Co w kinie europejskim piszczy?

Kino nieanglojęzyczne ma to do siebie, że zawsze przyciąga swoim nowatorstwem i świeżością. Tło narodowe, które można oglądać na ekranie, zawsze ma niebagatelne znaczenie i stanowi dodatkowy bodziec w odbiorze dzieła filmowego. Spośród kina nieanglojęzycznego w ostatnim czasie na pierwszy plan wysuwa się jego europejski odłam. Końcówka 2018 roku przyniosła bowiem trzy skrajnie różne opowieści osadzone w trzech różnych państwach. Wszystkie te produkcje łączy niesamowita świeżość, fantastyczne scenariusze i znakomita strona wizualna. Jeśli lubujecie się we włoskich, hiszpańskich albo skandynawskich klimatach, koniecznie spójrzcie, jakim tytułom warto się przyjrzeć.
1. Oni (wł. Loro), reż. Paolo Sorrentino, polska premiera: 28 grudnia 2018 roku.
Zepsuci, uzależnieni od pieniędzy, kariery, polityki, seksu i narkotyków oraz Silvio Berlusconi – tytułowi Oni w najnowszym filmie twórcy Wielkiego piękna, nieocenionego Paolo Sorrentino. W ich świecie najcenniejszą walutą jest seks i wieczna młodość; są zachłanni, cyniczni ulegają pokusom, a z moralnością rozstali się lata temu. Karierowicze, ludzie niskich pobudek i wielkich ambicji – w ten sposób Sorrentino rysuje obraz świata współczesnych elit politycznych wybierając sobie na głównego bohatera Silvio Berlusconiego – z całą pewnością jednego z najbardziej kontrowersyjnych polityków XXI wieku, wokół którego, niczym natrętne muchy, krążą korupcja, romanse, manipulacje i niepoważność. Sylwetka jednego z najbardziej skompromitowanych polityków posłużyła reżyserowi nie jako podstawa wątpliwej jakości satyry jemu poświęconej, ale do zarysowania szerszego zjawiska, którego Berlusconi może być symbolem.
Sorrentino posiada pewną cenną umiejętność niezbędną reżyserowi kina ambitnego – potrafi przemawiać nie przez słowa, a obrazy. Jak mało kto operuje poszczególnymi scenami i kreowanym klimatem całej opowieści w taki sposób, że powstaje niepowtarzalna, słodko-gorzka mieszanka, którą można interpretować na dziesiątki sposobów. Trudno jest przedstawić kontekst fabularny bez zdradzania szczegółów, które odbiorca powinien odkryć samodzielnie, ale Oni to przede wszystkim komentarz do współczesnej rzeczywistości, relacji między szarym społeczeństwem a elitami, do których ono lgnie. Sorrentino niczego nie ocenia, przedstawia jedynie swoją luźną fantazję na temat rzeczywistości, w jakiej funkcjonuje świat, którym władają żądze i dążenie do celu za wszelką cenę.
Wartość Ich zasadza się przede wszystkim na fenomenalnej kreacji Toniego Servillo (Silvio Berlusconi), która bez cienia wątpliwości stanowi potężny trzon całego filmu i nadaje mu tempo. Ilekroć Servillo pojawia się na ekranie, roztacza on wokół siebie aurę tajemniczości. Widzowi trudno jest jednoznacznie ocenić postać polityka i biznesmana, który w jednej minucie filmu jest odpychającym, podstarzałym playboyem wzbudzającym tylko zażenowanie, w kolejnej zmienia się we wprawionego w boju demagoga „sprzedającego marzenia”, a za moment jest rozczulająco uroczym w swojej niezdarności mężem starającym się odzyskać względy chłodnej żony. Z jednej strony geniusz tracący na władających nim popędach i impulsywnych zachowaniach, z drugiej cwany oszust i manipulant, który zbudował na tym swoją przeraźliwą fortunę. Autentyczny, wdzięczny w swojej naturalności i obdarzony niewymuszoną gracją i talentem Servillo stworzył znakomitą postać, zbudował bohatera wielopłaszczyznowo, tworząc z niego postać enigmatyczną, wymykającą się wszelkim kryteriom oceny, niepowtarzalną.
