Pozornie wsi spokojna, czyli recenzja „Jenůfa”

W sobotę 24 listopada w Teatrze Wielkim Opera w Poznaniu odbył się spektakl Jenůfa Leosza Janaczka, w reżyserii Alvisa Hermanisa. Opera wystawiona była w języku czeskim, w trzech aktach; a każdy z nich zaskakiwał mnie coraz bardziej. Przeczytacie, a dowiecie się, dlaczego.
Początkowo kurtyna z pięknym malowidłem w delikatnych kolorach uniosła się tylko do połowy, a moim oczom ukazały się pięknie wyglądające tancerki, ubrane w bogato zdobione, lecz przy tym jakże subtelne stroje w jasnych kolorach. Ich taniec był idealnym otwarciem sztuki, które intrygowało i skupiało uwagę. Ustawione w rzędzie, hipnotyzujące i piękne, poruszały się po scenie z gracją. Muszę przyznać, że oczarowały mnie od samego początku i gdyby widowisko miało się zakończyć po tym wstępie, i tak byłabym zachwycona. Cieszę się jednak, że spektakl trwał dalej, ponieważ grzechem byłoby powiedzieć, że dalsza część sztuki była mniej warta uwagi.

Zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony Teatru.
Cały pierwszy akt rozgrywał się w otoczeniu jasnego, kremowego koloru. Wtedy też poznajemy Jenůfę (Ilona Krzywicka), która jest tytułową bohaterka opery, urodną wiejską panną, która zakochana jest w swoim narzeczonym Števie. W towarzystwie babki Buryjovki (Olga Maroszek) i dalekiego kuzyna Lacy (Titusz Tóbisz) pielęgnuje rozmaryn, rozprawiając o swoich zmartwieniach. Towarzyszą jej osoby, które mają zupełnie odmienne zdanie o jej wybranku. Babcia darzy go sympatią, a kuzyn zaś nie cierpi. Gdy Števa (Piotr Friebe) pojawia się na scenie, zatacza się zupełnie pijany. Patrząc na tę parę, można by powiedzieć, że przeciwieństwa się przyciągają, bowiem chłopak jest osobą zabawową, lubiącą się napić, a dziewczyna z kolei wydaje się rozważna i troskliwa. Na scenie pojawia się Kostelnička (Eliška Weissová) – dewotka, macocha dziewczyny, która nie chce zezwolić na ślub kochanków. Tak jak Laca, nie pała ona sympatią do wybranka jej pasierbicy.
Niesamowitego klimatu nadał reżyser świateł Gleb Filshtinsky, zmieniając światła z ciepłych na chłodne w momencie, w którym matka dziewczyny surowym tonem tłumaczy dlaczego nie pobłogosławi zakochanym. Kolejnym ważnym momentem było wystąpienie Laca, który wyznaje swoje przekonanie, że Števa żywi do Jenůfy miłość tylko ze względu na jej urodę. Okazuje się, że on sam od dziecka podkochuje się w tytułowej bohaterce. W międzyczasie kurtyna unosi się całkowicie, odsłaniając postacie ubrane w przepiękne, pełne przepychu ludowe stroje. Kolory jakie wprowadzili na scenę mieszkańcy wsi pięknie współgrały z dotychczas panującym jednolitym tłem. Ich śpiew wypełniał całą salę tworząc niesamowity klimat. Do tamtego momentu akcja nie rozwijała się zbyt szybko, aż do sceny, w której Laca postanawia skraść całusa Jenůfie. Na nieszczęście dziewczyny trzymał on w ręku nóż, którym drasnął ją w policzek. Tym wydarzeniem kończy się pierwszy akt opery.

Zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony Teatru.
Czasem mówi się, porównując dwie drastycznie różniące się rzeczy, że są niczym niebo i ziemia. Ta właśnie myśl przeszła mi przez głowę, gdy kurtyna uniosła się przy drugim akcie. Piękno strojów aktorów i tancerek oraz jasne i nieskazitelne tło, towarzyszące w pierwszej części sprawiło, że w drugim akcie scenografia aż razi. Nie takiego obrotu akcji się spodziewałam. Sielankę i przyjemny dla oka klimat przerywa wystrój wnętrza, którego ściany są odrapane, a meble i sprzęt zniszczone. Za oszronionymi oknami pada śnieg. Tak, pada śnieg! A mnie naprawdę zachwyciła ta dbałość o najmniejsze szczegóły.
Nie tylko scenografia, lecz także historia zmienia się. Widzimy siedzącą na łóżku Jenůfę z blizną na twarzy. W pierwszym akcie ubrana była w bogato zdobioną, jasną suknię, a tym razem ukazuje się w smutnych szarościach rozciągniętych, codziennych ubrań. Brak pięknych kostiumów i skromnie ubrani aktorzy byli idealnym dopełnieniem biednego wystroju domu. Jenůfa tuli do siebie niemowlę. Jej macocha nie jest zachwycona wnukiem. Uważa go za owoc grzechu, a całą sytuację ocenia jako haniebną dla rodziny, dlatego też przez czas ciąży ukrywała dziewczynę, mówiąc ludziom, że tamta wyjechała. W tym samym czasie pojawia się w jej domu Laca, pytając o Jenůfę, która spała. Kobieta widząc, że mężczyzna cały czas jest zakochany w dziewczynie, wykorzystuje sytuację.
Dziecko Jenůfy ginie w niewyjaśnionych dla niej okolicznościach. Nie widziała nawet jego ciała. Cała ta dramatyczna sytuacja pogrąża młodą matkę w ogromnym smutku i żałobie. Mimo tego, że niektórych wątków mogłam się spodziewać, to sposób w jaki zostały one przedstawione poruszył mnie

Zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony Teatru.
W ostatnim akcie scenerią wrócono znowu do sielanki. Na scenie znów panują jasne kolory, dlatego czarna suknia ślubna Jenůfy mocno z nimi kontrastuje i przykuwa uwagę. Nadchodzi dzień ślubu Jenůfy z Lacą. Zbierają się okoliczni mieszkańcy w swych odświętnych strojach, lecz z niejasnych dla nich powodów radosnemu wydarzeniu nie towarzyszy wesele. Wkrótce jednak wszystko wychodzi na jaw, ponieważ ciało dziecka zostaje znalezione w rzece. Ludzie oskarżają Jenůfę o dzieciobójstwo, jednak prawdziwy zabójca niewiniątka nie potrafi dłużej zagłuszać wyrzutów sumienia i szybko się ujawnia. Jenůfa wybacza mordercy. W tej całej tragedii, która się rozegrała, wszystko kończy się swojego rodzaju happy-endem, który mam wrażenie jest trochę „naciągany”. Mimo mojej szczerej wiary w lepszy świat i ludzi, ciężko mi w uwierzyć w tak szybkie przebaczenie. Pamiętając jednak o tym, że to tylko historia fikcyjna, zostawiam tę kwestię w myśl powiedzenia: dobrem zło zwyciężaj.

Zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony Teatru.
Sztuka zakończyła się gromkimi brawami i owacjami na stojąco. Jak daleko sięgał mój wzrok tak wszyscy widzowie byli zachwyceni. Spektakl zdecydowanie wpasował się w gust publiczności. Wzbudzał on wiele emocji, a widz mógł łatwo wczuć się w przedstawianą historię. Przyznam szczerze, że emocje zawładnęły również mną. Momentami ściskałam rękę osoby, która oglądała ze mną Jenůfę, by zakomunikować jak wielkie wrażenie wywierają na mnie losy bohaterów lub wizualne piękno przedstawiane na scenie.

Zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony Teatru.
Muszę przyznać, że bardzo mocną stroną tego spektaklu były kostiumy. Przyznajmy, kto nie lubi patrzeć na rzeczy ładne? Te sprawiały, że nie można było oderwać od nich oczu. Piękne, pełne zdobień, kolorowe jak kwitnąca wczesnym latem łąka. Zdecydowanie było się czym zachwycać! Kolejnym, dla mnie niezwykle ważnym punktem, którego nie ośmieliłabym się nie wyróżnić, są tancerki, które chyba najlepiej opisze jedno słowo: zachwyt! Przepiękne i subtelne, idealnie odzwierciedlały emocje, które miały miejsce na scenie. Wstyd byłoby również nie wspomnieć o muzyce, która była duszą spektaklu. Czymś czego nie możemy zobaczyć na własne oczy, ale możemy doświadczyć i wówczas zadać sobie pytanie: czy bez niej spektakl wzbudzałby również tyle emocji? Według mnie muzyka zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie. Podsycała ona emocje i uczyniła spektakl jeszcze bardziej wyjątkowym.
Jak dla mnie pięknym momentem było wyjście na scenę dyrektora artystycznego- Gabriela Chmury, który został nagrodzony brawami, lecz gestem pokazał, że to nie jemu należą się brawa, lecz orkiestrze i wszystkim innym, którzy tworzyli spektakl. Skromność wielkich ludzi jest dla mnie cechą, którą zawsze doceniam.
Na sam koniec szczególnie chciałabym wyróżnić Titusza Tóbisza za jego śpiew, który był dla mnie najbardziej przejmujący ze wszystkich głosów, które słyszałam tamtego wieczoru.
Jenůfę polecam wszystkim, którzy lubią proste w przekazie historie pełne emocji oraz doceniają piękną scenografię i choreografię. Całość opery, jak również poszczególne elementy są sztuką samą w sobie. Jenůfa jest spektaklem wywierającym wrażenie i zdecydowanie wartym uwagi, do którego chętnie powróciłabym w przyszłości.