Czy cokół jest ciekawszy niż ten, kto na nim stoi? O Konferencji Moniuszkowskiej
Każdy chociaż raz napotkał na swojej drodze szkolnej lub pozaszkolnej pytanie: „co autor miał na myśli?”. I o ile jeszcze na początku każdy z nas próbował na to pytanie odpowiedzieć, o tyle – całe szczęście – później zorientował się, że jest to bezcelowe. Bowiem stwierdzenie z całą pewnością, co autor chciał przekazać poprzez swój obraz, wiersz, swoją kompozycję jest niemożliwe. Czy jest sens w poszukiwaniu emocji, które wymarzył sobie kompozytor? Sens jest, owszem, ale tylko w poszukiwaniu. Istnieje wiele możliwości odczytania jednego dzieła. W zawyrokowaniu i zatwierdzeniu jednej jedynej wersji, interpretacji – sensu nie ma.
To muzyka się nie starzeje, to ona jest niepodważalna. Posługiwanie się intencją autora jest bezużyteczne, ale samo ukończone dzieło domaga się wywołania i zaaplikowania pewnych emocji. Powyższe rozważania, a poniekąd już i wnioski miały miejsce na Ogólnopolskiej Konferencji Moniuszkowskiej, która w dniach 14 i 15 grudnia 2018 roku odbyła się w Teatrze Wielkim imienia właśnie Stanisława Moniuszki w Poznaniu. Spotkanie podzielone na dwa dni i siedem paneli poruszyło niejeden ważny temat związany z wybitnym kompozytorem, jak i otarło się o wiele pokrewnych zagadnień w obszarze muzyki, opery i sztuki w ogóle. W roku nadchodzącym 2019 obchodzić będziemy dwusetną rocznicę urodzin Moniuszki, co stało się punktem wyjścia do zaplanowania wydarzeń uświetniających tenże rok – Rok Moniuszki. Oficjalnym rozpoczęciem obchodów była właśnie Konferencja Moniuszkowska.
Osobiście przysłuchiwałam się czterem panelom; pierwszy z nich, zatytułowany „Dlaczego reżyserzy nie ufają Moniuszce?”, wywarł na mnie spore wrażenie – zarówno poprzez poruszane tematy, jak i sposób dyskusji. Paweł Passini, Mariusz Napierała, Marek Weiss, Tomasz Jan Wygoda i Michał Zadara, którzy brali udział w tej części spotkania, nakreślili – każdy ze swojego punktu widzenia, różnego odpowiednio dla reżysera, scenografa albo choreografa – pewną wizję zależności między autorem dzieła, jego przekazicielem, odbiorcą i samym dziełem. Wymiana myśli wyszła od słów o Moniuszce: to „skarbnica wartości”. Jak więc realizuje się aktualnie to, co zostało napisane (przez Moniuszkę, ale nie tylko)?
W operze chodzi o kontakt z żywym człowiekiem, mówił Marek Weiss; o identyfikację widza z postacią, jego wzruszenie i ostateczne katharsis. Co ciekawe, podczas dyskusji padły słowa, że to reżyser przeżywa bardziej niż widz: realizuje dzieło, stwarza (nowe) metafory i każdy siedzący na widowni powinien zastanowić się, dlaczego właśnie takie. Opera to miejsce, w którym ważne jest to, co tu i teraz – bo teatr jest poezją przez sam fakt, że coś dzieje się na scenie. Gdzieś na przestrzeni lat, w niezauważalnym dla nas momencie, teatr i opera niejako rozdzieliły się powodowanymi dla widzów konsekwencjami i rezultatami swoich spektakli. W teatrze widz nazywa swoje reakcje i przeżywa emocje, natomiast w operze coraz częściej zasiada (świadomie bądź nie) w roli jurora – ostatecznie ocenia, co mu się podobało i co lubi, a czego nie. To doprowadziło do tego, że opera znajduje się na kolanach wobec widzów. I właśnie to najbardziej napełnia lękiem reżyserów.
Dlaczego reżyserzy nie ufają Moniuszce? Czy na pewno nie ufają? Chodzi o kompozytora, jego dzieła – czy może jedno pociąga za sobą drugie? Czy istnieje w ogóle coś takiego jak wizja reżysera, który dzieło ma wystawić, a nierzadko je unowocześnia i modyfikuje? Reżyserzy osadzeni są w kontekście społecznym, działają jak sejsmograf – odbijają w swoich inscenizacjach aktualne myśli, współczesne problemy. Nie znajdziemy ich w starych dziełach, wyzwania współczesności są gdzie indziej, dlatego logiczne wydaje się pewne przystosowywanie i aktualizowanie treści wpisanych w dzieła stare, ale przecież nie mniej wartościowe. Modyfikacje oryginału działają na korzyść dzieła, pomagają zainteresować widza – publiczność jest ciekawska, to dobrze; jednak to rozumienie sensu przekazu oryginalnej twórczości jest podstawą.
