Najlepsi z najlepszych – aktorzy w wyścigu po tegorocznego Oscara

Dwadzieścia cztery oscarowe nominacje, a spośród nich jedna z najważniejszych – ta honorująca najlepszych aktorów minionego roku. Każdy nominowany może czuć się już wygranym, znajdując się w tak utalentowanym gronie. O takim wyróżnieniu marzy każdy aktor – pora przyjrzeć się dziesiątce, która zdobyła uznanie Akademii.
NAJLEPSZY AKTOR PIERWSZOPLANOWY
RAMI MALEK (BOHEMIAN RAPSODY)
Charyzmatyczny portret wielkiej ikony popkultury przyniósł Malekowi pierwszą oscarową nominację, a także m.in. Złotego Globa oraz BAFTA. Dał mu też możliwość pokazania swojego talentu z zupełnie innej strony. Znanego ze świetnie przyjętego serialu „Mr. Robot” aktora mogliśmy oglądać także w filmach „Pacyfik”, „Noc w muzeum” czy „Need For Speed”. W tym przypadku zdecydowanie należą mu się pochwały za odwagę i efekt, bo Freddy Mercury to trudna rola, szczególnie, że sam artysta otoczony jest tajemniczą aurą, pewnego rodzaju mistycyzmem i niezaprzeczalnie kultem słuchaczy, którzy zasłużenie wynieśli go na piedestały muzycznego światka. Część fanów legendarnego zespołu Queen nie była przekonana co do samego filmu, ale zdecydowanie przeważają głosy, że za taką rolę Rami może szykować półkę na Oscara w swoim salonie.
VIGGO MORTENSEN (GREEN BOOK)
Choć dla większości będzie już na zawsze świetnym Aragornem z „Władcy Pierścieni”, Viggo to prawdziwie utalentowany aktor, roztaczający wokół każdej swojej roli niepowtarzalny urok. Na Oscara miał szansę już dwukrotnie – doceniono go za pierwszoplanowe kreacje w „Captain Fantastic” i „Wschodnich obietnicach”. Część osób łatwo może się nabrać na włoski akcent w postaci Tony’ego z „Green Booka”, inni z kolei śmiało mogą powiedzieć, że nie brzmiał on aż tak naturalnie. Jedno jest pewne – rolą w tym przyjemnym, podnoszącym na duchu filmie przypieczętował to, co mówi się o nim od lat. Hollywood powinno znacznie bardziej docenić Mortensena, a naprawdę przyjemnie byłoby zobaczyć go kiedyś ze statuetką złotego rycerza w dłoniach.
WILLEM DAFOE (AT ETERNITY’S GATE)
Trzykrotnie nominowany do Oscara („Pluton”, „Cień wampira” i niedocenione „Florida Project”), Dafoe należy do najbardziej pracowitych i charakterystycznych osób w Hollywood. Imponująca lista filmowych ról, m.in. „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, „Święci z Bostonu” czy „Angielski pacjent” zabarwiona jest udanymi przygodami w kinie rozrywkowym (jako ikoniczny przeciwnik Spider-Mana, Zielony Goblin). Choć samo „At Eternity’s Gate” nie dostało ani tak dobrej promocji i dystrybucji jak pozostałe filmy, ani też nie odniosło jak dotąd większego sukcesu, główna rola Dafoe przykuła uwagę krytyków i członków Akademii, którzy po raz czwarty zdecydowali się wyróżnić Willema. Kto nie widział Dafoe jako Vincenta van Gogha, z łatwością może wyobrazić sobie sytuację, w której aktor takiego kalibru bezproblemowo przenosi na ekran ikoniczną postać ze świata sztuki na swój własny, niepowtarzalny sposób.
