„Włóczęga, niespokojny duch…” – 82. urodziny Stachury

Gdyby schorzenia psychologiczne nie pozbawiły go chęci do życia i stabilności psychicznej, Edward Stachura skończyłby dzisiaj 82 lata. Choć odbierając sobie życie miał niespełna 42 lata, na stałe zapisał się na kartach polskiej literatury i odcisnął na niej swoją przebogatą twórczością piętno, a tysiące jego odbiorców wciąż utożsamiają się z emocjami, jakie przekazywał w swoich utworach.
Jego życie, choć trudne, burzliwe i naznaczone uciążliwymi dolegliwościami psychicznymi, karmiło go inspiracjami, które przekuwał na ponadczasową prozę i poezją, dziś wykonywaną chociażby przez Stare Dobre Małżeństwo czy Hey. Pozostaje jednym z najciekawszych twórców w najnowszej historii polskiej literatury, a jego spuścizna porusza kolejne pokolenia.
Dzisiaj, z okazji kolejnej rocznicy jego urodzin, przypominamy to, co po sobie pozostawił – najpiękniejsze fragmenty spośród jego ponadczasowej twórczości, bo to przez nią przemawia jego wrażliwość i prawdziwe emocje. Przyjrzyjmy się poezji i prozie, które wyszły spod jego ręki.

źródło: kultura.onet.pl
Wędrówką jedną życie jest człowieka;
Idzie wciąż,
Dalej wciąż,
Dokąd? Skąd? (…)Jak zjawa senna życie jest człowieka;
Zjawia się,
Dotknąć chcesz,
Lecz ucieka? (…)To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił
Jednak iść! Przecież iść!
Będę iść!– Wędrówką jedną życie jest człowieka (fragment)
Powyższy utwór doczekał się słynnego już, przejmującego i oszczędnego w warstwie muzycznej coveru Starego Dobrego Małżeństwa, który to utwór znalazł się na piątym albumie zespołu – Pod wielkim dachem nieba z 1992 roku. W repertuarze grupy często gościły teksty napisane przez Stachurę, debiutancki album SDM – Dla wszystkich starczy miejsca – z 1990 roku składa się w całości z tekstów autorstwa Steda (bo taki przybrał pseudonim), m.in. ze słynnego utworu Z nim będziesz szczęśliwsza czy Ach, kiedy znowu ruszą dla mnie dni?
POMÓŻ (…) WYJĄTKU CZUŁY ODEPRZEĆ TŁUMNE ARMIE REGUŁY
Edward Jerzy Stachura przyszedł na świat 18 sierpnia 1937 roku we Francji, do Polski przyjechał dopiero jako jedenastolatek, gdzie rozpoczął naukę w szkole w Aleksandrowie Kujawskim. Początki chłopca nie należały do najłatwiejszych, a to przez niewystarczającą znajomość języka polskiego i nawyki wynikające z dzieciństwa spędzonego w innym kraju, które powodowały, że początkowo odstawał od swoich rówieśników. Wiersze zaczął pisać pod wpływem znajomości z Januszem Kwiatkowskim (znanym jako Żernicki) w szkole średniej w Ciechocinku. Liceum skończył jednak w Gdyni wskutek napiętych relacji z ojcem, wagarowania i złych zachowań, na które skarżyli się nauczyciele. Maturę zdał w 1965 roku.
Ja, cóż –
Włóczęga, niespokojny duch,
Ze mną można tylko
Pójść na wrzosowisko
I zapomnieć wszystko
Jaka epoka, jaki wiek,
Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień
I jaka godzina
Kończy się,
A jaka zaczyna– Z nim będziesz szczęśliwsza (fragment)
Choć Stachura jest znany przede wszystkim jako pisarz i poeta, w młodości przejawiał zainteresowania artystyczne. Pod wpływem znajomości z Mieczysławem Czychowskim (malarzem i poetą) w trakcie swojego pobytu w Trójmieście, Sted podjął decyzję o aplikowaniu do Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych na Wybrzeżu. Mimo talentu, nie został jednak na uczelnię przyjęty, a to przez własny brak dyscypliny. Po tej porażce wrócił w rodzinne strony, gdzie zaangażował się w działalność środowiska literackiego, konkretnie grupy „Helikon”, w którego inauguracyjnym numerze opublikował kilka swoich tekstów. Nie porzucił jednak zainteresowań artystycznych – wsłuchiwał się w wykłady na toruńskim Wydziale Sztuk Pięknych.