Mankamentem filmu, przez który traci on na swojej dynamice i wartości, jest jego długość. Historia opowiadana przez dwie i pół godziny z czasem staje się nużąca i wprawiająca w stan zmęczenia; widz mimowolnie przestaje się skupiać i gubi pewne wątki, a Sorrentino, mając głowę pełną pomysłów i koncepcji, upchnął ich w filmie wiele za dużo, odbierając dziełu jego żywiołowość i wartkość akcji. Wciąż jednak pozostaje znakomitym obrazem będącym komentarzem do populistycznej polityki, której symbolem jest Berlusconi i wyrazem lekko przygnębiającego stanu ducha, kiedy człowieka dopada pustka melancholia i smutek mimo osiągania celów i pięcia się po drabinie swoich marzeń.
Ocena 7/10
2. Wszyscy wiedzą (hiszp. Todos los saben), reż. Asghar Farhandi, polska premiera: 15 lutego 2019 roku

Wspaniały i uwielbiany przez świat małżeński duet Penelope Cruz i Javier Bardem w najnowszym filmie irańskiego reżysera Asghara Farhandi (zasłynął takimi dziełami jak Przeszłość z 2013 roku i Rozstanie z 2011 roku) tym razem zostaje wciągnięty w trzymającą w napięciu opowieść o porwaniu z rodzinnymi niesnaskami i niewyjaśnionymi sprawami w tle.
Po kilku latach nieobecności, Laura (niesamowita i jak zawsze przejmująca Cruz) wraca w rodzinne strony na wesele siostry. Towarzyszy jej dwójka dzieci. Na hucznej i żywiołowej imprezie spotyka Paco (znakomita kreacja Bardema), swoją wielką miłość sprzed lat. W trakcie świętowania dochodzi jednak do tragedii, po której nic nie będzie takie samo – uprowadzona zostaje nastoletnia córka Laury, Irene. Porywacze, żądając niebotycznej sumy okupu, uruchamiają machinę, która burzy pozornie solidne fundamenty więzi rodzinnych i przywraca w pamięci wszystkich wydarzenia, o których nikt nie chce pamiętać i boi roztrząsać. Rozpoczyna się dramatyczna walka z czasem, której stawką jest zdrowie i życie dziewczyny.
Wszyscy wiedzą to zrealizowany na wysokim poziomie, trzymający w napięciu i niepewności od pierwszych minut do samego końca, dramat o niewyjaśnionych sprawach, zamiecionych pod dywan konfliktach, zazdrości, przekraczaniu granic kompromisów i poświęceń. Przepiękny od strony wizualnej, cieszący oko malowniczymi zdjęciami i świetną pracą kamery (dzięki której całość jest niezwykle dynamiczna i idealnie oddająca nastroje bohaterów), ubarwiony dodatkowo niepokojącą muzyką, za którą stoi Alberto Iglesias (Volare, Skóra, w której żyję) stanowi doskonałą propozycję dla lubiących porządne kino o kryminalnym sznycie, zabarwione elementem narodowym i z nieoczywistym zakończeniem. Fanów Penelope Cruz i Javiera Bardema niewątpliwie zachwycą również ich fantastyczne, pełne niewymuszonej gracji i autentyczności kreacje kradnące cały film; chemia między bohaterami (nietrudna do uzyskania biorąc pod uwagę, iż są małżeństwem) zachwyca w niesamowity sposób wpływając na ogólny klimat filmu i emocje bohaterów; oboje – jak mało kto – potrafią w tak bezpośredni i elegancki sposób przekazywać emocje swoich postaci.
