Twórca, czyli… – rozmowa z Patrycją Łupińską

Czy każda osoba, która tworzy, może nazywać się artyst(k)ą? Umiejętności i warsztat są ważne, ale jaka właściwie jest rola świadomości tworzenia i wiedzy? Te i wiele innych pytań będzie rozważać młoda artystka – Patrycja Łupińska.
Każdy artysta, znany czy niszowy, przeszedł pewną drogę. Pierwsze wystawy, wernisaże czy większe projekty, a także szukanie swojego oryginalnego sposobu wyrazu. Zwykle mamy możliwość poznania historii dość odległych początków, odbywających się w innych realiach i jakby abstrakcyjnych. Dziś natomiast w rozmowie z Patrycją Łupińską, młodą artystką, przyjrzymy się z bliska chęci tworzenia, wyzwaniom towarzyszącym organizowaniu pierwszych własnych wystaw, a także zastanowimy się co sprawia, że taka wystawa jest „dobra”. Patrycja opowie również o butach pokrytych bąbelkami i podkreśli jak w jej twórczości łączą się one z antykiem.

Na zdjęciu: Patrycja Łupińska
Patrycja Łupińska kształci się w Liceum Plastycznym im. Wojciecha Gersona w Warszawie na specjalizacji projektowanie graficzne. Dziewiętnastoletnia artystka dwukrotnie zwyciężyła w konkursie na najlepszą wystawę festiwalu artystycznego Sztuka6. Obecnie zajmuje się ceramiką i rzeźbą, znajduje też czas na grafikę warsztatową i projektowanie ubioru, a także rysunek, sztukę użytkową i scrapbooking. O sobie mówi, że nieustannie odkrywa nowe techniki i poszerza horyzonty. Stworzyła markę Malgranda, swoje prace wystawia na stronie patlupinska.wixsite.com/malgranda.
Zapraszamy na fascynującą rozmowę!
Michalina Domańska: Jesteś artystką i projektantką. Jak się odnajdujesz w tych słowach-określeniach? Czy może wolisz pozostawać poza tak stawianymi ramami?
Patrycja Łupińska: Przede wszystkim uważam się za twórcę. Nie lubię odtwórstwa, bo to nie stanowi niczego nadzwyczajnego. Określenia artysta, projektant jak najbardziej do mnie pasują. Czasem dobrze mieć jakieś ramy, zwłaszcza jeśli mówimy o ludziach kultury i sztuki. Jest to według mnie pozycja absolutnie wyjątkowa i duży prestiż w społeczeństwie. W dzisiejszych czasach artystą może być każdy, media społecznościowe pękają w szwach od zdjęć i filmów ukazujących przeróżne prace. Jako osoba kształcąca się w kierunku sztuk plastycznych wiem jednak, że oprócz tego, co się tworzy, liczy się jeszcze to, co się wie, czyli wykształcenie artystyczne, które zdobywam od 4 lat. To właśnie czyni mnie pełnoprawnym artystą w stosunku do ludzi opierających się tylko i wyłącznie na swoich umiejętnościach. To, co mam do zaoferowania na wielu płaszczyznach związanych ze sztuką, definiuje mnie jako twórcę.
M.D.: Jak dotarłaś do świadomości, że chcesz coś (s)tworzyć?
P.Ł.: Moja mama od zawsze dbała o to, żebym rozwijała się na wielu płaszczyznach. Dzięki temu interesowało mnie bardzo dużo i z czasem wybrałam najważniejszą dla siebie dziedzinę, w którą w pierwszej kolejności i w największym stopniu chcę się zaangażować. Ja tak naprawdę tworzyłam na każdym etapie swojego życia, ale do świadomości, że chcę stworzyć coś konkretnego, jak kolekcja czy cykl, doszłam zakładając bloga. To tam po raz pierwszy postanowiłam zrobić kilka powiązanych ze sobą prac, zaplanować jakieś działania, zmierzyć się z odbiorcą. Ważną decyzję, że chcę przygotować coś dużego i niezwykłego podjęłam dopiero przy MAŁYCH FORMACH, które długo projektowałam i planowałam. Jednak istotnie dojrzałe podejście do sprawy miałam dopiero przy Gorączce Złota, bo tam nie było miejsca na opóźnienia i rezygnację z czegokolwiek.
M.D.: Jak w takim razie wyglądał proces twórczy Gorączki złota – wyjątkowej wystawy, która wygrała konkurs na najlepszą wystawę podczas festiwalu Sztuka6. Jak formował się motyw złota w Twojej sztuce?