Wypalić się do końca, do spodu, żeby śmierci, tej zwyczajnej wariatce, nic nie zostawić, niech odziedziczy po nas popiół wygasły i niech go sobie rozdmucha, jeśli chce, na siedem stron, i niech ma przy tym iluzję, że nie jest bezrobotna.
– Cała jaskrawość (1969)
Finalnie Stachura wybrał się na studia chyba głównie po to, żeby uniknąć poboru do wojska. Po jakimś czasie spędzonym na romanistyce na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, przeniósł się na stałe do Warszawy, gdzie kontynuował obrany wcześniej kierunek na Uniwersytecie Warszawskim, który skończył w 1965 roku z oceną dobrą. Jeszcze na studiach przez dwa lata prowadził dział poezji w jednodniówce „Widzenia”. Debiutował na łamach dwutygodnika „Uwaga” rok później wierszami Metamorfoza i Odnalazły się marzenia.
Góra
chmury pękały czarne
coraz czarniejsze
jakby koni frygijskich groźne tabuny
aż grom
przeszył obraz nie dokończony jeszcze
a model spadał
głową w dół
w płótno
i wrósł
w ciepłe jeszcze kontury
nagłego olśnieniaTo był ranek
a ty się śmiałaś do mnie z portretu– Metaformoza
POETA CZYNNY
Zaczął publikować w „Twórczości”, kiedy redaktorem naczelnym był Jarosław Iwaszkiewicz, ale dopiero pierwszy tomik wierszy i opowiadanie Jeden dzień spotkały się z szerszym i cieplejszym odbiorem, a sam Iwaszkiewicz przyznał, że proza Stachury wzbudziła w nim entuzjazm i wzruszenie.
Szedłem tak właśnie przez wieczór i wyszedłem tak na plac dość duży, a za nim było, a za nim było to, czego nie oczekuje się co krok, lecz oczekuje się niezwykle: widok olśnienie. I to jest manna z nieba na oczy. Opowiadam o tym spokojnie, bo nie chcę płoszyć widoku, który chcę opowiedzieć, więc nie mogę płoszyć także opowieści.
– Jeden dzień (fragment)
W 1963 roku wydawnictwo „Iskry” wydało jego poemat zatytułowany Dużo ognia, a poetę przyjęto do Związku Literatów Polskich.

wierszogrodlodzki.wordpress.com
Na odgłos kroków po schodach
Serce wciąż skacze do gardła,
Że może to jednak to ona,
Ona – to: piękna moja zagłada.Ach, kiedy znowu ruszą dla mnie dni?
Noce i dni!
I pory roku krążyć zaczną znów
Jak obieg krwi:
Lato, jesień, zima, wiosna –
Do Boliwii droga prosta!
Wiosna, lato, jesień, zima
Nic mi się nie przypomina!– Ach, kiedy znowu ruszą dla mnie dni? (fragment)
Henryk Bereza na łamach wspomnianej „Twórczości” wyraził przekonanie, że Stachura należy do pisarzy z urodzenia i z absolutnej konieczności. Patrząc, choćby pobieżnie, na cały dorobek literacki, jaki Edward Stachura po sobie pozostał, trudno mieć co do tego wątpliwości. Świadomie kreował on się na włóczęgę, przepadał za gawędziarskim stylem, często chwytał za gitarę i wyśpiewywał swoje piosenki. Miał też jakiś wrodzony wstręt do bycia przeciętnym czy schematycznym. Poproszony przez redaktorów Ludowej Spółdzielni Wydawniczej o sporządzenie krótkiej notki o sobie w ramach wstępu do drugiego wydania Całej jaskrawości, udało mu się po dłuższym czasie sklecić jedynie: Zawsze odczuwałem jakąś niechęć (podobnie bohaterowie tej książki i mniemam, że nie jesteśmy w tym odczuciu odosobnieni) do spisywania życiorysu w formie najczęściej stosowanej i wymaganej, to jest personalno-ewidencyjnej.
Twórczość Stachury, choć refleksyjna, sentymentalna i stawiająca pytania o życie i jego sens, ciesząca się niegasnącą popularnością wśród wykonawców, budziła mniejszy entuzjazm krytyków, wytykających w jego dziełach ich niewielką wartość czy wręcz słabość. Jakie to ma jednak znaczenie w obliczu bycia przez Steda postacią kultową, o czym świadczy stałe pobrzmiewanie jego twórczości i ciągła jej popularność.

