Kwiat przekazywany pomiędzy ludzkim sercami – czyli występ teatru nō z okazji 100-lecia nawiązania oficjalnych stosunków polsko-japońskich

Kontakty Polski z innymi państwami nierzadko zmieniały się w skomplikowane relacje. Znaczną część z nich można by określić jako szorstką albo kłopotliwą. Mimo to każda styczność z osiągnięciami cywilizacyjnymi obcych narodów to niezwykle cenne doświadczenie. Bez wzajemnych koneksji rozwój polskiej społeczności byłby prawdopodobnie wolniejszy, a jego pokłosie – uboższe.
Wiele mówi się o powiązaniach Polski z krajami Europy. Nic dziwnego – w końcu sięgają one początków naszej państwowości i odznaczają się najsilniejszym wzajemnym oddziaływaniem. Spójrzmy jednak nieco dalej na wschód, poza nasz kontynent. Zaskakującym może wydawać się, że pierwsze kontakty polsko-japońskie datuje się już na XVI wiek a na przełomie XIX i XX wieku do Japonii trafił etnolog Bronisław Piłsudski, który stał się jednym z najwybitniejszych znawców języka i kultury Ajnów. Jednak dopiero uznanie przez Japonię w 1919 roku niepodległej Polski oznaczało nawiązanie oficjalnych stosunków między obydwoma państwami. W tym roku świętujemy setną rocznicę tego wydarzenia. Ambasady Japonii i Polski od stycznia organizują szereg wydarzeń mających upamiętnić ten jubileusz. Jednym z ciekawszych przedsięwzięć był zorganizowany 26 czerwca w Krakowskim Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha spektakl japońskiego teatru nō.
Teatr nō miał swoje początki w XIV wieku. Za jego twórców i zarazem dwie najwybitniejsze postacie w tej dziedzinie uznaje się Kan’amiego i Zeamiego. Sama nazwa oznacza zaś umiejętność i talent – słowa, które nieobce muszą być aktorom nō . W sztukach tych zazwyczaj występują tylko mężczyźni. W ostatnich latach na deskach teatrów zaczęły pojawiać się także kobiety, jednak ich droga ku sławie jest znacznie dłuższa i trudniejsza. Postacie dramatu, na ogół nieliczne, grane są przez aktora głównego (shite), pobocznego (waki) oraz chór. Ważnym artybutem postaci są noszone przez aktorów maski. Jak pisze Estera Żeromska,autorka książki Maska na japońskiej scenie: Od pradziejów maska służyła m.in. podkreśleniu stereotypowości postaci, a także jej odrealnieniu. Maska przekazuje informację o wieku, płci, pozycji społecznej oraz nastroju, w jakim dana postać się znajduje . Dla nō to przedmiot największego kultu, ponieważ stanowi samą esencję, istotę tego teatru.
Sztuki nō zazwyczaj nie są wystawiane pojedynczo. Poszczególnym przedstawieniom towarzyszy farsowe interludium kyōgen, które pozwala widzom na chwilę oderwać się od powagi i skupienia. W Krakowie również postawiono na podobny, klasyczny układ: pomiędzy sztukami Hagoromo (Szata z piór) oraz Nomori (Lustro Strażnika Pól) odegrano komiczny Neongyoku (Śpiew na leżąco). Wspomniane kyōgen przedstawiało historię sprytnego sługi, który próbował przechytrzyć swojego pana. Jednak przez duże ilości wypitego sake Tarō Kaja (Shinkai Yoshida) nie oszukał szlachcica i wykonał taniec połączony z komicznym śpiewem. Dużym atutem tej krótkiej scenki był jej zabawny charakter. Nie można ukryć, że to, co rozbawi japońskiego widza, niekoniecznie jest w stanie wywołać choćby uśmiech u Polaka. Mimo to mimika postaci i komiczny śpiew Tarō Kaji wywoływał gromki śmiech na sali. Żywiołowego charakteru sztuce dodawała ekspresyjna gra aktorska Shinkaia Yoshidy. Emocje na jego twarzy skrajnie zmieniały się w ułamkach sekundy, co w połączeniu z charakterystyczną, przerysowaną mimiką dawało świetny efekt. Minus tego krótkiego przedstawienia dotyczył kwestii raczej technicznych. Wciąż niezrozumiałe dla mnie jest to dlaczego, na wzór pozostałych spektakli, nie tłumaczono dialogów postaci, a opisywano jedynie, o czym rozmawiają i co robią w danym momencie. W moim odczuciu utrudniało to nie tylko samo oglądanie przedstawienia, ale także jego interpretację.
