Między singlami: Alicia Keys

25 stycznia 1981 roku na świat przyszła córka Teresy Augello i Craiga Cooka, która na początku tego stulecia dała się poznać światu jako Aliciia Keys. W 2001 roku jej debiutancki album podbił serca słuchaczy, zachwycił krytyków i ustanowił nowe rekordy na listach przebojów. Sama Alicia urodziła się po to, by być na scenie – obdarzona jest nie tylko pełnym emocji, niepodrabialnym wokalem, ale również ogromnym talentem multiinstrumentalisty, producenta, kompozytora i wreszcie autora tekstów. Keys posiada wszystko to, o czym marzy zdecydowana większość artystów w branży, nawet ci królujący od wielu lat w rozgłośniach radiowych i rozgrzewający największe koncerty.
Dziś, w dniu swoich trzydziestych ósmych urodzin, jest absolutną inspiracją dla młodszych i starszych muzyków, ikoną popkultury, która zdefiniowała brzmienie swojego pokolenia oraz jednym z ważniejszych na świecie głosów walczących o równouprawnienie, ochronę środowiska i pokój w każdym wymiarze naszego życia. Wrażliwa nie tylko na problemy społeczne, ale też na piękno i siłę muzyki pod każdą postacią, wykorzystuje swoją platformę w rozsądny, inspirujący sposób, nie przestając dzielić się z nami swoją magiczną twórczością. Oto sześć niedocenionych, ukrytych pomiędzy singlami diamentów, po jednym z każdego albumu studyjnego Alicii. Bierzcie i słuchajcie!
Debiutanki krążek Alicii, Songs in A Minor, zadebiutował na pierwszym miejscu listy Billboard 200 i regularnie wymieniany jest w każdym rankingu najlepszych albumów wszechczasów. Promowały go takie sztandarowe przeboje jak Fallin’ czy A Woman’s Worth, ale tak naprawdę każda piosenka z płyty mogłaby obronić się jako singel. Wsłuchując się w debiut Keys zauważymy, jak wiele miała już wtedy do powiedzenia – The Life, inspirujące i niezwykle szczere wyznanie trafia do każdego, kto choć raz powątpiewał w sens codziennej walki z przeciwnościami, by niedługo później doświadczyć choć krótkiej chwili radości. Klimatyczna, stopniowo rozkręcająca się piosenka, która – obok takich perełek jak Trouble czy Butterflyz – zapadnie nam w pamięć na długo, o ile nie na zawsze.
W ślad świetnego debiutu podążył drugi album, zatytułowany The Diary of Alicia Keys. Dostajemy tu prawdziwie osobiste oblicze artystki, doprawione mocnymi wokalami, podkręcanym tu i ówdzie tempem, a wszystko owocuje wyjątkowo dobrym neosoulowym krążkiem. Promowały go takie przeboje jak znane If I Ain’t Got You czy przebojowa Karma, ale płyta przepełniona jest po brzegi emocjonalnymi perełkami i muzycznymi petardami. Przykładem może być zasługujące na wyróżnienie When You Really Love Someone, które obok Nobody Not Really czy Heartburn zaserwuje nam najlepsze doznania muzyczne.
Where Do We Go From Here, tak jak Sure Looks Good To Me czy Wreckless Love, to przykład nadal świetnego, a jednocześnie dojrzalszego brzmienia wokalistki. Nigdy nie brakowało jej klasy, perfekcji i stylu – na płycie As I Am do młodzieńczej werwy i dziewczeńskiej dumy dołączyła niepodważalna pewność siebie w klimatach, które lawirują między tradycją a innowacją, cały czas trzymając poziom poprzedników. To właśnie dzięki takim perełkom, gwarantującym zarówno dobrą warstwę tekstową, jak i wciągające muzyczne zawirowania, nie będziemy nigdy nudzić się przy trzecim krążku. Przy tym wielki przebój No One to zaledwie przystawka przed pysznym daniem głównym.
Choć czwarty album studyjny Alicii promowały przeboje jak Try Sleeping with a Broken Heart i duet Put It In A Love Song z Beyoncé, prawdziwym sukcesem okazała się monumentalna wersja Empire State of Mind z podtytułem Part II (Broken Down). Nowojorski hymn, znany w tej lub innej wersji dosłownie każdemu choć trochę zainteresowanemu muzyką, ma jednak na płycie mocnych konkurentów do miana perełki z żywiołowego albumu The Element of Freedom. Nieco bardziej popowe, współczesne brzmienie dodane do klasycznych klimatów Keys zaowocowało takimi pozycjami jak How It Feels To Fly czy Love Is Like The Sea i This Bed, które prezentują różnorodność, a jednocześnie zachowaną spójność całego albumu.
Głośny album Girl On Fire, promowany singlem o tym samym tytule, a także m.in. przebojowym New Day czy zmysłowym Fire We Make, udowonił, że Alicia nie traci pomysłów, muzycznego smaku i ani grama talentu, który po raz kolejny zaowocował Grammy do i tak niezwykle bogatej kolekcji artystki. Tu również wyczuwalne jest dojrzałe brzmienie i współczesne elementy produkcyjne, nie idące bezmyślnie w trendy, ale czerpiące subtelnie z innych gatunków. Klasyczne That’s When I Knew i przebojowe Limitedless poprowadzą nas do nieco mistycznego finału, jakim jest piękne wyznanie 101, zwieńczone czystą emocją w ostatnich dwóch minutach albumu.
Ostatni jak dotąd krążek Keys, Here, wzbudził sporo emocji wśród odbiorców, z czego zdecydowana większość to czysty zachwyt nad kolejnym dokonaniem artystki. Niektórym nie podobało się, że odrobina przebojowości (której Alicia tak naprawdę nie wyrzekła się ani na moment) i ciągnące się zazwyczaj u artystów nuty miłosne wyznania zostały zastąpione nieprzewidywalnymi, ambitnymi kawałkami, na których Ala śpiewa o prawdziwych problemach dzisiejszego, globalnego społeczeństwa, sięgając w głąb naszych emocji. Album nie zrodził wielkich hitów – przyjemne In Common czy Blended Family odniosły całkiem niezły, ale skormny jak na Keys sukces, za to sam album sprzedał się świetnie. Czemu? Wystarczy jedno przesłuchanie, by docenić masę pracy i szczerość emocji. Pawn It All, lllusion of Bliss, poruszające Hallelujah – to tylko trzy perełki spośród całej gamy cudów. Idealną definicją tego, czym Alicia obdarowuje nas na tym albumie jest Holy War – opowiadające o tym, co odbieramy źle i gdzie powinniśmy znaleźć prostą odpowiedź na całe zło.
Jeśli jeszcze wśród Was jest ktoś, kto nie przesłuchał choćby jednego albumu Alicii Keys – nie odkładaj tego na później, już najwyższa pora! Podczas gdy nie do wszystkich trafia przebojowość artystek z jej pokolenia, ona sama wychodzi na prowadzenie nie tylko klimatem łączącym nowoczesne brzmienie z klasyką, ale przede wszystkim widocznym talentem. Urodziła się po to, by tworzyć, komponować i czarować na scenie. Swoją muzyką udowadnia nam, że nie zamierza tego wszystkiego robić bez prawdziwej pasji oraz emocji. Wszystkiego najlepszego, Ala! Pozostaje tylko życzyć równie wspaniałych krążków, ale o to chyba nikt z nas nie musi się martwić.
[:]