Burleska – rozmowa z Betty Q
RCH: Czym jest, a czym nie jest burleska?
Betty Q: Dobrze, że jest ta druga część pytania, bo inaczej byłabym bardzo zdenerwowana. Trzy lata temu organizowałam międzynarodowy festiwal burleski w Kinie Iluzjon – było to pierwsze tak duże wydarzenie w Polsce. Przerwałam wywiad z powodu podobnego pytania. Właściwie nigdy nie zgadzałam się na udzielanie wywiadów dla popularnych, niezwiązanych z kulturą, mediów takich jak „Superstacja”, „Super Express” albo „Fakt”. Wtedy się zgodziłam, bo stwierdziłam, że festiwal jest dla mnie ważny. Musiałam przerwać wywiad, ponieważ nie dałam rady. Dziennikarka była zupełnie nieprzygotowana. Zadała mi pytanie: „Co to jest burleska?” – nie wiedząc i oczekując ode mnie odpowiedzi. Zdenerwowałam się, podziękowałam i powiedziałam „do widzenia”. Nie wiem czy słusznie się wtedy obraziłam – w zasadzie to trzymałam się moich pryncypiów, żeby nie udzielać wywiadów dla mediów, które mnie nie interesują. Mimo wszystko cały czas zastanawiam się, czy postąpiłam wtedy właściwie. Z drugiej strony występowałam ostatnio na dużej imprezie firmowej, w Spatifie. Czekałam na swój występ w przejściu między salami i bardzo dużo osób przechodząc mówiło: „O, będzie burleska”. To był dla mnie komplement. Taki sygnał, że ludzie wreszcie wiedzą, co to burleska i jak to nazwać. Gdy zaczynałam swoją przygodę z burleską osiem lat temu nikt nie wiedział, jak wymówić to słowo. Ludzie wstydzili się go używać, nie używali, żeby nie popełnić błędów w wymowie. Teraz się to bardzo zmieniło. Mogę Ci powiedzieć, czym nie jest burleska, w związku z tym moim przydługim wstępem. Może tak być? (śmieje się)
RCH: Może, jak najbardziej.
BQ: Bardzo szanowana i ważna instytucja kultury zgłosiła się do mnie kilka dni temu, by zorganizować pokaz burleski w trakcie swojego wydarzenia. Owa instytucja kultury była raczej bardziej naukowo-kulturalna. Chcieli zrobić pokaz na wydarzeniu dla dorosłych w okolicach walentynek. Wysłałam im ofertę i po paru dniach dostałam odpowiedź, że to nie jest jednak to, czego się spodziewali. Zazwyczaj tego nie robię, ale spytałam: „A czego się spodziewaliście?” Odpowiedzieli, że spodziewali się, że to będzie bardziej taki pin-up, bez rozbierania; frywolnie, ale nie tak bezpośrednio – to właśnie nie jest burleska. Bardzo często ludzie mylą burleskę z rewią, z musicalem. Mówią: „Aha, burleska to Chicago. O, burleska to Moulin Rouge”. Nie, Moulin Rouge jest rewią francuska, która niewiele ma wspólnego z burleską. Moulin Rouge to również tytuł filmu – musicalu. Chicago tak samo. To nie jest burleska, chociaż bardzo często jest mylona właśnie z tymi formami. Burleska jest bardzo szeroka, ale nie jest żadnym z tych gatunków, o których powiedziałam – mogą się estetycznie kojarzyć, ale to nie jest to samo.
RCH: Skąd burleska znalazła się w Polsce?
