Wiecie, co to death metal? – o „Exterminatorze”

Wystawiany z powodzeniem od pięciu lat Exterminator. Komedia muzyczna to z całą pewnością jeden z flagowych spektakli stołecznego Teatru. Sztuka oparta o Kochanowo i okolice Przemka Jurka to w zasadzie prosta opowieść o grupce przyjaciół tworzących amatorską kapelę deathmetalową, której losy rozbijają się o rzeczywistość. Przed laty młodzi, pełni energii i pasji chłopcy grający głośno, szybko i mocno – dzisiaj wciąż na skraju młodości, choć lekko zgorzkniali, bez entuzjazmu spoglądają na niemrawą karierę ich zespołu. Perkusista to bibliotekarz, gitarzysta pracuje w banku, lider zespołu prowadzi własną działalność gospodarczą, a basista jest po prostu…ćpunem. Grywając sobie co piątek, niespodziewanie dostają szansę uzyskania szalonej kwoty 50 000 złotych, dzięki której mogliby wydać profesjonalną płytę i otworzyć sobie niejedną furtkę do kariery. Warunek jest jeden – muszą zagrać na gminnych Dożynkach.
Siła Exterminatora z pewnością zawiera się w samym jego tytule. Przyjęta komediowa konwencja sztuki sprzyja snuciu słodko-gorzkiej opowieści o marzeniach skonfrontowanych z rzeczywistością i pozwala równocześnie na fantastyczny komentarz odnoszący się do polskiej sceny muzycznej – nie brakuje tutaj odwołań do gwiazd muzyki popularnej, masowych gustów i kultury wiejskich festynów. Dodatkowo stanowi też przystępną dla publiczności formę i wychodzi naprzeciw oczekiwaniom tych osób, które stronią od nadmiernej teatralności i przerostu formy nad treścią, a w teatrze szukają przede wszystkim dobrej zabawy. Muzyczny charakter sztuki w niezwykły sposób dopełnia całość dzieła, tworząc z niego komediowo-koncertową mieszankę ubarwiającą przedstawiane na scenie wydarzenia, nadając jej ciekawe i żywiołowe tempo.
Choć Exterminator to przede wszystkim komedia (można nawet rzec, że pomyłek) – lekka i pełna wigoru historyjka paczki znajomych narracją przypominająca spotkanie kumpli nad kuflem piwa, wnikliwy widz dostrzeże, że w istocie jest to również opowieść o sięganiu po marzenia, realizowaniu celów postawionych sobie w młodości, a przede wszystkim o cenie, jaką często trzeba za te marzenia zapłacić. Członkowie Exterminatora pozostają w zawieszeniu między nieodpartą chęcią rozwinięcia skrzydeł, zbudowania prawdziwej kariery i graniu ukochanego death metalu a otaczającą ich rzeczywistością, która już dawno wymusiła na nich rozminięcie się z planami młodości. Kiedy pojawia się szansa na sławę i sukces, rodzi się pytanie o granicę kompromisów związanych z realizacją niespełnionego marzenia i konsekwencje podejmowanych decyzji. Wizja uzyskania dofinansowania, które umożliwiłoby wydanie profesjonalnej płyty rozbija się tutaj o konieczność złamania wewnętrznego kodeksu zespołu i podjęcie kroków dla niego ryzykownych, bo wielce upokarzających. Kapela deathmetalowa w repertuarze Maryli Rodowicz? Podążając jednak za zarysowaną na horyzoncie wielką szansą, członkowie Exterminatora muszą stawić czoła warunkom postawionym przez nieuczciwego wójta.
W istocie, choć Exterminator to w założeniu lekka komedia z muzycznym akcentem, nie boi się ona stawiać pytań ważkich i pod płaszczykiem perypetii grupki kumpli z małego miasteczka pozostawia publiczność z pytaniami dotyczącymi przyjaźni, istnienia zasad, sensu dążenia do spełniania marzeń i rzeczywistości, w jakiej obracają się dziesiątki grup podobnych do Exterminatora.
Znakomitym pomysłem było granie na żywo, co zdecydowanie stanowi jeden z mocniejszych elementów Exterminatora, jeśli nie najmocniejszy, a już na pewno gorąco oczekiwany przez publiczność. Instrumenty stanowiły jedyną scenografię sceny, a Cheri cheri lady, Kolorowe jarmarki czy Typ niepokorny wyśpiewywane na wiejskich festynach przez deathmetalowych artystów, z bolesnym grymasem wymalowanym na ich twarzach, podrywały zgromadzoną publiczność i jak nic innego uwypuklały beznadziejność sytuacji bohaterów upokorzonych koniecznością przygrywania do kiełbasek. Element muzyczny spektaklu zdecydowanie zachwycał i nadawał całości koncertowego sznytu doskonale współgrającego z opowieścią, której tematem przewodnim jest przecież muzyka.