Irański reżyser, jak przyzwyczaił już do tego swoich widzów, zmienił państwo, język i tło kulturowe dla swojej opowieści, ale w dalszym ciągu pozostaje wierny swojemu stylowi; i choć jego najnowszemu filmowi zarzuca się balansowanie na granicy kiczu i zahaczanie o cechy telenoweli, trudno zgodzić się z tym patrząc na film jako całość, w której Farhandi tworzy świetne podłoże na rzucenie swoich bohaterów na głębokie wody, przymuszenie ich do powrotu do przeszłości i rozliczenie się z grzeszkami, które wychylają się, gdy tylko pojawia się sposobność. Bohaterowie przyjmują maski i tworzą pozory złudnej, rodzinnej sielanki, jednak kiedy tylko ich chwiejną stabilnością wstrząsa dramat, na wierzch wypływają wszystkie żywione urazy, niewyjaśnione sytuacje, głęboko ukrywane sekrety. Zaginięcie nastoletniej dziewczyny pobudza kokon wzajemnych pretensji, jest niczym puszka Pandory, z której ulatują bolesne wspomnienia i jest tłem do ukazania dynamicznych płaszczyzn skomplikowanych relacji międzyludzkich kopanych przez demony przeszłości. Trudno odmówić Farhandiemu talentu i zgrabności w konstruowaniu bohaterów, którzy w jego filmach są niemal rzeczywiści, obdarzeni dopracowanymi osobowościami, posiadającymi swoje światopoglądy, temperamenty i określone motywy stojące za ich zachowaniami. Wszyscy wiedzą to kolejna śmiała i wciągająca opowieść Irańczyka, tak wierna jego stylowi, a jednak nieprzewidywalna, osadzona w jak zawsze wspaniałej warstwie wizualnej.
Ocena 8/10
3. Winni (duń. Den Skyldige), reż. Gustav Moller, polska premiera: 9 listopada 2018 roku

Historia jest prosta – Asger, operator numeru 112, otrzymuje telefon od przerażonej kobiety, która właśnie została uprowadzona. Polegając tylko na swoich zdolnościach, doświadczeniu i mając do dyspozycji jedynie telefon, Asger rozpoczyna nierówną walkę o bezpieczeństwo kobiety, która jak mu się wydaje, padła ofiarą psychopaty. Z każdą kolejną minutą i rozmową, pozornie oczywista sprawa zaczyna się niebezpiecznie komplikować, okoliczności przestają być tak jasne, a główny bohater ratując w amoku kobietę, sam równocześnie mierzy się ze swoją przeszłością. Zarówno dramatyczna sytuacja porwanej Iben, jak i sylwetka Asgera zdają się stanowić definicję stwierdzenia „nic w życiu nie jest czarno-białe”, a całość historii w kontekście krótkiego tytułu można interpretować na wiele sposobów.
Jacob Cedergren w roli walczącego z własnymi demonami, sfrustrowanego i oschłego policjanta, który w jednej chwili stawia wszystko na jedną kartę i podejmuje dramatyczny wysiłek na rzecz uprowadzonej kobiety, z całą pewnością błyszczał i zachwycał. Niesamowita gra emocji wyrysowana na jego twarzy, zwłaszcza w rzucanych spojrzeniach, to zdecydowanie najważniejszy element całej opowieści, dzięki któremu widz mógł w pełni wniknąć w sytuację, z jaką mierzył się Asger.
Dzieło Gustava Mollera to niesamowitej klasy i niekonwencjonalny thriller wymagający od odbiorcy uruchomienia wyobraźni, dopowiadania sobie tego, co działo się po drugiej stronie połączenia na lini Asger-Iben; na pewno pozycja obowiązkowa dla wielbicieli tego gatunku i ascetycznego kina bazującego na ograniczonej liczbie środków wyrazu mocnych w swojej postaci.
Ocena 8/10
[:]