Panel „Ściągnijmy Moniuszkę z pomnikowych cokołów, czyli kompozytor na offie i w szkole”, paneliści: Violetta Łabanow-Jastrząb, prof. UAM dr hab. Krzysztof Moraczewski, Daniel Stachuła i Grzegorz Wierus. W tej części Konferencji starano się odpowiedzieć nie tyle na pytanie, czy Moniuszko może być dziś atrakcyjny dla młodych, ale bardziej – w jaki sposób można to osiągnąć? Powrócił temat emocji, poruszony treściwie w poprzedniej dyskusji. Nie można mówić o istnieniu osobności muzyki i kontekstu – muzykę zawsze do pewnego stopnia kształtuje kontekst, co z kolei wpływa na wywoływane emocje i odczucia. One właśnie zostały zaproponowane jako metoda w docieraniu z Moniuszką do młodych, szczególnie dzieci: nie uczmy samych faktów, twórzmy emocje, które dotrą głębiej i zapewne na dłużej.
Zapadło mi pamięć pewne stwierdzenie, które usłyszałam właśnie na tym panelu: od momentu wstawienia Stanisława Moniuszki na cokół zapomnieliśmy o nim i o tym, o co mu chodziło; to niejako dowodzi, że sam cokół może stać się ciekawszy niż ten, kto faktycznie na nim stoi. Pytanie tytułowe tej części konferencji przerodziło się w inne, dosadniejsze: JAK Moniuszkę na tym cokole odnaleźć? Ściągnięcie go może jednak pomogłoby w zbliżeniu się do jego postaci, spojrzeniu w oczy, w tym, by zacząć traktować go bardziej poważnie i serio – bo z bliska. Warto bowiem zacząć postrzegać go nie tylko przez pryzmat instytucji, ale wejść dużo głębiej.
Paneliści wyrazili nadzieję, że Rok Moniuszki sprowokuje nowe inicjatywy, wywoła śmiałość (zarówno u reżyserów, jak i odbiorców), przyniesie nową energię, a nawet stanie się pewnego rodzaju cezurą. Orientacja muzyczna wciąż pozostaje w strefie wolnego wyboru. Dlaczego więc tak często muzykę tradycyjną, nie-popularną cechuje swoista wąskość uczestnictwa? Na świecie może istnieć niechęć spowodowana podejrzeniem, że sztuka wysoka przypisana jest jedynie władcom; w Polsce jednak to nie działa. Jesteśmy ewenementem również na innej płaszczyźnie: polska kultura ludowa jest wyjątkowa, bo jest wspólna. Wspólne muzykowanie dziś wciąż łączy i fascynuje, pasjonuje i pobudza. Warto skupić się na tym, by zarówno występ na scenie, jak i wspólna zabawa muzyką zawsze stawały się przeżyciem autentycznym i powodowały odbiór emocjonalny.
Trzy P: przestrzeń, perspektywa, paradoks – to punkt wyjścia dla panelu zatytułowanego „Moniuszko między teatrem a dworkiem – źródła, interpretacje, tropy”, w którym wzięli udział prof. UAM dr hab. Jacek Kowalski, dr Katarzyna Lisiecka, prof. dr hab. Elżbieta Nowicka, prof. dr hab. Radosław Okulicz-Kozaryn i dr Rüdiger Ritter. Ciekawą charakterystyką niektórych twórców jest styk międzykulturowy; na jakim styku znajdował się Stanisław Moniuszko? Na styku litewsko-polskim, w którym chodziło o kwestię narodowości i przynależność państwową. Polska nie istniała już 25 lat, kiedy rodził się kompozytor, przez co jego identyfikacja narodowa jest wielostopniowa. Te rozważania pociągają za sobą pytanie o to, czym tak naprawdę jest muzyka narodowa, a czym – narodowość w muzyce? Narodowość to kategorie recepcji i odbioru, a od odbioru zależy jeszcze coś więcej – to, jak się muzykę nazwie.
