„Historia Jakuba” – co z tą naszą religijnością?

„Historia Jakuba” wystawiana w Teatrze Dramatycznym w Warszawie od marca 2017 roku uznawana jest za najważniejszą jak dotąd sztukę Tadeusza Słobodzianka. Od początku zbiera pochwały krytyków, została też kilkakrotnie nagrodzona. Jest to opowieść o potrzebie określenia własnej tożsamości poprzez przynależność do grupy, ale też miejsca i czasu. Dlatego nie musimy traktować jej jako opartej w jakimś stopniu na prawdziwych wydarzeniach historii jednego tylko człowieka, bo dotyczy właściwie każdego z nas. Głównym bohaterem sztuki jest Marian (w tej roli wspaniały Łukasz Lewandowski), którego poznajemy jako małego chłopca wychowującego się w tradycyjnej polskiej katolickiej rodzinie. Marian otoczony jest miłością i troską rodziców, co budzi zawiść jego siostry Stefy. Chłopak przejawia w młodości zainteresowanie muzyką i sztuką, co w pełni aprobuje jego ojciec. Jednak życzeniem matki Mariana jest, aby został w przyszłości księdzem. Marian pozostaje posłuszny jej życzeniu i po szkole trafia do seminarium duchownego.
Marian Łukasza Lewandowskiego to na wskroś pozytywny bohater. Jest dobrym synem, uczy się pilnie, konsekwentnie podąża wybraną przez siebie drogą, którą traktuje jako możliwość zdobycia wiedzy i pozycji kogoś, kto swoim postępowaniem daje przykład innym. Jest takim duchownym, jakich chcielibyśmy mieć wokół. Nie ulega pokusom, bo jest wierny złożonym przysięgom. Zaskakuje go i przeraża to, z czym się styka, kiedy zaczyna pracę duszpasterską, jednak trzyma się raz obranej ścieżki, szukając ukojenia w książkach i nauce.
Wszystko to zaczyna się jednak chwiać w momencie, kiedy matka wyznaje Marianowi, że jest on Żydem, a jego prawdziwe imię brzmi Jakub. Marian-Jakub będzie próbował połączyć swoje dwie skrajnie różne tożsamości w jedną całość. Ma wrażenie, że jest to możliwe, bo w swojej naiwności i czystości jest przekonany, że pewne wartości są – lub raczej powinny być – wspólne dla wszystkich, bez względu na pochodzenie, wyznanie i poglądy. Jako ksiądz, wierny naukom Kościoła Katolickiego i oddany swojemu powołaniu, będzie starał zbliżyć się do swojej żydowskiej rodziny, mieszkającej w Izraelu.
„Historia Jakuba” opowiada o kilku bardzo ważnych rzeczach. Przede wszystkim o tym, jak bardzo określa nas nasza religijność i jak wielką mamy potrzebę przynależności do jakiejś konkretnej grupy, wspólnoty. Bo to niejako nas definiuje, w naszym poczuciu często bardziej niż określenie Człowiek. Jednak, jak się często okazuje, w tym wszystkim nasze człowieczeństwo kompletnie się gubi, a nawet znika zupełnie.
Patrząc na scenę, zadajemy sobie pytania: co jest z tą religią (katolicką, szerzej: chrześcijańską, judaistyczną i każdą inną!), że dzieli nas zamiast łączyć; niszczy zamiast budować? Gdzie w tym wszystkim jest człowiek? Czy mimo tego, że bez religii nie może żyć, nigdy nie pozbędzie się grzechu? Czy możliwe jest połączenie religijności z tolerancją dla inności, w tym dla innych wyznań?
Przedstawienie przeznaczone jest dla widzów powyżej 15 lat. Na scenie w pierwszej połowie spektaklu widzimy chyba wszystkie możliwe grzechy ludzkie, które psują od środka katolicyzm. Żal za grzechy i rachunek sumienia zwalnia w jakiś sposób z poczucia winy, nie uświadamiając właściwie w ogóle szkodliwości złych czynów i ich konsekwencji. Spowiedź oczyszcza z grzechów, ale nie zawraca ze złej drogi. W żaden sposób nie zobowiązuje do poprawy, oferując wiernym przebaczenie. Czy człowiek nie grzeszy jeszcze bardziej, wiedząc, że ma szansę na przebaczenie w swojej religijnej wspólnocie?
Żydowska rodzina Jakuba też nie jest idealna. Religia judaistyczna ze swoimi tradycjami jest kompletnie obca Jakubowi, bo inaczej go wychowano. Poza tym jest on księdzem, w dodatku bardzo konsekwentnym w swoich przekonaniach.
Byłby w stanie co prawda zaakceptować zwyczaje kibucu (czyli stworzonej przez Izraelczyków nieco utopijnej wspólnoty, której członków łączy ta sama religia i która opiera się na wspólnej pracy na roli, hodowli, pracy rąk własnych oraz skromnym i prostym życiu bez zbędnych wygód i własności), wymóg jadania koszernych śniadań i ciężkiej pracy, byle tylko być z tymi, od których pochodzi. Jednak oni go nie chcą. Nie mają w sobie wystarczającej tolerancji dla krzyżyka, który Jakub nosi na szyi i jego chęci uczestniczenia w niedzielnych mszach w kościele katolickim. Okazuje się, że „albo jesteś cały nasz, albo w ogóle”.