Choć wydawać się mogło, że Paweł Domagała, niewątpliwie najgorętsze nazwisko całej obsady, obecny na plakacie i wcielający się w rolę wokalisty Exterminatora, będzie niekwestionowanym liderem i najjaśniejszą gwiazdą całej sztuki, to nic bardziej mylnego! Kamil Siegmund (Makar), Sebastian Skoczeń (Lizzy) i Przemysław Kosiński (Jaro), czyli pozostały skład kapeli, wykonali równie kapitalną pracę, zachwycając przede wszystkim talentem komediowym i fantastycznym wyczuciem swoich postaci. Swoistym fenomenem była niezwykła charyzma i autentyczność całej obsady składającej się na zespół. Jedynym mankamentem w tym zakresie były powierzchownie zarysowane postaci kobiece, których pojawianie się na scenie (na szczęście, ze względu na scenariusz, krótkie i rzadkie) zaburzało fantastyczną rytmikę i tempo całego spektaklu.
Niemniej jednak naturalność i zaskakująca doza luzu samego Exterminatora w zestawieniu z doskonałą kreacją wójta (fantastyczny Henryk Niebudek) stanowiły mocny trzon całego spektaklu. Panowie zdawali się czuć na scenie jak „ryby w wodzie”, zaskakiwali swoją bezpretensjonalnością i bezpośredniością, z wyczuciem oddali emocje, jakimi targani byli ich strudzeni bohaterowie. Trudno pozostać obojętnym wobec atmosfery, jaką udało się stworzyć męskiej części obsady, od której biły wspomniane już naturalność i spontaniczność – widz miewał wrażenie, jakby rzeczywiście na scenie pojawiła się grupka kumpli grająca w wolnym czasie w garażu, nieustannie sobie docinająca, strojąca wzajemne fochy i niepotrafiąca się dogadać. Nie sposób również nie wspomnieć o godnych podziwu, brawurowych popisach wokalno-instrumentalnych zaserwowanych przez Exterminatora. Cała czwórka bowiem, specjalnie na potrzeby tego spektaklu, nauczyła się pod okiem Piotra Wącisza (basisty i wokalisty) grać na swoich instrumentach i trzeba przyznać, że możliwości, jakie zaprezentowali na scenie zasługują na największe uznanie!
Exterminator. Komedia muzyczna to z całą pewnością fantastyczna propozycja dla osób lubiących dobrze się bawić, ceniących sobie pierwiastek muzyczny w teatrze i dużą dawkę (niewybrednego) humoru. To wciągająca sztuka powstała w oparciu o świeży i pomysłowy scenariusz; i choć humor w dużej części zasadza się na wulgaryzmach (bynajmniej główna oś prezentowanego żartu, choć niewątpliwie najbardziej działająca na publiczność), wydaje się to być jak najbardziej zasadne, biorąc pod uwagę fakt, iż jest to historia młodych mężczyzn tworzących death metalową kapelę, lekko sfrustrowanych życiem, lubiących porządnie się pokłócić – przybrana więc narracja, prosta, nie stroniąca od ostrego języka i ciętego humoru, to jedyna właściwa, o jaką można było się tutaj pokusić. Całość sprawia wrażenie spontanicznej i luźnej pogawędki pełnej męskich docinków, groteskowych sytuacji i często gwałtownych spięć. Wraz z przeplatającymi tę opowieść, granymi na żywo, znanymi i lubianymi, choć często przedstawionymi w zupełnie nowej odsłonie piosenkami tworzy spójny obrazek zwieńczony wirtuozerskim, skomponowanym przez Wącisza specjalnie na potrzeby spektaklu utworem stanowiącym równocześnie wyczekiwane „szczęśliwe” zakończenie i perspektywę dla Exterminatora na dopięcie swego.
Spektakl Exterminator. Komedia muzyczna możecie zobaczyć na Scenie na Woli Teatru Dramatycznego w Warszawie. Jest to zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla amatorów dobrej zabawy i lubujących się w koncertowych klimatach. Sztuka z całą pewnością usatysfakcjonuje odbiorcę poszukującego lekkiej formuły w teatrze oraz fanów Pawła Domagały, który w Exterminatorze wprost błyszczy w różnorodnym (i wymagającym) repertuarze oraz daje niepowtarzalny popis swojego komediowego talentu, z którego już słynie.