Podróż sentymentalna wygenerowana komputerowo

O nowej wersji „Króla lwa” zrobiło się głośno ponad pół roku temu, kiedy wypuszczono pierwszy zwiastun. Już wtedy, na widok starej, dobrze znanej historii przedstawionej w zupełnie nowy sposób, obudziły się we mnie dziecięcy sentyment do wersji animowanej oraz podziw dla tych samych bohaterów wygenerowanych komputerowo. Czy „Król lew” Jona Favreau idący w stronę równie realistycznej „Księgi dżungli” zdołał dorównać klasycznej wersji? Moim zdaniem: tak. Ale zacznijmy od początku.

Trzeba przyznać, oprawa wizualna tak teł jak i wygenerowanych komputerowo bohaterów afrykańskiej opowieści, zapiera dech w piersiach. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, zwłaszcza, że wiele sekwencji jest dosłownym przeniesieniem w skali 1:1 ujęć z wersji animowanej, co wzbudza j w widzu jeszcze większą nostalgię. Kolory są odpowiednio niesamowicie żywe, czemu pomaga różnorodność zwierząt pokazywanych na ekranie; w trakcie końcowej walki hien z lwicami widz niemal czuje płomienie na twarzy a podczas scen na spustoszonej Lwiej Ziemi kolory zostają odpowiednio wyszarzone. Widz może poczuć się tak, jakby oglądał sceny dosłownie wyjęte z filmu przyrodniczego. No właśnie, jeśli zwrócić by uwagę na ów fotorealizm, opinie o najnowszym „Królu lwie” przestają być już tak pozytywne. Z jednej strony widzimy starych bohaterów w nowej, realistycznej, wygenerowanej komputerowo skórze. Tutaj również zadbano o wszelkie szczegóły, faktury sierści czy piór poszczególnych zwierząt. Przez to wyglądają one fenomenalnie, ale zgodnie z oryginałem – mówią. I właśnie tutaj dochodzimy do głównej wady nowego „Króla lwa”, tym bardziej uderzającej starszych widzów, którzy wychowali się na kreskówce – z powodu takiej a nie innej objętej strategii przedstawienia zwierząt, została mocno ograniczona również ich ekspresja. Nie zobaczymy tutaj wesoło uśmiechniętych mordek czy wystraszonych min. Co za tym idzie – choć może to błędna obserwacja – i aktorzy głosowi zdają się grać z mniejszą ekspresją, jaką oczekiwałam. Dodając do tego urealnienie spotkania dorosłego już Simby z duchem Mufasy – czy raczej, samym głosem poprzedniego Króla dochodzącego z chmur – realizm działa na niekorzyść całości.

Jeśli już jesteśmy przy aktorach głosowych, niemiłym zaskoczeniem była zmiana prawie całej obsady amerykańskiej, a co za tym idzie, również i u nas starzy bohaterowie przemówili nowymi głosami, pomijając Mufasę zagranego ponownie przez Wiktora Zborowskiego. Co zaś się tyczy Skazy, zapamiętanego przez obłędnego Marka Barbasiewicza, zabolała zamiana go na Artura Żmijewskiego. Choć z drugiej jednak strony, Żmijewski gra Skazę tak, jaki jawi się on na ekranie – jest on co prawda zgorzkniały i pragnie przejąć władzę, jednak przez większość filmu nie okazuje on takiej ekspresji, jaką zapamiętaliśmy, nie ma on tego typowego dla swojej animowanej wersji pazura.

O dziwo wybór Macieja Stuhra do roli Timona, Jerzego Stuhra jako Rafikiego, a Michała Pieli do roli Pumby, okazały się nienajgorszym wyborem. Postacie te, choć mówią nowymi głosami, mają swoje role na ekranie, a dodając do tego humor w wykonaniu lekkoduchów z dżungli, ten seans obfituje w więcej zabawniejszych scen niż pierwowzór.

Favreau jednak nie kopiuje dosłownie starego „Króla lwa”. Opowiada tę historię z nieco innej strony, dodając do niej więcej szekspirowskiego ducha. Bohaterowie napomykają informacje z przeszłości Skazy i Mufasy, zostaje też pogłębiony wątek życia na Lwiej Ziemi pod pazurem Skazy, który otwarcie usiłuje nakłonić Sarabi do zmiany frontu i zostania jego królową.

Oprawa muzyczna również jest jedną z najmocniejszych stron filmu. Za ścieżkę dźwiękową ponownie odpowiada Hans Zimmer i on również nie kopiuje bezwiednie utworów z wersji z ’94. W niektórych scenach da się usłyszeć bardziej podniosły ton, inne wprowadzają zmienioną linię melodyczną, jednak działa to tylko na korzyść filmu. Miłym zaskoczeniem jest dodanie wesołego „Stary lew mocno śpi” śpiewanego przez duet Timona i Pumby. Zgrzyta natomiast – i to bardzo, jeśli brać pod uwagę sentyment do oryginału – skrócenie i spłycenie piosenki Skazy „Przyjdzie czas”.

Mimo wszystko, odświeżony wygląd „Króla lwa” na wzór odświeżenia „Księgi dżungli” wyszedł na dobre oryginałowi, poszerzając historię, a w fanach wzbudzając nostalgię za pomocą obrazu oraz dźwięku, zapamiętanych z wersji animowanej.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.