Ogary poszły w las – recenzja „Bezpańskich psów” Szymona Wojtyniaka

17 kwietnia 2019 roku, za sprawą wydawnictwa Muza, do sprzedaży trafiła debiutancka powieść Szymona Wojtyniaka – Bezpańskie psy.
Napisanie powieści rozgrywającej się zarówno w przededniu jak i w trakcie II wojny światowej zawsze jest sporym wyzwaniem oraz ryzykiem. Po pierwsze dzieje się tak dlatego, że proza tego rodzaju występuje na rynku w sporej ilości – jako biografie, wspomnienia czy powieści. Wiele z nich zostało napisane w czasach znacznie bliższych tragicznym latom wojny, co sprawia, że od początku wydają się bardziej autentyczne, wierne temu, co miało wówczas miejsce.
Szymon Wojtyniak nie jest pisarzem, który w tej tematyce może stanąć w szranki z choćby Erichem Marią Remarkiem. Czy to zła wiadomość dla potencjalnego czytelnika jego debiutanckiej książki?
Moim zdaniem nie. Co więcej, jako wielbiciel prozy Remarque’a, uważam, że lektura Bezpańskich psów może dać sporo przyjemności osobom, które cenią takie powieści jak Noc w Lizbonie czy Łuk triumfalny.
W pierwszej chwili fabuła może sprawiać wrażenie dość błahej i oczywistej – oto polski major, as kontrwywiadu, Feliks Zygartowicz, przeczuwa nadchodzący wojenny kataklizm i próbuje przekonać przełożonych do podjęcia działań, które przysłużą się ojczyźnie – przestrzega przed ich zbytnim zaufaniem do własnej siły militarnej i rzekomej przyjaźni ze strony sojuszników. Tu pojawia się pierwszy zgrzyt, gdyż postać majora ma wiele racji w tym, co usiłuje przekazać generalicji Wojska Polskiego. Ktoś mógłby zarzucić autorowi, że Zygartowicz przypomina Kasandrę, wieszczącą zagładę Troi i zignorowaną przez jej mieszkańców. Postawienie postaci w roli kogoś, kto trafnie przewidzi losy państwa w nadchodzącej wojnie to pułapka z której trzeba umiejętnie wybrnąć, żeby nie zrazić czytelnika, który – nie bez racji – stwierdzi, że po 80 latach od wybuchu II wojny światowej można zadać pytanie: „skąd on mógł to wtedy wiedzieć?”. Szymon Wojtyniak dokonał moim zdaniem słusznego wyboru – główny bohater zna dzieła Władysława Studnickiego i posiada rozległą sieć kontaktów, co uwiarygadnia jego wiedzę w wystarczającym stopniu.
Na skutek konfliktu z przełożonym Zygartowicz zmienia miejsce pobytu i z aprobatą generała, przyjaciela jego zmarłego ojca, rozpoczyna tworzenie własnego oddziału. Jest to interesująca część powieści – poznajemy w niej kolejnych jej bohaterów, takich jak Sebastian Rychter czy Radosław Makarewicz. Przypomina to nieco filmy znane jako heist movies, czyli traktujące o napadach (na banki, kasyna). Każda z postaci zostaje nam przedstawiona w scenach, które w dość oczywisty sposób sugerują nam do czego dany bohater będzie potrzebny w powstającej drużynie. Jest to zabieg, który przybliża nam pokrótce ich losy, rodziny i ukryte myśli. Autor tworzy postacie, które mają wady i zalety, dzięki czemu stają się nam bliższe. Bohaterowie są wiarygodni psychologicznie, pomimo że stanowią tło dla głównego bohatera. Zygartowicz jest człowiekiem honorowym, kulturalnym, ale drzemie w nim również mroczna tajemnica – coś, co sprawia, że chcemy dowiedzieć się o nim jeszcze więcej.
Największym problemem Bezpańskich psów jest dla mnie Wojciech Tuchowiak – niższy rangą przyjaciel majora. Pisarz, tworząc tę postać, wybrał rozwiązanie zbyt szablonowe – dwójka przyjaciół została zbudowana na przeciwieństwach (otwartość – skrytość, pobudliwość – spokój, ogromna siła fizyczna – ogromny intelekt), co sprawia, że do głowy przychodzą… Asterix i Obelix – oczywiście z całym szacunkiem do intelektu Tuchowiaka, który wbrew pozorom jest dość bystrym bohaterem, chociaż wydaje się nieco przerysowany. Najciekawsze i najlepiej napisane postacie to (obok Zygartowicza) wspomniany Sebastian Rychter, strzelec wyborowy, a także Marcus Schreiberg – oficer niemieckiego wywiadu oraz Krystyna Zapolska, polska agentka o kryptonimie Adrastea, pracująca w niemieckim banku jako Agathe Holler.
Sama fabuła jest poprowadzona bardzo umiejętnie – zwłaszcza, gdy zauważymy, że Bezpańskie psy składają się właściwie z dwóch rożnych opowieści, z których każda mogłaby stać się osobnym tekstem. Pierwsza z nich to historia Zygartowicza i jego ludzi (oprócz tego mamy również dobrze poprowadzony wątek miłosny); druga ma miejsce na terenie III Rzeszy, a jej głównymi postaciami są Agathe Holler, Marcus Schreiberg oraz oficerowie SS. Obydwa wątki łączy sprawa zuchwałego napadu na willę gestapowskiego funkcjonariusza Radkego i kradzież cennych dokumentów. Co ciekawe wątek Schreiberga prowadzi do spotkania na kartach powieści nikogo innego jak Adolfa Hitlera. Na szczęście nie jest on postacią przerysowaną, a pokazaną jako zaślepiony własnymi ideami egocentryk. Wielkie brawa należą się autorowi za trud pracy włożonej w odwzorowanie klimatu międzywojnia, szczegółowość uzbrojenia i poruszenie takich wątków jak choćby atak na radiostację w Gliwicach.
Szymon Wojtyniak napisał (jako debiutant) książkę, której wielu innych pisarzy może mu pozazdrościć – nie pogubił się w jej wielowątkowości, postarał się o wiarygodność historyczną, chociaż jest to powieść, w której umowność jest czymś oczywistym. Jest to dobrze napisana fikcja, której tłem są najważniejsze wydarzenia ubiegłego wieku. Zakończenie powieści sugeruje, że być może doczekamy się kolejnej, w której poznamy dalsze losy bohaterów. Jeśli po przeczytaniu książki chcemy dowiedzieć się, jaki los spotkał majora Zygartowicza oraz jego kompanię i czujemy niedosyt z powodu niewiedzy na ten temat, to chyba jest to całkiem dobra rekomendacja, prawda?
_____________________________