BRADLEY COOPER (NARODZINY GWIAZDY)
Znany z takich produkcji jak seria „Kac Vegas”, nagradzany „Poradnik pozytywnego myślenia”, „Snajper”, „American Hustle” czy „Jestem Bogiem”, Cooper ma już na swoim koncie siedem nominacji do Oscara, z czego trzy mógł dołączyć do listy swoich dokonań po najnowszej odsłonie „Narodzin Gwiazdy”. Wraz z Lady Gagą podbili serca widzów na całym świecie, łamiąc rekordy popularności. Oboje stanowią największy atut tej produkcji, zaraz obok docenionej ścieżki muzycznej i piosenek. Bradley udowodnił nam, że ma nie tylko reżyserki dryg, ale świetnie ucho i wyczucie, a jego głos oczarował już miliony. Choćby nie wygrał, zasługuje na same pochwały i duże uznanie. Jak na debiut reżyserki wyszło bardzo dobrze, a jego aktorskie możliwości w żadnym stopniu na tym nie ucierpiały.
CHRISTIAN BALE (VICE)
Absolutny mistrz metamorfozy z serią niezapomnianych, ikonicznych już ról. Lista byłaby bardzo długa, ale warto wspomnieć takie produkcje jak „American Hustle”, „Big Short”, „Imperium Słońca”, „Prestiż”, „American Psycho” czy wreszcie „Fighter”, za którego zgarnął już jednego Oscara. Nikt jednak nie wątpi, że sposób w jaki sportretował na ekranie Dicka Cheneya, prawdopodobnie najpotężniejszego wiceprezydenta w historii USA i prawdziwego mistrza marionetek za kadencji Busha, zasługuje na serię peanów. Kolejna metamorfoza, intrygujące wręcz aktorskie wcielenie i choć sam film (nominowany w głównej kategorii) ma mocnych konkurentów, dla wielu Bale jest pewniakiem w tym zestawieniu. Wszystko się może jeszcze wydarzyć, ale wiele wskazuje na to, że po raz kolejny Akademia może postawić na zmienionego nie do poznania aktora, który wcielił się w kontrowersyjnego polityka – szczególnie przy obecnym klimacie i dyskusjach, jakie odbywają się w Stanach. Ale warto też podkreślić, że Bale jest w tej roli po prostu szalenie dobry.
NAJLEPSZY AKTOR DRUGOPLANOWY
RICHARD E. GRANT (CAN YOU EVER FORGIVE ME?)
Brytyjski aktor, znany z występów w takich produkcjach jak „Dracula”, „Bodyguard: Zawodowiec”, „Logan: Wolverine”, „Żelazna Dama” czy nawet „Spice World”, stanowi świetny dodatek do filmu, w którym Melissa McCarthy prezentuje swoje aktorskie umiejętności. Grant w każdej z kolejnych scen coraz śmielej skrada show i zdecydowanie będzie jednym z tych czynników, które sprawią, że film na swój sposób zapisze się jednak w naszej pamięci. Dynamika jaka łączy aktorów jest zasługą obojga, ale Richard samemu bez najmniejszego problemu nadaje smaku dwuznacznej i przyciągającej uwagę postaci Jacka Hocka, zagubionego artysty, który nie bo się łamać zasad. Zdecydowanie miło zobaczyć jego nazwisko wśród nominowanych, chociaż niewiele osób trzyma za niego kciuki. Warto jednak zapamiętać go, bo należy do tych aktorów, których ogląda się bez świadomości, jak spory mają dorobek i jak rzadko daje się im okazję błyszczeć na ekranie.
MAHERSHALA ALI (GREEN BOOK)
„Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”, netflixowe „House of Cards” i „Luke Cage”, docenione „Ukryte działania” i najnowszy sezon „Detektywa” – portfolio Mahershali jest dość różnorodne, a sam aktor ma w czym przebierać. Zestawiając jego oscarową rolę w „Moonlight” z graną przez niego postacią Doktora Shirley’a udowadnia nam jak wiele wcieleń jest w stanie przybrać. Powątpiewający w jego umiejętności przy poprzedniej nominacji mogą teraz zrozumieć, dlaczego Akademia dostrzegła w nim wówczas zasłużonego kandydata na Oscara. Podobnie jest w tym roku – Ali wymieniany jest wśród faworytów, zachwyciwszy krytyków i bywalców kin. Widzowie na całym świecie pozytywnie wypowiadają się o historii niezwykłej przyjaźni, a ciekawa postać, w którą wciela się Ali, powoduje chęć poznania jego historii i podążania za nim przez większość filmu.
