„Mam duszę zwierzęcia”, czyli recenzja książki „Łzy walki” Brigitte Bardot

Po książkę Brigitte Bardot sięgnąłem trochę z niepewnością. Muszę przyznać, że zastanawiałem się, co autorka może powiedzieć na temat zwierząt, choć wiedziałem, że prowadzi działalność charytatywną. Nie jest przecież biolożką ani behawiorystką. Jednak nie zawiodłem się. Bardot napisała książkę, której nie udałoby się stworzyć żadnemu naukowcowi.
W 1974 roku Bardot, będąc u szczytu sławy, zszokowała wszystkich, gdy oświadczyła, że kończy karierę, aby poświęcić się walce o prawa zwierząt. Stało się to dzień przed jej 40. urodzinami. Dzisiaj 85-letnia gwiazda wykorzystuje swoją popularność, by chronić tych, którzy sami nie mogą się obronić. Dalej działa w założonej przez siebie fundacji La Fondation Brigitte Bardot (FBB) z siedzibą w Paryżu.
Jeżeli teraz w mediach słyszymy o aktorce to głównie w kontekście jej kontrowersyjnych wypowiedzi, głównie komentując muzułmańskie obrzędy religijnie. Głównie krytykuje święto Id al-Adha (Święto Ofiarowania), kiedy każda muzułmańska rodzina zabija barana. Wiąże się to oczywiście z ubojem rytualnym (zarówno w islamie jak i judaizmie). Brigitte przedstawia również rozwiązanie tego problemu, które według niektórych imamów jest zgodne z Koranem. Apeluje również o zaprzestanie testów laboratoryjnych na zwierzętach.
Cięty i dosadny język opisujący drastyczne kwestie traktowania zwierząt jest niewątpliwie zaletą tej książki. Czytając, można stracić nadzieję w ludzkość. Dowiedziałem się o praktykach, które trudno sobie nawet wyobrazić. Przytoczę tylko dla przykładu piłowanie dziobów kurczakom, żeby nie jadły swoich odchodów na ogromnych fermach, gdzie stoją w ciasnocie jeden obok drugiego.
Bardot nie jest specjalistką ani badaczką zwierząt, jednak dała tej książce znacznie więcej – pisała z serca. Czytając książkę czuć tytułowe łzy, które zostały wylane podczas pisania. Łzy walki, ale też bezsilności. Już dawno nie czytałem nic tak bardzo emocjonalnie napisanego. Nie jest to arcydzieło pod względem literacko-językowym, ale czy musi być? Przeczytanie Łez walki skłoniło mnie do myślenia nad istotą sztuki i czym właściwie ona jest. I chyba właśnie to jest najważniejsze – żeby płynęła z wnętrza autora i wyrażała jego emocje.
Nie można pominąć intymności książki. Można ją nawet uznać za „zwierzęcą” autobiografię. Autorka opowiada całe swoje życie przez pryzmat ukochanych zwierząt, które od zawsze z nią żyły. Mówi o filmach, romansach, doświadczeniach religijnych. W wielu miejscach smutnych i wzruszających. Po lekturze łatwiej zrozumieć jej decyzję o porzuceniu kariery filmowej.
Niestety, autorka czasami powtarza niektóre wątki, ale nadaje to autentyczności opowieści, jak byśmy rozmawiali z nią w jej słynnym domu La Madrague niedaleko Saint-Tropez. Trochę irytował mnie stosunek autorki do samej siebie – nazywa się legendą i najsłynniejszą Francuzką. Z drugiej strony chyba trzeba przyznać jej rację – prawie każdy zna Brigitte, nawet jeżeli nie oglądał żadnego filmu z jej udziałem. Była, jest i będzie ikoną. Ale sławę wykorzystuje w szczytnym celu i należy się jej za to szacunek.
Warto jednak przeczytać tę książkę. Zainteresują się nią nie tylko miłośnicy filmów czy ekolodzy i obrońcy praw zwierząt. Osobiście nie jestem zapalonym kinomanem, los zwierząt nie jest mi obojętny, ale wcześniej nie zastanawiałem się nad tym głębiej. Po przeczytaniu na pewno będę dokonywał bardziej świadomych wyborów, mam nadzieję, że każdy, kto przeczyta tę książkę, zostanie zmuszony do myślenia, może nawet zmieni swoje życie. Poza tym całość zysków z jej sprzedaży Brigitte Bardot przekazuje na działalność swojej fundacji.
Łzy walki. Mój manifest w obronie zwierząt, Brigitte Bardot, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.
zdjęcie: https://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/5011/Lzy-walki—Brigitte-Bardot
Marcin Mieteń