Na zdjęciu: but FLORA
P.Ł.: Proces twórczy był bardzo złożony i długi, obfitował niestety w wiele potknięć, jakichś usterek związanych z samymi rzeźbami, co niewątpliwie wpływało na cały jego przebieg. Ale skąd ta cała kolekcja się wzięła… Kiedyś po prostu rysowałam sobie jakieś sukienki, jakieś buty, jakieś dodatki, z czasem przeobraziło się to w prawdziwe, przemyślane zadania projektowe. W 2016 roku, kiedy na zajęciach rzeźby mieliśmy zmodyfikować wybrany przedmiot, żeby stworzyć nową formę, jak zawsze chciałam przemycić swojego konika, więc zaproponowałam but pokryty bąbelkami, kulami, różnie to określam. Mój profesor przyjął to z dozą niepewności, ale w trakcie realizowania tego zadania oboje doszliśmy do wniosku, że ma to potencjał i pomyśleliśmy, że warto stworzyć całą kolekcję właśnie takiego obuwia. W 2017 roku zajęłam się więc kolejnym projektem, a na 2 miesiące przed wystawą zaczęłam realizować ostatnie 3 rzeźby. Cały proces tak się wydłużył, bo nad pierwszymi dwiema rzeźbami nie pracowałam w domu, dlatego miałam pewne ograniczenia czasowe, zupełnie inne warunki pracy. Najbardziej natomiast zaważył fakt, że na kilka tygodni te buty po prostu odłożyłam. Jak widzisz, nie stworzyłam wszystkiego w mgnieniu oka, zajęło mi to około 2 lat. Jest to o tyle dobre, że widać postęp i rozwój moich umiejętności, a przede wszystkim doświadczenie – każda kolejna rzeźba jest lepsza od poprzedniej, doprowadzona do perfekcji. Dzięki temu cały pokaz osiągnął naprawdę wysoki, satysfakcjonujący mnie poziom. W tym roku odpowiednio zadbałam o przestrzeń wystawienniczą. Stworzyliśmy czarną oprawę, dzięki której przedmioty wyszły do przodu i skupiły na sobie całą uwagę odbiorcy. Motyw złota jest w Gorączce Złota absolutną podstawą formalną, to nawiązanie do antyku i chryzelefantyny. Moim założeniem było stworzenie butów i biżuterii jednocześnie, a skoro ceramika daje dużo możliwości, postawiłam na to, co kocham najbardziej, czyli na połysk i metaliczny kolor.
M.D.: Twoja wystawa była częścią festiwalu Sztuka6 – czemu zdecydowałaś się wziąć udział w tym przedsięwzięciu?
P.Ł.: Dla mnie jako osoby, która nie ma na tyle silnej pozycji, by podjąć się samodzielnej wystawy, było to rozwiązanie idealne, ponieważ miałam zapewnioną opiekę, pomoc i wsparcie medialne. Poza tym to naprawdę świetna inicjatywa, promocja młodych zdolnych i samej placówki. To okazja do pokazania się szerszemu gronu odbiorców, czasem z branży, a przede wszystkim nauka i zdobywanie doświadczenia. Po dwóch wystawach podczas festiwalu znam swoje błędy i wiem już, jak takie ekspozycje tworzyć.