źródło: http://liryka-liryka.blogspot.com/2016/09/czy-warto-edward-stachura-stachura.html
Twórczość Edwarda Stachury opierała się bowiem na przekraczaniu barier, które niosły za sobą literackie konwencje. Poeta dążył do ucieleśnienia koncepcji życia idącego w parze z wytwarzaniem, skupiał się na rzeczach najmniejszych, najprostszych, takich których w codzienności się nie dostrzega albo o nich zapomina. Sted kierował się w swojej twórczości pewną praktyką życiową, która zakreślała granice i przedmiot doświadczeń literackich, nigdy nie działał z góry powziętym i wynikającym z rozumowania planem działania.
Tak siedząc na ławce, na peronie, ze słońcem twarzą w twarz, dość jasno widzę to, co przeczuwałem od dawna, to, że wszelka poezja jest poezją niekonkretną, abstrakcyjną. Poezja konkretna jest poezją niepisaną, czyli poza napisanym wierszem, wszystko inne, całe życie, cały świat i wszechświat, od początku do końca lub bez początku i końca.
– fragment brulionu z 22 kwietnia 1971 roku
Krzysztof Rutkowski, we wstępie do pierwszego tomu słynnej serii dżinsowej, wspaniale pisał o, jak to nazwał, wyporności literatury w kontekście dorobku Stachury, który był przecież twórcą z natchnienia, twórcą zafascynowanym codziennością i jej odkrywaniem. Rutkowski postawił tam pytanie o oto, czy literatura może pomóc w odkrywaniu codzienności, każdej, pojedynczej chwili, najmniejszej drobiny istnienia. Czy słowo i literatura mogą być sposobem i narzędziem takiego działania-odrywania?
Wydaje się, że u Stachury nie ma żadnej przepaści między życiem a słowem o nim. Rutkowski zdaje się zauważać, że słowo jest światem, a świat jest słowem i dlatego kluczowe jest zapisywanie tego, co się myśli, zobaczy i usłyszy – ten pęd i ucieleśnienie tych tez u Edwarda Stachury doskonale widać. Stąd pewnie nienadmiernie wysokie oceny ze strony krytyki, która mogła wylansować mylny pogląd o Stedzie jako „artyście-prymitywiście” niewysilającym się nazbyt podczas pracy nad utworem.

domki-bieszczady.pl
W 1966 roku, kiedy opublikowano drugi tom opowiadań, Falując na wietrze, Julian Przyboś napisał, że dziwna to proza i niepodobna znaleźć we współczesnej naszej produkcji beletrystycznej niczego, co by choć trochę przypominało ton i styl tych opowiadań.
Przyłapałem się w tej samej chwili na tym, że nie zawsze, nie zawsze oczywiście, ale czasami, jeśli akurat śmieję się, to dlatego, żeby po prostu nie zapłakać. (…) Jest to przecież rzecz, która mogłaby szarpnąć kamieniem, głazem, opoką, na której wszyscy niby stoją.
–Falując na wietrze (fragment)
Kiedy w 1967 roku zaczął pracę (będąc jeszcze na stypendium w Meksyku) nad Siekierezadą albo latem leśnych ludzi , książki zainspirowanej pobytem w Kotli i Grochowicach (tam Hopla i Bobrowice) w Bieszczadach, nikt nie przypuszczałby, że zostanie za nią uhonorowany nagrodą im. S. Piętaka (co wzbudzi niechęć co poniektórych krytyków w dziedzinie literatury), a samo dzieło i wizyta Stachury w tym regionie zrodzą ideę dorocznych imprez, „stachuriad” (gościli tam m.in. Stare Dobre Małżeństwo, Czesław Mozil czy Grzegorz Turnau).
POETA KULTUROWEGO POGRANICZA
Szczyty popularności (niestety pośmiertnie) Stachura osiąga w latach 80. XX wieku, kiedy to światło dzienne ujrzała słynna już dżinsowa seria będąca zbiorem całego jego dorobku twórczego, a uwzględniająca opowiadania, dramaty, poematy, poezję i tym podobne. Choć Sted kreował się na buntownika i uznawany był za stojącego w kontrze do schematów, jego twórczość nie zahaczała nigdy o politykę, a przecież rozkwit jego kariery przypadł na trudne czasy PRL-u. Wszystko, co Stachura napisał, pozostawało w zgodzie z wyznawaną przez niego filozofią życiową, postulatem wolności i dynamicznego życia w ciągłym natchnieniu, stąd też zapewne jest najszerzej znany nie z poezji, a z prozy, która to myślenie odzwierciedlała.
Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano. Przecież to jest jedno z najpiękniejszych zdań świata, to jest olśniewające, to jest snop światła w same oczy, w same usta. Jak mogłem tego przedtem nie zauważyć? Ile razy wypowiedziałem to zwyczajne proste zdanie, nie zdając sobie sprawy, nie wiedząc, ślepy, że to jest przecież cud, opisanie cudu.
– Siekierezada albo zima leśnych ludzi (fragment)
Zapewne trochę nieświadomie i niezamierzenie Stachura stawał się postacią kojarzoną z kontrkulturą i odpowiedzią na wyobrażenia o hippisach. Wędrując w zielonej bluzie z chlebakiem i gitarą na ramieniu doskonale wpasowywał się w scenerię kontrkultury i mass-kultury rozkwitającej żywo i gwałtownie. To czasy, kiedy bohaterowie Stachury stają się modni dla czytelników będących trampami w stylu blue jeans.
Ruszaj się Bruno, idziemy na piwo;
Niechybnie brakuje tam nas!
Od stania w miejscu nie jeden już zginął,
Niejeden zginął już kwiat!
Nie omami nas forsa
Ni sławy pusty dźwięk!
Inną ścigamy postać:
Realnej zjawy tren!– Nie rozdziobią nas kruki (fragment)
Twórczość Stachury stała się jeszcze bardziej skrajnie przyjmowana na przełomie 1975 i 1976 roku, po ukazaniu się na łamach „Twórczości” poematu Kropka nad ypsylonem i opublikowania „flower-esejów” publikowanych pod tytułem Wszystko jest poezją. Opowieść-rzeka, kiedy to poeta podważa wszystko, co wcześniej napisał. Kropka nad ypsylonem jest o tyle ciekawa, że prześmiewczo dopełnia własną praktykę poetycką Stachury i jest polemiką z krytyką i pisarzami próbującymi osaczyć każdą odmienność i nowość narzędziami poznawczymi już znanymi, gotowymi i tradycyjnymi. W poemacie ucieleśnia się również nowy, bo plebejski i potoczny, język poetycki, nawiązując do tradycji pieśni dziadowskich, ballad podwórkowych, małomiasteczkowych, jarmarcznych.
słuchaj, lola
ty nie jesteś polonistką
to jest duży plus
ja nie jestem antyfeministą
to jest drugi wielki plus
twoje formy aeroakwodynamiczne
to jest trzeci plus in plusk
pozostawałby przed nami
krótki dosię susja wiem, lola
to dla ciebie pestka,
w tym się ćwiczysz prawie że od dziecka
ale mnie to zawsze dużo nerwów kosztowało
i smutno mi potem
smutno to za mało
jakoś mi potem tragicznie jest głupawo– fragment Kropki nad ypsylonem

materiały własne
Stachura często podróżował, już na przełomie lat 60. i 70. XX wieku w trakcie podróży stypendialnej odwiedził Meksyk, gdzie studiował literaturę hiszpańsko-amerykańską, język hiszpański, historię cywilizacji Majów i inne na Narodowym Autonomicznym Uniwersytecie Meksyku, gdzie zajmował się też tłumaczeniami z hiszpańskiego na polski i popularyzował polską kulturę w tym kraju, a w latach 70. jeździł po Europie (był m.in. w Szwajcarii, gdzie odebrał przyznaną mu nagrodę Fundacji Kościelskich, której znaczną część przeznaczył na zakup dobrej i poręcznej gitary brazylijskiej) i Ameryce Północnej, a także złożył kolejną wizytę w Meksyku. Bycie w drodze pozostawało dla niego sposobem na życie. W jednym ze swoich podróżnych zeszytów zanotował: Napisałem w życiu to i owo, i parę piosenek. Byłem tu i tam, i w Pucku (…)”.
