dla tych – szczególnie dla nich – którzy dopiero ją poznają. I odkrywają, że mało kto potrafi pisać o uczuciach, ludziach i ich lękach, o świecie, tak pięknie i prawdziwie jak robiła to Halina Poświatowska