BQ: Rok po moim polskim debiucie pojechałam na festiwal burleski do Szwecji, do Sztokholmu. Pamiętam, że ktoś mnie zapytał, jak wygląda scena burleskowa w Polsce. Odpowiedziałam: „Tak” – wskazując na siebie. Wtedy to rzeczywiście była prawda. Było naprawdę bardzo mało osób, które zajmowały się burleską. Ja chyba miałam więcej uporu i odwagi, żeby się tym zająć. Postanowiłam wykorzystać moje doświadczenie teatralne i pedagogiczne, żeby zaciekawić inne osoby tym tematem. Napisałam program zajęć, wymyśliłam, jak to ma wyglądać i zorganizowałam zajęcia. Uczyłam tańca, więc nie było dla mnie trudnością zorganizowanie grupy w szkole tańca. Zaczęłam prowadzić zajęcia, które nie miały wiele wspólnego z burleską, taką jak rozumiem ją dzisiaj, ale był to początek. Pojawiły się osoby, które zaciekawiły się tematem oraz takie, które już wcześniej interesowały się burleską, ale potrzebowały motywacji. Taką osobą była, na przykład, Pin Up Candy. Przyszła do mnie na zajęcia i zaczęłyśmy współpracę. Właściwie nie tylko z nią, bo było nas wtedy chyba cztery albo pięć. Myślałyśmy, że jeśli będziemy występować razem to będzie głośniej i raźniej. Wiedziałyśmy, że burleska nie jest grupowym performancem, a solowym, ale zaczynałyśmy właśnie razem w takim małym kolektywie. Tak właśnie burleska się pojawiła w Polsce. Burleska w Polsce jest przeszczepem. Nie ma jako takich historycznych… (zastanawia się)
RCH: …odpowiedników?
BQ: Odpowiedniki ma, bo rewia i kabaret przedwojenny oraz międzywojenny w Polsce zawierają takie elementy, które można powiązać z burleską. Bardziej w kontekście lekkiej rozrywki, niż rzeczywiście striptizu. Jak się poogląda niektóre rewiowe numerki aktorek-tancerek, to widać. Loda Halama może być naszym polskim wzorcem. Ale prawda jest taka, że to nie jest burleska. Burleska jako taka jest przeszczepem. Rzeczywiście mamy tradycje przedwojenne, ale prawdziwa burleska pojawiła się z dopiero w okolicach 2010 roku. To był początek burleski w Polsce.

[:pl]Betty Q fot. Tatiana Hajduk[:]
RCH: Minęło już trochę czasu – niemal dekada. Jak zmieniła się burleska?
BQ: W Polsce czy w ogóle?
RCH: W Polsce. Skupmy się na naszym podwórku.
BQ: Jak się zmieniła? Myślę, że jest lepsza. (śmieje się) Jest dużo lepsza, po prostu ciekawsza i lepsza jakościowo. Scena nam się powiększyła, ale nie jakoś bardzo. Przyznam, że wciąż mam problemy, żeby mieć polskich dobrych artystów na scenie. Nie jest ich tak dużo, a chcemy, żeby było różnorodnie. Czasami utrudnia mi to pracę. Może nie tak bardzo jest to kwestia różnorodności, ale ta kwestia jakości, na którą stawiam – bo też wymagam dużo. To sprawia, że w Madame Q zobaczycie takie postaci, które lubię i popieram oraz wspieram ich rozwój. Na pewno zmieniło się to, co powiedziałam na początku, że ludzie widzieli mnie i mówili „O, będzie burleska”. To było bardzo głaszczące dla mnie, że to pojęcie jest już tak szeroko rozumiane i znane. Zmieniło się… Ha, zawsze prowadząc zajęcia z tassel twirling, śmieję się z tego, że zmieniły się wielkości tassels i majtek. Zaczynało się od takich bardzo dużych, a teraz są coraz mniejsze. Jest taki dowcip, że nasz kostium mieści się w dwóch walizkach, a kostium striptizerki w kieszeni. Myślę, że to nie jest zbyt grzeczne, ale też nie zawsze zgodne z prawdą, bo czasami te kostiumy są bardzo malutkie. Dziewczyny otworzyły się na to, że mogą mieć ciało takie, jakie mają; mogą się go nie wstydzić, mogą go nie zasłaniać wielkimi majtkami. To się chyba zmieniło, że jeżeli dziewczyna decyduje „tak, chcę mieć małe pasties i małe majtki” czy „jestem gruba i chcę mieć małe majtki” – to znaczy, że ona dobrze czuje się ze swoim ciałem i chce to ciało pokazywać. Wydaje mi się, że kiedyś na polskiej scenie nie było tak dużej pewności siebie i świadomości własnej wartości, ale są to tylko moje przemyślenia, że było więcej zachowawczości i mniej dzikości. (uśmiecha się) Ja też bardzo się zmieniłam. Zaczynałam od pin-upowych słodkich numerków. To była moja tożsamość wtedy, a przeszłam do czegoś całkowicie innego teraz. Zupełnie inaczej wyglądam i ubieram się – to też ma znaczenie. Kiedy się zmieniasz, to zmienia się również twoja burleska. W międzyczasie w moim życiu bardzo wiele się zmieniło i myślę, że to też wpłynęło na to, co robię na scenie. Polska burleska wydaje mi się teraz odważniejsza. Nie mam na myśli naszych występów, tylko tego, że jesteśmy bardziej pewni siebie i swoich ciał.