Na bransoletkach u Metysek
dzielnice winne
i rzadkie kamienieLęk wzmaga czułość palców
i strun
a zapachy korzenne
rzewność moją i twoich nóg SolaneSolane odejdźmy w słoneczną stronę witraży
gdzie Bizancjum leniwe i muły
dźwigają kosze obfite
w owoce
i ciepły deszcz– Na bransoletkach u Metysek
Stachura wchodził w obszar kontaktów międzykulturowych z zadziwiającą swobodą i pewnością siebie, z wieloma kulturami, m.in. meksykańską i w ogólności południowoamerykańską czy francuską, był niezwykle żywiołowo związany. Cytując Rutkowskiego ze wstępu do pierwszego tomu serii dżinsowej: Rzadko się bowiem zdarza, przynajmniej w dzisiejszych czasach, by poeta znad Wisły zupełnie bez kompleksów i jednocześnie bez poczucia wyższości uczestniczył w życiu kulturalnym różnych obszarów językowych. Stachura był poetą kulturowego pogranicza. Niezależnie od tego, czy przebywał w Ciechocinku (…), Detroit (…), kosił żyto pod Leżachowem, czy zbierał kamyki w drodze z Bejrutu do Damaszku.
Swoje dzienniki Stachura prowadził w wielu językach, nie tylko w ojczystym, ale też po hiszpańsku czy francusku. I w każdym zawsze miał coś do powiedzenia.

materiały własne
BO WYGLĄDA, ŻE NIE MA TU DLA MNIE ŻADNEGO RATUNKU
Jego zdrowie psychiczne zaczęło pogarszać się pod koniec lat 70. W 1979 roku, po nieudanej próbie samobójczej, przebywał jakiś czas w szpitalu psychiatrycznym w podwarszawskich Ząbkach z rozpoznaniem zespołu urojeniowo-omamowego albo psychozy depresyjno-urojeniowej, choć podejrzewa się, że cierpiał na chorobę afektywną dwubiegunową. Na kilka miesięcy przed śmiercią prowadził dziennik o tytule Pogodzić się ze światem, a na cztery dni przed popełnieniem samobójstwa ponownie zgłosił się na leczenie do szpitala, skąd samowolnie oddalił się 24 lipca 1979 roku i odebrał sobie życie.
https://mojecmentarze.blogspot.com/2012/01/edward-stachura.html
Jednym z ostatnich zapisów podupadającego na zdrowiu poety był ten z 14 lipca 1979 roku, czyli spisany na dziesięć dni przed śmiercią: Sobota, 14 lipca: Jak ciężko jest dać ten jeden krok. Od paru dni wstaję i mówię sobie: „Gdybym to zrobił wczoraj, dzisiaj już nie musiałbym się męczyć”. Gdybyż to było dla mnie oczywiste! Ale ciągle do końca nie jest…
Edward Stachura spoczywa na Cmentarzu Komunalnym Północnym na Wólce Węglowej w Warszawie.
Na krótko przed śmiercią spisał List do pozostałych, poruszający wiersz będący pewnego rodzaju testamentem-posłaniem, który zacytuję w całości (bez częściowo nieczytelnej treści z ostatniej strony rękopisu, co do której nie wiadomo, czy jest jeszcze częścią Listu do pozostałych, czy początkiem nowego utworu):
Umieram
za winy moje i niewinność moją
za brak, który czuję każdą cząstką ciała i każdą cząstką duszy,
za brak rozdzierający mnie na strzępy jak gazetę zapisaną hałaśliwymi nic nie mówiącymi słowami
za możliwość zjednoczenia się z Bezimiennym, z Pozasłownym, Nieznanym
za nowy dzień
za cudne manowce
za widoki nad widoki
za zjawę realną
za kropkę nad ypsylonem
za tajemnicę śmierci w lęku, w grozie i w pocie czoła
za zagubione oczywistości
za zagubione klucze rozumienia z malutką iskierką ufności, że jeżeli ziarno obumrze, to wyda owoc
za samotność umierania
bo trupem jest wszelkie ciało
bo ciężko, strasznie i nie do zniesienia
za możliwość przemienienia
za nieszczęście ludzi i moje własne, które dźwigam na sobie i w sobie
bo to wszystko wygląda, że snem jest tylko, koszmarem
bo to wszystko wygląda, że nieprawdą jest
bo to wszystko wygląda, że absurdem jest
bo to wszystko tu niszczeje, gnije i nie masz tu nic trwałego poza tęsknotą za trwałością
bo już nie jestem z tego świata i może nigdy z niego nie byłem
bo wygląda, że nie ma tu dla mnie żadnego ratunku
bo już nie potrafię kochać ziemską miłością
bo noli me tangere
bo jestem bardzo zmęczony, nieopisanie wycieńczony
bo już wycierpiałem
bo już zostałem, choć to się działo w obłędzie, najdosłowniej i najcieleśniej ukrzyżowany i jakże bardzo i realnie mnie to bolało
bo chciałem zbawić od wszelkiego złego ludzi wszystkich i świat cały i jeżeli tak się nie stało, to winy mojej w tym nie umiem znaleźć
bo wygląda, że już nic tu po mnie
bo nie czuję się oszukany, co by mi pozwoliło raczej trwać niż umierać; trwać i szukać winnego, może w sobie; ale nie czuję się oszukany
bo kto może trwać w tym świecie – niechaj trwa i ja mu życzę zdrowia, a kiedy przyjdzie mu umierać – niechaj śmierć ma lekką
bo co do mnie, to idę do ciebie Ojcze pastewny żeby może wreszcie znaleźć uspokojenie, zasłużone jak mniemam, zasłużone jak mniemam
bo nawet obłęd nie został mi zaoszczędzony
bo wszystko mnie boli straszliwie
bo duszę się w tej klatce
bo samotna jest dusza moja aż do śmierci
bo kończy się w porę ostatni papier i już tylko krok i niech Żyje Życie
bo stanąłem na początku, bo pociągnął mnie Ojciec i stanę na końcu i nie skosztuję śmierci.