Jakub, mimo wielkiej chęci zbliżenia się do tych, do których chce przynależeć, jest przez nich wciąż odrzucany. Wokół, zamiast bliskich, ma wrogów. Księża, których spotyka na swojej drodze, żyją w grzechu i na każdym kroku sprzeniewierzają się przykazaniom, którym powinni być wierni. Jakub nie zamierza się do nich upodabniać w najmniejszym stopniu. Także w swojej polskiej rodzinie nie znajduje oparcia. Ojciec nie może przeżyć jego decyzji o zostaniu księdzem. Matka – chcąc uniknąć kłopotów – nakłania do ślubów kościelnych. Siostra, jak się okazuje, donosi na niego.
Czy jednak jego polscy rodzice nie wychowali go w poczuciu miłości i bezpieczeństwa? Czy ojciec, który donosił na innych za pieniądze, nie robił tego, żeby chronić żydowskie dziecko, które wychowywał? Czy matka (wspaniała i naprawdę poruszająca i przekonująca w tej roli Małgorzata Rożniatowska) nie oddała mu całej swej miłości? Czy nie robiła wszystkiego, żeby nikt nie dowiedział się, że jest obrzezany? A siostra (świetna Magdalena Smalara) – czy nie jest po prostu nieco głupią i naiwną dziewczyną, która chwilami kompletnie nie ma świadomości tego, co robi? Ale przecież kocha Mariana – prostą, siostrzaną miłością.
Żydowscy krewni Jakuba żyją w wielkim poczuciu krzywdy i mają do tego prawo po tym, co spotkało ich podczas drugiej wojny światowej. Fragmenty mówiące o tym, o czym wszyscy wiemy, a mimo to wciąż nami to wstrząsa, sprawiają, że doskonale rozumiemy ich ból i zacięcie w pewnych kwestiach. Czy jednak po doznaniu tak wielkich krzywd, sami potrafią być tolerancyjni dla innych narodowości i wyznań? Czy ich porządek świata jest doskonały? To bardzo trudne i delikatne tematy. Tadeusz Słobodzianek nie boi się ich poruszać i na końcu stawia znak zapytania. Niemal po równo rozdaje winy. Wspaniała scena snu Jakuba, w którym przy jednym stole zasiadają polscy rodzice i siostra, a po drugiej – nieżyjący żydowscy rodzice i brat Jakuba, pokazuje, że porozumienie nie jest możliwe, bo poczucie krzywdy jest zbyt duże po obu stronach.
Najjaśniejszą postacią w sztuce jest Jakub. Jakub, który wybacza. Jakub, który do końca zostaje mimo wszystko wierny sobie. Sobie – jako księdzu, noszącemu na szyi krzyżyk, wiernemu zasadom Kościoła Katolickiego. Sobie jako Żydowi, który stracił prawdziwą rodzinę, w ogóle jej nie znając, i bardzo chce odzyskać więź z krewnymi w Izraelu. I wreszcie sobie – i to jest najwspanialsze – jako Człowiekowi, który chce kochać bliźnich bez względu na ich religię, wiarę lub jej brak, przynależność do danej grupy czy w końcu bez względu na grzech i ludzkie słabości.
Najważniejszą sceną sztuki jest kazanie księdza – Jakuba. Kazanie wygłoszone ze sceny do nas – publiczności. Jakub mówi o odwiecznych powiązaniach judaizmu z religią katolicką i o stałej obecności Jezusa Chrystusa – Żyda – w Kościele, a jego ton jest mocny i oskarżycielski. Jest w nim jednak także błaganie. Błaganie o zrozumienie tego, co jest faktem i powinno być za taki brane. Że wszyscy jesteśmy braćmi. I jeśli odrzucimy pewne schematy myślenia, narzucane nam od wczesnych lat życia i po prostu otworzymy się na drugiego człowieka, to okaże się, że jest on taki sam jak my. Tak samo grzeszny, słaby, zagubiony. Tak samo zasługujący na miłość i szacunek.
Sztuka Tadeusza Słobodzianka mówi o bardzo istotnych i trudnych kwestiach, o których powinno się mówić stale. Są one związane z naszą historią i obyczajowością i dotyczą nas, czy tego chcemy, czy nie. Autor oczywiście doskonale zdaje sobie sprawę, że nieco łatwiej jest nam „strawić” pewne rzeczy dzięki dowcipowi sytuacyjnemu, dlatego sztuka jest przy okazji zabawna. Bez tego mogłaby nas przygnieść ciężarem poruszanych tematów. Zwroty w życiu głównego bohatera pokazywane są w sposób nieco komediowy. W życiu każdego z nas również smutek i rozczarowanie zamieniają się często w śmiech. W przypadku tej sztuki jest to najczęściej śmiech gorzki lub ironiczny, bo cieszyć się nie ma z czego. Śmiech jest tutaj więc po prostu swego rodzaju „odtrutką” i na pewno ułatwia odbiór.