RCH: Jak zmienił się odbiór burleski?
BQ: Pierwszy poważny wywiad o burlesce, jaki pojawił się ze mną w polskiej prasie w 2010 roku, był zatytułowany „Burleska to nie striptiz”. Dzisiaj wstydzę się trochę tego tytułu, bo burleska to jest striptiz. Kiedyś udawałam chyba przed sobą i innymi, że to jest coś innego – ważnego. Oczywiście, burleska jest ważna, ale tak samo ważny jest feministyczny czy emancypacyjny striptiz. Myślę, że taka dewaluacja striptizu moimi dawnymi wypowiedziami, albo słowami niektórych współczesnych artystek burleskowych może być bardzo krzywdząca dla osób pracujących jako striptizerki, które też są feministkami; które też działają na rzecz ciało-pozytywności, na rzecz emancypacji i feminizmu. Nie zdawałam sobie z tego sprawy wtedy. Teraz ja podejmuję ryzyko. Trzeciego marca organizujemy dyskusję o seksworkingu; o tym, jak są postrzegane osoby pracujące seksualnie, czym jest praca seksualna, jak to wszystko łączy się z burleską, ze striptizem, z camingiem i różnymi zjawiskami, które się pojawiają. To ryzyko, bo ludzie tutaj czują się bezpiecznie. Przychodzą – zawsze się śmieję troszkę – na ryzykowne zachowanie kulturalne. Ten żart tak naprawdę nie jest żartem, bo w rzeczywistości przychodzą tutaj na striptiz, który w ich głowach bardzo często jest nie do pomyślenia. Chcę zbudować miejsce, gdzie ludzie będą dobrze się czuć. Bywa, że czują się onieśmieleni, ale robimy wszystko, żeby było fajnie. Tą dyskusją powiem im, że tak naprawdę cały czas (śmieje się ironicznie) chodzili na striptiz. Myślę że jesteśmy tak samo pracownicami seksualnymi, jak dziewczyny, które pracują na kamerkach i striptizerki w klubach gogo. To jest moje zdanie. Wiem, że to jest bardzo kontrowersyjna kwestia też w środowisku. Organizując to spotkanie, szukałam osoby, która pracuje w strip clubie i robi burleskę. Za granicą jest sporo takich osób, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych jest ich dużo. Robią to dlatego, że to przynosi pieniądze, a burleska może nie dać takiego dochodu. Szukałam takiej osoby w Polsce i nie znalazłam nikogo. W międzyczasie zdecydowałam, że wolę zaprosić do dyskusji performerkę, która jest autorytetem, która jest ważna w środowisku, czyli Red Juliette. Nie występuje w klubie ze striptizem, ale opowie o swojej perspektywie postrzegania burleski w kontekście pracy seksualnej. Nie wiem, jakie jest jej zdanie na ten temat, ale jakiekolwiek jest, to ja je szanuję. Najbardziej interesuje mnie, żeby zacząć dyskusję. Dostałam też informację od znajomej, że dostanę list od dziewczyny, która zajmuje się burleską i pracuje w strip clubie, jednak nie chce się ujawniać, bo to jest taka stygma dla niej, jest to zbyt ciężkie. Więc jakie było pytanie?