Twórczość Stachury obejmuje kilka tomów poezji, poematy, szkice literackie (m.in. Fabula rasa:(rzecz o egoizmie) wydany w 1979 roku, nad którym pracował od 1966 roku, i który miał być najważniejszym i najpełniejszym traktatem o „poezji czynnej”, którą ucieleśniał), opowiadania, dwie powieści (obok Siekierezady albo Zimy Leśnych Ludzi, Cała jaskrawość z 1969 roku). Co więcej, niewiele osób zdaje sobie sprawę, że pozostawił on po sobie dwa albumy muzyczne, pośmiertne Piosenki z 1985 roku – album wydany przez wytwórnię Polton, zawierający nagrania zrealizowane w warunkach domowych, a także podczas koncertu w stanie Michigan w Stanach Zjednoczonych oraz Urodziny z 1987 w tej samej wytwórni. Utwory zostały zarejestrowane podczas sesji nagraniowej w 1976 i Stachura śpiewa tam m.in. słynne Jestem niczyj czy Ach, kiedy znowu ruszą dla mnie dni?
Wspomniany szkic – Fabula rasa, w założeniu miał być zbiorem słów nie do czytania czy napisania, lecz do zrobienia swoim własnym życiem, to dialog edwarda stachury z człowiekiem-nikt. Stachura nie udzielał odpowiedzi na pytanie o sens w historii, a urzeczywistniał sen historii konkretnym i celowym działaniem nawiązując do marzeń o jedności czynu i słowa.
Edward Stachura pozostaje poetą, który tworzył w zgodzie ze sobą. Stawiany przez samego siebie nieustannie w obliczu prób i konieczności dokonywania wyborów tworzył dzieła dynamiczne, prawdziwe, a nie wynikające chociażby z biologicznie uwarunkowanego lęku przed śmiercią. Nie ograniczał się nigdy do narzucanego poetom zadania ograniczonego do układania pięknych zdań, starał się tworzyć coś, co nada finalnie jego słowom moc i siłę, o jakiej marzyli dziewiętnastowieczni twórcy doby romantyzmu, tchnąć w swoją poezję prawdziwe życie. Niniejszy tekst można zakończyć wymownym i poruszającym fragmentem poświęconym Stachurze autorstwa Krzysztofa Rutkowskiego, fragmentu, który obrazuje go jako twórcę, którym był, a nie bywał:
Praktyka poetycka Stachury pokazuje, że literatura może istnieć w postaci tekstu niedokończonego, ledwie naszkicowanego dialogu, piosenki, cytatu z różnych innych tekstów. Nie jest on po prostu gotowy, lecz wydarza się między ludźmi. Żeby mógł powstać tekst – potrzebna jest obecność drugiego człowieka. Tekst nie może mieć jednego autora, nikt nie jest do końca właścicielem tekstu, tak jak nie jest właścicielem języka, którym się posługuje na co dzień (…) Skoro pisanie jest jednym ze zmysłów, częścią życia, to nowa literatura- znaczy również: bardzo stara literatura – wytwarzana jest przez wszystkich z najzwyklejszej i jednocześnie odświętnej codzienności. Praktyka poetycka Stachury odkrywa wartość ludzkiej obecności w świecie.