„Historia Jakuba” to zdecydowanie sztuka Łukasza Lewandowskiego. Na nim koncentruje się cała nasza uwaga. Jest w tej roli genialny, niezwykle poruszający, wiarygodny w swoim zagubieniu, ale też w niezwykłej sile charakteru. A w wydaniu komediowym zabawny do łez.
Także pozostali artyści stworzyli świetne kreacje, wcielając się w różne role podczas spektaklu, jednak wyraźnie zaznaczając się w niektórych z nich. Magdalena Smalara jako siostra Mariana vel Jakuba – irytująca, jednak w jakiś sposób autentyczna w swojej prostocie i oddaniu, zupełnie nieświadomie wyrządzająca krzywdę bratu. Małgorzata Rożniatowska, która wciela się w postać matki poświęcającej się dla syna, którego wychowała jak własne dziecko. Zbigniew Dziduch jako ojciec, ksiądz proboszcz i ojciec rektor – w każdej z tych ról bardzo przekonujący. Czy w końcu świetny Marcin Sztabiński, zmieniający przebrania kilkukrotnie, za każdym razem doskonale odgrywający swoje role, w tym przede wszystkim stryja Jakuba – Noama.
Świetnym zabiegiem okazało się ustawienie w głębi sceny pięknych, rzeźbionych drewnianych szaf, z których artyści wyjmują ubrania i wkładają na siebie, żeby odgrywać role kolejnych bohaterów historii. To na wskroś teatralne. Nie przeszkadza im to być bardzo wiarygodnymi we wszystkich swoich wcieleniach. Ale w jednej ze scen nieruchomieją przy otwartych drzwiach szaf i wychylają się zza nich, wsłuchując się w słowa coraz bardziej zagubionego głównego bohatera. Przywołuje to natychmiast pewne skojarzenie: mówi się, że każda rodzina ma swojego trupa w szafie. W każdej rodzinie, przynajmniej w jednym pokoleniu, jest ktoś, kto kładzie się cieniem na jej historii. Dobrze jest o tym pamiętać, zanim potępi się innych.
Sztuki Tadeusza Słobodzianka nigdy nie są lekkie i pozostawiają w odbiorcy pewien niepokój, jednocześnie jednak przesycone są filozofią, co sprawia, że mimo prowokacyjnych scen i słów, mimo że autor pokazuje pewne rzeczy dosadnie, oskarża i obnaża grzechy bezwzględnie, otrzymujemy możliwość wnikania w punkt widzenia każdej z przedstawionych stron. Bohaterowie jego sztuk są w jakiś sposób zdeterminowani poprzez wybory, których dokonali w życiu. Niejednokrotnie jednak, poprzez kontekst czasu i miejsca, w jakich się znaleźli, zostali do nich zmuszeni. Co nie zawsze jest usprawiedliwieniem, ale nie o szukanie usprawiedliwień tu chodzi, tylko o zrozumienie mechanizmów po to chociażby, aby móc na nie wpływać. Tadeusz Słobodzianek nikogo nie oczyszcza z jego win. Zastanawia się nad motywami postępowania i źródłem takich a nie innych zachowań, ocenę pozostawiając widzom.
Kim jestem? – pyta Jakub, schodząc ze sceny. Czy Jakubem – Żydem, którego żydowscy rodzice musieli oddać na wychowanie polskiej rodzinie, żeby ratować go przed śmiercią? Czy Marianem – Polakiem, polskim księdzem, bratem Stefy, całe życie zazdrosnej o niego?
Jakub pyta nas: kim jestem? A nasza odpowiedź po obejrzeniu sztuki może być właściwie jedna: Człowiekiem. Słabym wobec uniwersum – jakkolwiek pojmowanego. Bezbronnym wobec przeznaczenia. W tym konkretnym przypadku wiernym sobie, a jednocześnie otwartym na innych. Kochającym bliźniego i zdolnym do wybaczania. Takim, jakim chciałby widzieć go Bóg, w którego wierzy. Takim, jakim powinien zaakceptować go drugi człowiek – żeby udowodnić własne człowieczeństwo.
Nagrody i wyróżnienia:
* Nagroda im. Stanisława Bieniasza dla najlepszego dramatopisarza XVIII Ogólnopolskiego Festiwalu Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość przedstawiona” dla Tadeusza Słobodzianka
* Nagroda dla najlepszego aktora XVIII Ogólnopolskiego Festiwalu Dramaturgii Współczesnej RZECZYWISTOŚĆ PRZEDSTAWIONA dla Łukasza Lewandowskiego za rolę Jakuba
* wyróżnienie aktorskie dla Łukasza Lewandowskiego za rolę Mariana/Jakuba na 58. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Teatru Dramatycznego w Warszawie.