![[:pl]Betty Q fot. Anna Wojtecka[:]](https://i0.wp.com/kulturanacodzien.pl/wp-content/uploads/2019/02/Betty-Q-fot.-Anna-Wojtecka-2.jpg?resize=200%2C300&ssl=1)
[:pl]Betty Q fot. Anna Wojtecka[:]
RCH: Jak zmienił się odbiór burleski?
BQ: To jest pytanie tak naprawdę, jak zmieni się odbiór burleski po takim wyjściu do ludzi – tak, burleska to jest striptiz, tylko że akceptowalny społecznie dużo bardziej, niż striptiz w klubie gogo. Oczywiście można powiedzieć, że to ma inne walory estetyczne. Tak, zgadzam się, ale rozbieramy się na scenie za pieniądze. Zastanawiam się, jak to zostanie odebrane przez publiczność. Czy się obrażą, czy zlekceważą tę dyskusję i nikt jej nie zauważy, czy będzie tak niszowa, że niewiele osób do niej dotrze. Jednak jeśli pozwoli choć jednej osobie poczuć się lepiej w tej kwestii i zapewni jej poczucie, że jest potrzebna w środowisku, to moim zdaniem jest już wiele. Jak zmienił się odbiór? Wydaje mi się, że nie zmienił się za bardzo i cały czas jest podobnie. Zawsze ktoś z widzów wstydzi się, ktoś inny nie wie, jak zareagować – nie wie, czy w ogóle może zareagować, czy może klaskać. Cały czas trzeba to ludziom tłumaczyć, bez przerwy przychodzą takie przestraszone osoby. Czasem przychodzą ludzie, którzy stwierdzają, że właśnie tego szukali i to jest ich miejsce. Wszystkie możliwe reakcje. Myślę, że to nie zmieniło się za bardzo – może dopiero teraz się zmienić. Ja też jestem dużo bardziej świadoma niż kiedyś. Raz byłam na spotkaniu zatytułowanym „Feminizm a praca seksualna” w Instytucie Filozofii i Socjologii w PANie. Znam teorie, o których była mowa, ale wiedzy na ten temat nie zawdzięczam studiowaniu tej dziedziny nauki, ale po prostu bycia częścią środowiska, w którym jestem i świadomości, na czym to polega. Cały czas się uczę, zmieniam, ale publiczność, wydaje mi się, nie uległa specjalnej zmianie.
RCH: Czyli ten etap jest tak jakby przed?
BQ: Tak, uważam, że ten piorun uderzy trzeciego marca, w dzień praw osób pracujących seksualnie. Jeżeli uda się, to wtedy będziemy obserwować ciekawe zmiany. Zastanawiam się, czy rzeczywiście to jest dobre, że chcę powiedzieć ludziom: „Ej, oglądacie striptiz!” Myślę, że to dużo zastanowienia dla tych ludzi. U niektórych moje słowa wywołają ekscytację i zapewne przemyślenia typu: „Łał, to jest super trzeciofalowe!” lub „Łał, ale jestem zajebiście sekspozytywny!” Super, dobra robota, odrobiłeś lekcję. Ale może też być inaczej. Ludzie zamawiają burleskę na imprezy firmowe. Czy ludzie zamawiają striptiz na imprezy firmowe? Nie, dlatego też ja nie wiem, jakie będą konsekwencje mojego wyznania dla mnie samej. Zobaczymy. A może ludzie zlekceważą to wydarzenie i nikt nie przyjdzie na dyskusję albo 15 zainteresowanych osób – i wtedy jedyne co zrobimy, to pomożemy komuś, kto nie chciał się ujawnić.
RCH: Co w takim razie Tobie dała burleska?