Na zdjęciu: projekty butów z wystawy Gorączka złota ułożone chronologicznie
M.D.: Nagroda za najlepszą wystawę w Sztuce6 nie jest dla Ciebie nowością. W poprzedniej – IV edycji również zostałaś w ten sposób doceniona. Gratulacje! Myślę więc, że jesteś idealną osobą, która może wyjaśnić co sprawia, że wystawa jest „dobra”? Jak należy taką wystawę zaprojektować?
P.Ł.: Dziękuję. Poprzednim razem moja wystawa obroniła się tak naprawdę sama. Tydzień przed festiwalem siedziałam od rana do nocy i szyłam, ubrania przywiozłam godzinę przed wernisażem, także nie było czasu na nic, aranżowaliśmy przestrzeń wystawienniczą na bieżąco, w zawrotnym tempie. Ostatnią lalkę ustawiłam na 5 minut przed wizytą naszego gościa specjalnego – aktorki Marii Komorowskiej. Było to mimo wszystko jednak niezwykle spójne, na tyle minimalistyczne i wbrew pozorom przemyślane, że robiło wrażenie i pozwoliło dobrze wyeksponować moje prace. W tym roku projektując kolekcję, projektowałam też przestrzeń, dlatego miałam możliwość w pełni dopracować szczegóły. Niezależnie jednak od sytuacji i czasu, jaki poświęcałam na przygotowanie takiej wystawy, są czynniki składające się na jej dobrą jakość. Zmysł przestrzeni, znajomość zasad kompozycji i zależności kolorystycznych, zwracanie uwagi na perspektywę, umiar i precyzja, które składają się na profesjonalizm przy tworzeniu oprawy wizualnej, to połowa sukcesu, resztę stanowi sam przedmiot. Dzisiaj zalewa nas fala odtwórstwa, wiesz, ile rysunków przedstawiających Venoma już widziałam? Ile jest tych wszystkich hiperrealistycznych portretów, pejzaży czy rozmaitej fotografii. To się już zwyczajnie opatrzyło, chyba, że mamy do czynienia z czymś naprawdę interesującym, prawdziwym fenomenem, każda dziedzina zawsze pozostaje jednak nie do końca odkryta. Do czego zmierzam: nie lubię nudy i powielania, szukam czegoś nowego i inspirującego, czegoś, co wprawi mnie w zachwyt. Nie jest to łatwe, bo mam duże oczekiwania. W związku z tym, jeśli wezmę na warsztat mało popularną technikę, wykorzystam ją na swój sposób i stworzę coś nietuzinkowego, co ja sama uznam za dobre, wiem, że zrobi to wrażenie na moich odbiorcach. To jest, moim zdaniem, klucz do sukcesu: profesjonalne podejście i perfekcjonizm połączone z oryginalnością i spektakularnością.

Na zdjęciu: proces powstania buta inspirowanego antykiem.
M.D.: Jak wiadomo, festiwal to nie tylko twórcy, ale też odbiorcy. Jak do nich podchodzisz, jak postrzegasz relacje z uczestnikami festiwalu?
P.Ł.: Odbiorcy to najważniejsza część całego wydarzenia, bo bez nich ono zwyczajnie nie ma sensu. Zawsze staram się dbać o to, żeby być z nimi w stałym kontakcie w mediach społecznościowych, a podczas samej wystawy przez większość czasu przebywam w miejscu, w którym się odbywa. Uważam, że przy tak krótkim czasie trwania, jest to mój obowiązek, jako autora, żeby być dla odwiedzających i móc opowiedzieć im więcej niż mówi opis czy to co sami zaobserwują, dać odpowiedzi na pytania i po prostu pokazać, że jestem i doceniam ich obecność. Często pojawiają się pytania odnośnie procesu twórczego, wykorzystanych materiałów, źródeł inspiracji, a jeszcze częściej są to po prostu wyrazy odczuć związanych z moją pracą. To jest najbardziej satysfakcjonująca część całego przedsięwzięcia i dla mnie bardzo ważna.
M.D.: Czy przestrzeń stworzona przez festiwal, bądź inne wydarzenia artystyczne, bardziej sprzyja twórcom niż choćby Internet?