Moniuszko czerpał inspiracje z Białorusi i Litwy. W jego dziełach narodowość ściga się z wątkiem codziennego, ulicznego życia; jak widać, tematyka narodowa nie była mu obca. Zakorzenienie i świadomość tworzenia w narodowości podkreślają wartość jego twórczości, co kładzie akcent na rangę tego, co rodzime. Moniuszko reprezentował sarmatyzm integrujący etniczne wpływy, wykorzystywał go w sposób nowoczesny, który nie prowokował ksenofobii. Polska, Litwa i Białoruś nie występują jako sprzeczność w jego muzyce; potrafił te wszystkie idee zintegrować pod dachem polskości.
Stanisław Moniuszko należał do pokolenia refleksji, posiadał silne poczucie kultury w ogóle. Znał tworzywo i potencjał teatru, doskonale wykorzystywał dramat razem z muzyką. Podczas Konferencji pojawiło się również zagadnienie określające Moniuszkę jako „polskiego” i jako „europejskiego”; europejska znajomość stanęła w opozycji z europejskim znaczeniem. Wspólnym europejskim problemem były na przykład rozważania nad tym, jak zintegrować element sielski w muzyce. Panel zakończył się dyskusją i stwierdzeniem, że jeśli coś ma być dobre, to niekoniecznie musi być progresywne.
„Kwadratura koła, czyli 150-letnia tradycja wykonawcza dzieł Moniuszki” to tytuł ostatniego panelu, który zakończył Konferencję Moniuszkowską w Poznaniu. Dyr. Gabriel Chmura, Rafał Kłoczko, prof. dr hab. Urszula Kryger, prof. dr hab. Ryszard Minkiewicz, Maciej Prochaska i dr Maciej Straburzyński powrócili w rozmowie do tematu interpretacji dzieła i zmian, jakie w nich zachodzą na przestrzeni lat i wieków. Twórca wie, jak powinno wyglądać dzieło, jednak ono samo nie wyczerpuje się w jednej tylko interpretacji. Czy istnieje więc coś takiego jak tradycja wykonawcza dzieł Moniuszki i tradycja wykonawcza w ogóle? Z pomocą przy odtwarzaniu brzmienia dawnych inscenizacji przychodzą recenzje śpiewaków, ich repertuar i moment kariery; głosu ludzkiego bowiem nie jesteśmy w stanie odtworzyć, tak jak możemy zrobić to ze starymi instrumentami. Moniuszko w tworzeniu swoich dzieł kierował się dobrem artystów, których warunki głosowe determinowały kształt dzieła. Jest on jednak uważany za kompozytora trudnego wokalnie (partie operowe trudne) i przystępnego pod względem pieśni (tworzył je dla każdego).
Dzieło od momentu stworzenia żyje swoim życiem, jest autonomiczne, mówi samo za siebie, domaga się i coś przekazuje. Żeby dobrze je zinterpretować, trzeba rozumieć, co się śpiewa. W tekstach Moniuszki pojawia się wiele nawiązań do podań czy przysłów, które rozumiane są jednak tylko w kraju. To wpływa na specyfikę i oryginalność jego dzieł. Jednakże sama muzyka powinna być skomponowana tak, by widz, nawet bez rozumienia tekstu, zrozumiał sens. Dlatego właśnie po stronie śpiewaka leży obowiązek zrozumienia oryginału i wplecenia tego rozumienia do interpretacji.
Na przestrzeni lat zmienia się estetyka śpiewu, zmienia się również sposób odtworzenia i wykonania. Jednak u podstaw leży idea niezmienna, dlatego bycie „medium” wymaga pokory zarówno wobec dzieła, jak i artysty. Stanisław Moniuszko był kompozytorem nierównym, przez co, moim zdaniem, jeszcze ciekawszym. Znany i nieznany, nazywany z dumą polskim operowym wieszczem, ale czy faktycznie dostatecznie rozpoznany i zauważany na swoim cokole? Intencja autora to zaczątek, od którego rozrasta się cała reszta, żyjąca przez wieki wraz z dziełem. Nawet tak wielki kompozytor jak Stanisław Moniuszko wciąż może doczekać się interpretacji zaskakujących, intrygujących i świeżych, bo nowych. Natomiast zmieniające się czasy są naszymi sprzymierzeńcami, bo każde dzieło sprzed lat wpisze się inaczej w dowolny etap dziejów. Bądźmy czujni w nadchodzącym roku 2019, aby czerpać jak najwięcej z wydarzeń związanych z Rokiem Moniuszki.