BQ: Jestem mądrzejsza dzięki niej. Wydaje mi się, że wcześniej nie byłam taka mądra. Nie uważam siebie za supermądrą, ale jestem mądrzejsza, niż gdybym tego nie robiła. Dała mi duży kapitał społeczny. Dzisiaj rano byłam w telewizji śniadaniowej i znałam tam osobiście większość ludzi, którzy występowali, prowadzili lub byli tam. Te osoby mnie też znały. To jest bardzo duży kapitał. Ostatnio planowałam inny projekt, który, mam nadzieję, dojdzie kiedyś do skutku. Musiałam poruszyć niebo i ziemię, żeby zorganizować wspaniałych ludzi, którzy dołączyliby do projektu i okazało się, że moje kontakty pomogły mi osiągnąć ten cel. Czuję, że żyję w kulturalnej Warszawie, że jestem jej częścią. Co jeszcze mi dała burleska? Dużo rozmyślań na temat ciała. Na przykład, teraz się nie depiluję i mam włosy na ciele. Moje włosy na ciele są jasne i małe – nie są bardzo widoczne, ale ludzie, którzy siedzą w pierwszym rzędzie, widzą, że mam włosy pod pachami. Jednocześnie zakładam szpilki całe w kryształach Swarovskiego. Często nad tym rozmyślałam. Zastanawiałam się, czy mogę sobie na pozwolić na taką dozę wolności i naturalności, będąc na scenie. Tak, mogę. Pokazuję tym samym, że moje ciało jest fajne, atrakcyjne – może być całe w brokacie i jednocześnie mieć włosy pod pachami czy na nogach. Bardzo długo zastanawiałam się, jaki będzie odbiór społeczny, czy ludzie to zaakceptują, a większość ludzi nawet tego nie zauważa, ale ja czuję się lepiej. Burleska dała mi wiele rozważań o moim ciele i duże kontakty na całym świecie. Wiem, że środowisko burleskowe to jest społeczność, która naprawdę jest dla siebie bardzo życzliwa i to jest bardzo wartościowe dla mnie. Zyskałam dla siebie sporą społeczność.
RCH: Prowadzisz też zajęcia z burleski. Co burleska daje osobom biorącym w nich udział?
BQ: To nie jest pytanie do mnie, tylko do uczestniczek, ale myślę, że burleska tworzy więzi między dziewczynami – stają się one grupą, budują społeczność. Dziewczyny zaprzyjaźniają się ze sobą, jest to łatwe do zauważenia. Bardzo mnie to cieszy, bo pokazuje mi, że stworzyłam miejsce, gdzie dziewczyny mogą tworzyć przyjaźnie i przebywać ze sobą. Oczywiście, nie tylko dziewczyny uczęszczają na moje zajęcia, to też jest istotne. Ostatnio pojawiają się chłopaki i to daje im poczucie, że męski wizerunek nie ma jednego określonego wzorca – niekoniecznie muszą być tylko macho, mogą być, jacy chcą; mogą próbować tej bardziej kobiecej formy ekspresji. Oczywiście zdarzają się też zmiany emocjonalne w danej osobie. Bywały drastyczne przemiany. Zdarzały się rozwody, coming outy itp, bo wreszcie uświadomiły sobie, czego tak naprawdę chcą, dlaczego tego chcą i skąd to mogą wziąć. Zauważyłam też, że uczestniczki moich zajęć bardziej o siebie dbają. Jest takie ćwiczenie, które czasem zalecam dziewczynom i moim zdaniem jest bardzo proste. Wystarczy, że pogładzisz się po wnętrzu przedramienia przez chwilę w ciągu dnia. To proste ćwiczenie daje bardzo dużo –pozwala poczuć, że mogą o siebie zadbać w ciągu dnia i mogą mieć przyjemność z siebie i nie muszą jej szukać gdzie-indziej. Myślę, że są to bardzo ważne rzeczy, ale tych elementów jest bardzo wiele i każdy inaczej je odbiera: dla niektórych istotne jest to, że się porusza, dla innych, że zrobi coś dla siebie i pozna nowych ludzi, a dla pozostałych rzeczywiście liczy się to, że zrobi numer burleskowy i zacznie swoją karierę burleskową oraz występy. Uczą się w zasadzie zawodu i dostają go z całym zapleczem wartościowych rzeczy z nim związanych.