Na zdjęciu: grafika La Cigale
P.Ł.: Trudno powiedzieć czy bardziej, należy to rozpatrywać pod wieloma względami. Internet ma mnóstwo zalet, z których największą jest liczba ludzi, do których docierasz albo lepiej, zainteresowanie tego środowiska. Druga rzecz to częstotliwość, z jaką możesz publikować swoje prace. Kto nie lubi być na bieżąco i regularnie dostawać czegoś nowego? To brzmi świetnie, ale czy prawdziwego kontaktu ze sztuką nie ma na żywo? Jakiś czas temu poszłam na wystawę rzeźbiarską, nie mogłam wyjść z podziwu i napatrzeć się na te kilka rzeźb, po paru tygodniach w Internecie pojawiły się ich zdjęcia i muszę przyznać, że nie ukazały tego piękna nawet w połowie. Podobnie jest z dziełami wielkich mistrzów, kiedy w końcu pojedzie się do tego muzeum i stanie przed takim zabytkiem, jeszcze bardziej docenia się jego wartość i autora. Mimo, że staram się wykonać zdjęcia w taki sposób, żeby jak najbardziej zbliżyć się do tego, co widzę na żywo, nigdy temu nie dorównają. Nie zobaczę więcej niż jedną perspektywę, nie zmienię oświetlenia, nie ujrzę trójwymiarowości faktury. To jest przewaga wystawy w świecie realnym nad Internetem, ale fakt, że jedno i drugie działa na korzyść artysty, pozostaje niezmienny. Uważam, że najlepiej funkcjonuje równoczesne działanie tych dwóch światów, każdy daje coś od siebie.
M.D.: Prowadzisz bloga http://malgranda-art.blogspot.com – robisz to dla siebie, czy raczej dla odbiorców? Jak jest z wystawianiem swojej twórczości w realnym świecie, a wirtualnie?
P.Ł.: Blog istnieje od 2013 roku i jest moim oczkiem w głowie, choć mam świadomość, że w dużej mierze prowadzę go dla siebie w formie portfolio, ponieważ blogosfera miała już swoją złotą erę i musiała ustąpić portalom społecznościowym. Niemniej jednak staram się pozyskiwać nowych odbiorców i dbać o tych, którzy już ze mną są, bo nie jestem osobą, która tworzy do szuflady. Lubię dzielić się tym, co robię i dostawać jakiś odzew. W realnym świecie jest trochę więcej do zrobienia, bo tam nie skadrujesz zdjęcia, nie naniesiesz poprawek w programie komputerowym, musisz wszystko przemyśleć i wykazać się profesjonalizmem. W dodatku jest jeszcze ograniczenie czasowe i lokalizacja, a Internet tego nie obejmuje; możesz opublikować coś nawet w środku nocy, i tak prędzej czy później każdy to zobaczy, niezależnie od tego, gdzie się znajduje.

Na zdjęciu: od lewej strony Patrycja Łupińska i Ala Zawadzka – koordynatorka festiwalu Sztuka6, .
M.D.: Jakie masz plany na przyszłość? W jakim kierunku chcesz się rozwijać?
P.Ł.: Na razie pracuję nad dyplomem ze specjalizacji, jestem na projektowaniu graficznym, mam też do napisania maturę i przygotowanie teczki na studia. Szczerze mówiąc myślę nad kierunkiem od dłuższego czasu i nie potrafię zdecydować. Interesuje mnie bardzo dużo, w ostatnim czasie odkrywam też nowe pasje, które pomagają mi uciec na chwilę od tej presji wyboru. Z jednej strony jest ceramika, rzeźba, z drugiej grafika warsztatowa, z kolejnej projektowanie ubioru. Zamierzam dalej brnąć we wszystko, w czym już siedzę, ale na to, co chcę kontynuować na studiach, zostawiam sobie jeszcze chwilę do namysłu. Myślę też o profesjonalnej witrynie internetowej i nowych projektach, ale to wszystko za kilka miesięcy, kiedy uporam się z obowiązkami edukacyjnymi.
M.D.: I na koniec dokończ proszę zdanie: Spełnieniem moich marzeń byłoby…
P.Ł.: Odniesienie sukcesu na polach, na których działam i niewyczerpana wena twórcza.
M.D.: Dziękuję za rozmowę. Wraz z całą redakcją „Kultury na co dzień” życzymy Ci również dużo radości z tworzenia i czekamy na kolejne wystawy!
P.Ł.: Dziękuję i mam nadzieję, że spotkamy się na mojej kolejnej wystawie.
Na stronie „Kultury na co dzień” pojawił się również artykuł o pierwszej wystawie Patrycji – MAŁE FORMY. Można go przeczytać tutaj.