ADAM DRIVER (CZARNE BRACTWO. BLACKKKLANSMAN)
Driver ma na swoim koncie takie produkcje jak serial „Dziewczyny” oraz filmy „Powiedzmy sobie wszystko”, „Paterson” i „Człowiek, który zabił Don Kichota”, ale prawdziwą sławę przyniosła mu rola Kylo Rena w najnowszej trylogii kultowych „Gwiezdnych Wojen”. Drugoplanowa postać Flipa Zimmermana w „Czarnym Bractwie” Spike’a Lee zapewniła mu pierwszą oscarową nominację. Można zaryzykować stwierdzeniem, że być może nie ostatnią. Biorąc pod uwagę charakterystyczny głos i wygląd idące w parze z talentem aktorskim, przy obecnej popularności i większej swobodzie kontraktowej Adam mógłby przebierać w rolach, które po raz kolejny przyniosą mu pochwały krytyków. Grany przez niego policyjny wyróżnia się odwagą, elementami stoicyzmu, ale i humor, a wisienką na torcie jest to coś, co przykuło w tym wypadku uwagę nominujących do Oscara. Oby tak dalej.
SAM ROCKWELL (VICE)
Zeszłoroczny laureat za świetne „Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri”, znany również jako Dziki Bill z „Zielonej Mili” czy Sam Bell z „Moon”. Rockwell zdobył sympatię i uznanie rolami w wielu filmach, m.in. „7 psychopatów”, „Wyrok skazujący”, „Udław się”, „Niebezpieczny umysł” czy „Najlepsze najgorsze wakacje”). Rok temu jako wulgarny policjant zasłużył na najwyższe wyróżnienie, a w tym roku doceniono go za postać byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, George’a W. Busha. Choć twórcy filmu niezbyt starali się zachować choć resztkę neutralności w podejściu do polityka, Sam daje z siebie wszystko i w połączeniu z całkiem udaną charakteryzacją serwuje nam wiarygodny i lekko prześmiewczy portret człowieka, który myślał, że stoi na czele Białego Domu. W filmie pojawia się niezbyt często, ale zdecydowanie zapamiętamy tę rolę. Akademia miała w czym wybierać w obsadzie „Vice”, więc tym bardziej powinien czuć się doceniony za znalezienie się w tym gronie ponownie.
SAM ELLIOTT (NARODZINY GWIAZDY)
Z oczywistych względów siedemdziesięcioczteroletni aktor na pewno pochwalić się może bogatym dorobkiem filmowym. W przypadku Sama przygoda z ekranem zaczęła się jeszcze w latach sześćdziesiątych. To jego pierwsza nominacja do Oscara, honorująca jego dość charyzmatyczną rolę w „Narodzinach gwiazdy”. Elliott ma na swoim koncie takie popularne tytuły jak „Big Lebowski”, „Tombstone”, „Złoty Kompas”, „Ghost Rider”, „Hulk” czy „Byliśmy żołnierzami”. Miły ukłon Akademii w stronę weterana branży, tym bardziej, że wyróżnienie całkiem zasłużone – grany przez niego Bobby to najbardziej wyrazista postać obok dwójki głównych bohaterów filmu.
Tegoroczne kategorie aktorów wypełniają nazwiska, które automatycznie kojarzą się z imponującym dorobkiem zawodowym. Czy Akademia zasugeruje się rozdaniami Złotych Globów, SAG Awards i BAFTA? Odpowiedź poznamy już w nocy z niedzieli na poniedziałek. Trzymajcie kciuki za swoich ulubieńców!
[:]