![[:pl]Betty Q fot. Anna Wojtecka[:]](https://i0.wp.com/kulturanacodzien.pl/wp-content/uploads/2019/02/2018_08-2089.jpg?resize=200%2C300&ssl=1)
[:pl]Betty Q fot. Anna Wojtecka[:]
RCH: Czy istnieją jakiekolwiek wymagania do wykonywania burleski, poza posiadaniem ciala?
BQ: Nie, nie ma wymagań w takich kategoriach. Ja osobiście wymagam tylko, aby robić fajne rzeczy. Możesz być performerem i nie robić niczego interesującego, ale wtedy nikt Cię nie będzie zatrudniać. Trzeba mieć pomysł na siebie. Niezbędne są ciało i pomysł. Myślę, że osobowość, ale z nią jest trochę inaczej, bo wydaje mi się, że jesteśmy w stanie ewoluować w tej kwestii i uczyć się bycia bardziej świadomymi siebie, swojego ciała i tego, kim jesteśmy. Burleska buduje świadomość, że nie musimy być od razu tym gotowym produktem. Tak jest łatwiej na scenie, ale jeżeli jesteśmy młodzi, to wiadomo, że to nie jest moment tej świadomości siebie – burleska pomaga to zdobyć. Widziałam wiele osób, które zaczynały tak bardzo podstawowo, bez tej iskry, ale później to się zmieniało, więc myślę, że to jest bardzo rozwojowe i daje siłę. Wymagania to pomysł na siebie, ale i on może ulec zmianie. U mnie bardzo się zmienił.
RCH: W jaki sposób?
BQ: Jakieś takie mroki mi się włączyły. Zrozumiałam też, że burleska to jest język, którym mogę mówić o wielu rzeczach, a nie tylko być atrakcyjna na scenie i opowiadać śmieszne historie. Mogę też robić mocniejsze rzeczy. Był taki moment, kiedy myślałam, że nie robię żadnego postępu, ale wtedy zrobiłam taki numer, który nazwałam „cykle”. Zaczęłam występować z nim regularnie i okazało się, że taką burleskę chcę wykonywać – była to bardziej ewolucja, ale chyba każdy rozwija się w tym kierunku: najpierw rysuje ładne obrazki, a potem dziwne.
RCH: Jakie jeszcze sprawy, niekoniecznie związane bezpośrednio z burleską, są dla Ciebie ważne?
BQ: Że w życiu?
RCH: Że w życiu.
BQ: Teraz, szczerze mówiąc, jestem w takim momencie, że nie bardzo mam jakieś życie poza burleską. Odkąd otworzyłam „Madame Q” bardzo skurczyło się moje myślenie o sobie. To jest chyba tak, jak urodzić dziecko – mam coś, czemu poświęcam cały swój czas. Czasem są takie momenty, które dają mi potwierdzenie, że to co robię jest ważne. Kiedyś byliśmy na dyskusji o dragu. Robiłam transmisję na żywo i jadłam kanapki. Od rana byłam bardzo głodna. Mój chłopak przyniósł mi kanapki, ale nie miałam czasu ich zjeść, dlatego w jednej ręce trzymałam telefon z transmisją, a w drugiej kanapkę i starałam się jeść, odwracając twarz, żeby nie chrupać w mikrofon. Byłam tak strasznie zmęczona, trochę nieszczęśliwa. Przyszła do mnie Madame Meduse, moja wspólniczka, i powiedziała: „Ważne rzeczy robimy, to co robimy jest ważne i potrzebne”. Kanapka zaczęła smakować już nie zmęczeniem, a takim spełnieniem. Czasami trzeba jednak jeść kanapkę, robiąc jednocześnie coś innego.
RCH: Opowiedz o tym miejscu, w którym jesteśmy, o Madame Q. Skąd taka nazwa?