Pozostałe dwie sztuki były utrzymane w zupełnie innym nastroju. Pierwsza z nich – Szata z piór przedstawiała krótki epizod, w którym rybak Hakuryō odnajduje tytułową, magiczną szatę. Wykonanie rekwizytu budziło zachwyt już od pierwszych minut przedstawienia. Bogate zdobienia wyglądały pięknie na odbijającym delikatne światło żółtym, jedwabnym materiale. Okazałość sukni zdumiewała mnie (nota bene podobnie jak samego Hakuryō) do momentu pojawienia się na scenie jej właścicielki – Niebianki z Księżycowego Pałacu. Wówczas zaparło mi dech w piersiach. Nigdy jeszcze nie widziałam tak zachwycających zdobień w charakteryzacji aktora. Sama maska – biała, przedstawiająca łagodny wyraz twarzy – była wykonana bardzo skromnie. Całą uwagę skupiała za to korona Niebianki. Z każdego jej czubka zwisały okazałe, błyszczące blaszki w przeróżnych kształtach, które delikatnie falowały w powietrzu z każdym krokiem aktora. Całość wyglądała wyjątkowo majestatycznie w finałowej scenie tańca, którym bohaterka musiała wykupić od rybaka swoje odzienie. Dzięki dużej delikatności i wyczuciu w ruchach aktora, swobodnie powiewający w powietrzu jedwabny materiał harmonizował się z połyskującą ornamentyką korony. Coś wspaniałego.
Najlepsze jednak czekało widza na koniec – Lustro Strażnika Pól, sztuka samego Zeamiego. Ta nieskomplikowana historia pięknego stawu u podnóży góry Mikasa oczarowywała nie tylko charakteryzacjami postaci czy muzyką, ale również jej przesłaniem i sięgnięciem do symboliki rodem z kosmogonii japońskiej mitologii. Jezioro, nad którym rozgrywała się akcja, stało się w sztuce metaforą lustra, co budzi nie tylko konotacje z boginią Amaterasu, ale również z buddyzmem czy japońską kategorią estetyczną yūgen. Według niej piękno, sens, harmonia znajdują się w tym co niedopowiedziane, tajemnicze, niedosłowne. Często szuka się go w naturze, która jak tytułowe lustro stanowi odbicie duchowego świata człowieka.
W Lustrze Strażnika Pól najbardziej oczarowała mnie warstwa muzyczna. Dźwiękom bębenków i fleta poprzecznego towarzyszyły hipnotyzujące okrzyki muzyków. Warstwa akustyczna idealnie komponowała się z tańcem shite – demona z Kasuga. Duch pojawił się na polach Kasuga w odpowiedzi na wezwanie przebywającego nad jeziorem mnicha. Taniec głównego bohatera był oszałamiający. Przywodził mi na myśl wzburzone fale nad brzegiem morza, które pulsującymi ruchami oddalają się od ziemi, by po chwili uderzyć w nią z hukiem. Każde tupnięcie Yatarou Ohkury zdawało się być właśnie takim uderzeniem. Ponownie jak podczas spektaklu Szata z piór zachwycający był strój głównej postaci. Warstwa wizualna była bardzo mocnym elementem tego przedstawienia.
Spektakl Teatru nō w krakowskim muzeum Manggha to moim zdaniem jedno z najważniejszych kulturowych wydarzeń tego roku. Wystarczy przypomnieć sobie, że w 2001 roku nō wraz z kyōgen zostały proklamowane jako Arcydzieło Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości na liście UNESCO. Dlaczego wyróżnione zostały właśnie te formy teatralne? Odpowiedzią niech będzie majestatyczny taniec aktorów połączony z niesamowitym okrzykami muzyków i rytmicznymi uderzeniami bębna. Być może dla polskiego widza nie wszystko w tym hipnotyzującym obrazie wydawało się jasne i zrozumiałe. Mam jednak wrażenie, że brak znajomości japońskiej mitologii czy symboliki jest tutaj ważna. Liczy się samo zetknięcie z tym, co obce, egzotyczne, inne. Bo przecież jak napisał Ryszard Kapuściński w Podróżach z Herodotem: inne światy, inne kultury to są zwierciadła, w których przeglądamy się my i nasza historia. Dzięki którym lepiej rozumiemy samych siebie, jako że nie możemy określić swojej tożsamości, dopóki nie skonfrontujemy jej z innymi.
Aleksandra Niziołek