Nie bójcie się myśleć o śmierci. ,,Rzeczy, których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy

Gdy odkładałam na biblioteczną półkę uhonorowaną Literacką Nagrodą Nike książkę Marcina Wichy – ,,Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, zapytałam pracującą tam panią, czy już ją czytała i jeśli tak, to jakie są jej wrażenia. W odpowiedzi usłyszałam, ,,Nie, ponieważ jest to podobno ciężka książka.” Aha, pomyślałam, mój ulubiony (sic!) sposób klasyfikowania utworów na ,,ciężkie” i ,,lekkie” nie umarł; żyje i nadal sieje zamęt w sercach i umysłach czytelników.
Drodzy Państwo: tak, książka Marcina Wichy opowiada o śmierci; tak, chwilami jest nawet bardzo smutna; tak, jest to pozycja, która wymaga od czytelnika refleksji, skłania do zadumy i zastanowienia się nad kruchością i tymczasowością naszej ziemskiej egzystencji. Czy jest to jednak powód do tego, by ją odrzucać?
Po pierwsze – cyfry kontra cierpienie
,,Rzeczy, których nie wyrzuciłem” to intymne studium relacji matki z synem. Wicha pokazuje swoją matkę wcale nieidealną, pełną sprzeczności, wad i zalet oraz siebie – popełniającego błędy, odnoszącego sukcesy i porażki. Dostajemy więc obraz dwojga ludzi, których różni wiele, ale łączy jeszcze więcej – owa nieidealność, omylność, błądzenie w poszukiwaniu własnego szczęścia. Wszystko to sprawia, że czytelnik otrzymuje bardzo konkretny obraz człowieka, a opisane osoby zostają mocno zindywidualizowane, przez co opowieść snuta przez Wichę wciąga już od pierwszej strony. Kryzys kreowania postaci literackich polega na tym, czego nie odnajdziemy u Marcina Wichy – pomijanie uczuć i życia wewnętrznego bohaterów; powierzchowność w kreowaniu postaci na rzecz dynamiki i tempa przedstawianych wydarzeń. W nagrodzonej książce sytuacja przedstawia się zgoła odmiennie – czytelnik poznaje człowieka w bardzo szerokim wymiarze: od najbardziej skrywanych cech charakteru, aż po nieco wstydliwy, a z pewnością bardzo intymny etap umierania duszy i ciała. Bo człowiek umiera, Drodzy Państwo, i nic z tym nie zrobimy – tak zdaje się, poprzez swoją książkę mówić do czytelnika pisarz. Marcin Wicha tę śmierć oswaja, chociaż nadal jej nie rozumie, chociaż ona nadal go boli. W świecie, gdzie śmierć towarzyszy człowiekowi codziennie, sprowadzana raczej do cyfr i statystyk, przez co chwilami nie zwracamy już na nią uwagi (forma obrony?), taki obraz, jaki odnajdujemy w ,,Rzeczach, których nie wyrzuciłem”, jest naprawdę bardzo ważny.
Po drugie – człowiek to ślad
Właściwie można powiedzieć, że książka Wichy przynosi pewnego rodzaju ukojenie. Oto okazuje się, że człowiek po śmierci nie znika bez śladu. Pozostają po nim rzeczy, które dopowiadają jego historię, są świadectwem wrażliwości, dojrzewania emocjonalnego, rozwoju intelektualnego, a także marzeń, tęsknot i pragnień. Wszystkie przedmioty, w przypadku opowieści, którą snuje Marcin Wicha, to książki; są dodatkowym akapitem w historii Matki. To one nie dają się sprzedać, są ciężarem, balastem, czasami odwrotnie – wspaniałym odkryciem i perełką, której trzeba znaleźć ciepłe miejsce na regale. Książki można potraktować jako metaforę pamięci o człowieku. Zostaje po nim tylko ona. Można ją pogrzebać wraz z ciałem, ale można też ocalić.
Po trzecie – o śmierci bez rozpaczy
Wicha opisując odchodzenie człowieka, jego śmierć i emocje, towarzyszące bliskim, jest niezwykle ascetyczny. Nie znajdziemy w tej relacji łez, zawodzenia, emocjonalnego rozedrgania. Wręcz przeciwnie – śmierć jest podawana czytelnikom sauté, niemal bez angażowania uczuć, jako nieubłagany proces, któremu każdy codziennie jest poddawany. To potęguje uczucie kruchości naszych doświadczeń i przeżyć. Wszystko przemija – taka konkluzja płynie z książki ,,Rzeczy, których nie wyrzuciłem”. A życie? Życie jest podobne do śmierci – nie daje się okiełznać zarówno najtęższym umysłom tego świata, jak i emocjom, choćbyśmy nie wiadomo jak się starali.
Agnieszka Winiarska
[:]