BQ: Uważam się, mimo że jestem młoda na to pokolenie, ale dość młodo zaczęłam – a więc uważam się za pokolenie „Le Madame”. To jest jednak insiderski warszawski temat: był taki klub, który nazywał się „Le Madame” i był jednym z najważniejszych miejsc kulturalno-polityczno-społecznych Warszawy. Został zamknięty politycznie. Chodziłam wtedy do ostatniej klasy liceum i pamiętam, że zwiewałam z lekcji, żeby bronić klubu. Było takie kilkudniowe czuwanie. Dla mnie to była ostoja wolności, miejsce, które pokazało mi, czym może być kultura i czym może być Warszawa, które zamknięto zanim tak naprawdę zdążyłam do niego dorosnąć. Wprowadził mnie tam mój ówczesny chłopak, który nie miał prawa jazdy, ale jeździłam tam z nim z Piaseczna – był didżejem. „Le Madame” było miejscem, gdzie dorastałam, mając te 18 czy 19 lat. To było miejsce, gdzie oglądałam bardzo nietypowe queerowe spektakle, słuchałam dziwnych koncertów, gdzie dowiedziałam się bardzo dużo o świecie. Przez jakiś czas to była siedziba Partii Zielonych. Dużo rzeczy się tam przewijało i ja mimochodem, czytając ulotki, które tam leżały, wchłaniałam to. Pierwsza rzecz to „Le Madame”, który został zamknięty już 14 lat temu, ale było też takie miejsce, które nazywało się „Madame Jojo’s” w Londynie na Soho. Miejsce znane z burleskii dragu. Ostoja londyńskiej undergroundowej kultury. Wszyscy szanujący się performerzy, mieli stamtąd nagrania. „Madame Jojo’s” zamknęło tak naprawdę to, że ta dzielnica londyńska wyparła w jakiś sposób kulturę, klasyczny przykłąs gentryfikacji. Dla uczczenia tego tematu, stwierdziłam, że to słowo „madame” musi się pojawić. „Q” pojawiło się z tego powodu, że mój pseudonim zawiera tę literę. Stwierdziłam, że odpowiednio będzie wspierać nowy projekt moją marką. Skończyło się tak, że ludzie mówią do mnie „Madame Q”. W międzyczasie moja wspólniczka, która nazywała się wtedy na scenie Mademoiselle Meduse, zmieniła pseudonim na Madame Meduse. To tak fajnie dopełniło nazwę i wprowadziło równowagę.
RCH: Jakie są Twoje dalsze plany?
BQ: Najłatwiej będzie mi powiedzieć, co się dzieje na przestrzeni tygodnia. W poniedziałki są zajęcia z hula hoop, we wtorki i środy – z burleski. W czwartki w zależności od dnia albo jest potańcówka, rysowanie na żywo z modelką, dyskusja o queerowych tematach, albo warsztaty i spotkania. W piątki oraz soboty jest burleska na żywo. Zawsze występują osoby z Polski i z zagranicy – zamieniamy się wtedy z sali warsztatowej w koktajl bar. W niedzielę są warsztaty z międzynarodowymi performerami, którzy do nas przyjeżdżają – to są spotkania, warsztaty, niekoniecznie związane z burleską. Mają miejsce też imprezy dragowe organizowane wspólnie z Paradą Równości. Mamy teraz też cykl, który jest związany z haftowaniem i haftem feministycznym. Szukamy bardzo różnych form i tematów, a także współpracy z różnymi artystami, grupami, które chciałyby u nas wystąpić. Jesteśmy nowym miejscem, bo otworzyłyśmy się nieco ponad rok temu. Ale to nie koniec. Teraz udało się nam pozyskać fundatorkę, prywatną darczynię, która chce, żeby były u nas realizowane projekty filmowe, dokumenty dotyczące burleski. Na razie jest to w fazie przygotowań, bo zależy nam, żeby zrobić to naprawdę dobrze, żeby były polskie napisy etc. Planujemy też większą rzecz, o której nie chcę na razie mówić: cykl spotkań, zahaczający o historię Warszawskiej rozrywki.
[:]