Teatr amatorski – teatr niezależny. Recenzja „Trupojadów”

Po spektaklu w wykonaniu grupy teatralnej T74 na nowo przypomniałam sobie, za co tak kocham teatr amatorski. Zresztą poziom tego spektaklu z pewnością nie był „hobbystyczny”, choć ze względów oczywistych nie był także profesjonalny; nadałabym mu miano półzawodowego, z wyraźnie wysokim poziomem.
Wielu reżyserów, zwłaszcza pracujących w głównej mierze z młodzieżą, chętnie sięga po tematy trudne, mgławe czy niewygodne, bo łączy się to z modą na kontrowersję. W tym przypadku nie odczuwałam ani przez chwilę, żeby charakter przedstawienia został wybrany na siłę. Wyjątkowo mroczny klimat, zapewniony przez chłodne, zaciemnione miejsce, wprowadzał od samego początku w atmosferę powagi, na jaką zasługuje sztuka inspirowana słynną sztuką Szymona An-skiego „Dybuk”, apokryfem „Ewangelia Marii Magdaleny” i innymi tekstami gnostyckimi. Kluczem jest tu słowo „inspirowana”, jako że obecni na niewielkiej widowni byli świadkami zupełnie nowej historii o miłości i śmierci… A właściwie śmierci i miłości. Próba skupienia się na jednym z tych wątków jest niemożliwa – sztuka splata je ze sobą na tyle ściśle, żeby na koniec wyjść z przekonaniem, że pogrzeb to ślub, a stypa to wesele.
Starając się oddać po spektaklu kłębiące się we mnie uczucia, byłam w stanie powiedzieć jedynie: „To mieściło się daleko poza moją strefą komfortu”. Teraz powiedziałabym, że to rozszerzało moją strefę komfortu, jak – choć może zabrzmieć to patetycznie – swego rodzaju katharsis.

fot. Maciej Wróbel
Zdecydowanie najbardziej przyczyniła się do tego odtwórczyni roli Ślepej – Dominika Sułtan. Niesamowita manipulacja głosem w połączeniu ze świetną charakteryzacją i dopracowaną grą aktorską pozwalała na wczucie się w ogromnym stopniu w rozgrywające się wydarzenia. Wyjątkowo skomplikowane zadanie miała przed sobą Joanna Dryś, panna młoda na weselu – musiała przejść całe spektrum emocji, co nie zawsze wychodziło jej najlepiej. Radziła sobie świetnie w scenach monologowych, gdy była zdana wyłącznie na siebie, gubiła się jednak w niektórych dialogach czy scenach zbiorowych.

fot. Maciej Wróbel
Małgorzata Niemiec i Marta Zaborska stanowiły dobrze dobrany duet – bywało, że we wspólnych scenach, być może nieświadomie, działały na korzyść występu tej drugiej. Nie mogłam przestać myśleć o nich razem, chociaż grały dwie kompletnie różne osoby, z innymi punktami kulminacyjnymi innych historii.
Piotr Piksa, grający Henocha, oddał w pełni definicję idealnej postaci drugoplanowej – choć jego historia nie była głównym tematem rozważań, była najmocniejszą partią całości. To właśnie przy scenach z jego udziałem traciłam poczucie wewnętrznej wygody, pozwalającej na co dzień nie skupiać się na przykrościach lub trudnych rozważaniach.
Jakub Warzocha natomiast był uosobieniem mroku całego spektaklu – tylko i aż tyle. Pracował świetnie ciałem, imitując ruchy… No właśnie, kogo? Trupa, ducha, diabła… Borys Krzysztyński miał chyba najtrudniej wśród aktorów – jego postać nie miała tak uderzającego, wbijającego się w pamięć momentu, niemniej złota zasada „nie ma złych ról, są tylko źli aktorzy” miała tu swoje zastosowanie. Udało mu się wydobyć z bohatera wszystko, co mógł.
Dużym zaskoczeniem była dla mnie naprawdę rewelacyjna gra świateł (efekty lamp stroboskopowych), zaprojektowana przez reżysera spektaklu: Błażeja Tokarskiego. Dopracowana do najdrobniejszego szczegółu, co musiało być wyzwaniem również dla aktorów. Także muzyka wprowadzała niepowtarzalny klimat, choć czasem uderzało mnie jej nagłe wyłączanie zamiast standardowego wyciszenia. Mógł to być zabieg planowany, acz niekoniecznie za każdym razem z dobrym skutkiem.
Sztuka nie nadaje się na lekką rozrywkę, chcąc nie chcąc – po jej obejrzeniu trzeba liczyć się z konsekwencjami w postaci myślenia i to być może trudnego i niekoniecznie przyjemnego, ale jednocześnie oczyszczającego. Najbliższy spektakl odbędzie się 20 maja, teatr ma jednak w repertuarze również inne tytuły, które mogą wydać się interesujące szczególnie dla osób gustujących w dramatach ekspresjonistycznych.
https://www.teatr74.pl/
Trochę ogólnikowo potraktowałaś tę sztukę w swojej recenzji, nie do końca jestem w stanie złożyć wszystko w całość, ale wzbudziłaś moje zainteresowanie tą sztuką. Wspierajmy młode, niezależne grupy aktorskie!