„Taniec w płonącym domu” – o świadectwie dojrzałości poety

Pochodzący z Kielc, trzydziestokilkuletni Patryk Muszyński debiutował w 2009 roku zbiorem wierszy zatytułowanym „Nie myśl o samobójstwie”. W kolejnych latach nie ustawał w twórczej pracy i wydał znakomite tomiki „Generalnie” (2012) oraz „Pod skórą” (2015). W tym roku światło dzienne ujrzała czwarta pozycja w dorobku młodego poety – tytułowy „Taniec w płonącym domu” różniący się od poprzednich tomów przede wszystkim zrezygnowaniem, w większości, z formy rymowanej, jak i podjęciem tematyki, którą można zbiorczo określić jako wyrażenie niepokoju i niepewności względem przyszłości i rozmaitych problemów społecznych. Muszyński postawił na większą niż zazwyczaj dozę gorzkości, cynizmu i wszechobecnego uczucia lęku.
„Taniec w płonącym domu” wyraża nie tylko dojrzenie Muszyńskiego jako poety i artysty, ale przede wszystkim stanowi świadectwo nieustannych poszukiwań zarówno własnego stylu, jak i odpowiedzi na wciąż nurtujące pytania. Mając kontakt z poezją Patryka Muszyńskiego i obserwując jej rozwój pomiędzy kolejnymi wydaniami wierszy, z całą pewnością mogę przyznać, iż poeta i jego dzieła ewoluują. Patrzy on znacznie szerzej, jego utwory poruszają o wiele więcej aktualnych problemów społeczno-politycznych, z jednej strony nie stronią od kolokwializmów i dosadności, a z drugiej od pozornie prostych, ale wyszukanych metafor otwierających pole do popisu dla skojarzeń i wyobraźni czytelnika. Muszyński stawia w wierszu tezę, rzuca złudnie oczywiste pytania, dzięki czemu interpretacji jednego tekstu będzie tyle, ile osób się nad nim pochyli. Po znakomitym poziomie, jaki reprezentowały dwa poprzednie zbiory, oczekiwałam iż ten kolejny, tak przecież dojrzały i wyrażający zmiany procesu twórczego i postrzegania świata przez jednostkę, będzie dla mnie ogromnym zaskoczeniem i podniesie poprzeczkę jeszcze wyżej. Tak się jednak nie stało, bo choć wszystko, co podkreśliłam wyżej to fakty i nie ośmielę się nawet kwestionować ciekawości poruszanych w „Tańcu…” tematów, trudno mi ukryć małe rozczarowanie.

Okładka tomiku
Choć tomikowi nie można odmówić zaskakującej spójności, dzięki której wszystkim wierszom można przypisać po kilka elementów wspólnych, i choć poruszone przez poetę kwestie niewątpliwie skłaniają do większej refleksji i mogą stanowić zaledwie zaproszenie do dyskusji, ja jako czytelnik i wierny odbiorca, czuję pewien frustrujący niedosyt. Najnowsze wiersze Patryka Muszyńskiego „cierpią” na swoistą niezapadalność w pamięć. Kilkukrotna lektura całości pogłębiła uczucie zlewania się poszczególnych tekstów ze sobą, niewiele z nich jest pociągających i przyciągających, często treść zaplątuje się w formie i odwrotnie, forma przytłacza całą treść. Wiersze umykają gdzieś zaraz po przeczytaniu, w niektórych drażni pewien zmarnowany potencjał, jak chociażby w „Klubie 27”, który rozpoczyna się obiecująco od w niewyjaśnionych okolicznościach/odszedł muzyk niejeden/proch po kościach/rozrasta się klub 27” rozpalając wyobraźnię czytelnika, zaskakując tajemniczością, specyficznym nastrojem i odwołaniem do popkultury (niejeden zresztą raz!), aby za moment zgasić ten entuzjazm przez dalsze: „Brian: nie wskoczyłem do basenu/ Kurt: nie pociągnąłem za spust/ Jim: kto pozbawił tlenu/ Jimi: kto wrzucił piguły do ust/ kto otruł Roberta/ czy Janis i Amy/ (nie)świadomie/przyjęły za dużo?. Choć doceniam twórczą ewolucję stylu Patryka Muszyńskiego, zabrakło mi tak charakterystycznych dla niego rymowanych, melodyjnych tekstów, wspaniale współgrających z błyskotliwymi treściami, subtelnym głoszeniem najtrudniejszych prawd, opisywaniem z niesamowitym wdziękiem tego, co człowieka nieustannie otacza. Ta oszczędność bywa drażniąca, chwilami niezrozumiała i niepotrzebna. Zapewne można byłoby obronić tezę, jakoby ten językowy ascetyzm i jedynie pobieżne kreślenie, zarysowywanie opisywanej rzeczywistości, stanowiły o wartości dzieł Muszyńskiego jako starających się lakonicznie uchwycić to, co najistotniejsze i tym samym pobudzić czytelnika. Mnie jednak to nie przekonuje.
„Taniec w płonącym domu” jako kolejny etap w budowaniu tożsamości poety, niewątpliwie rozczarował mnie jako całość. Przy niewielu tekstach zatrzymałam się na dłużej, niewiele więcej zapamiętałam. Najnowsze wiersze nie porwały mnie tak jak „Wierzę (cover)” z „Pod skórą” czy „Banał” z „Generalnie”. Być może wynika to z przyzwyczajenia do poprzedniego stylu poety, a może ten rodzaj poezji nie trafia do mnie, mimo znanej mi już ironii, cynizmu i bystrości w obserwowaniu otaczającej rzeczywistości. Nie można jednak podważyć ciekawości w kreowaniu bohatera tomiku, którego poeta „rzuca na głęboką wodę”. Podmiot wierszy to z całą pewnością jednostka poszukująca, odważna w zadawaniu pytań, dociekliwa. Treści, jakie porusza i problemy, po jakie sięga budzą podziw. Myślę, że zaletą „Tańca…” jest bez wątpienia ogromne prawdopodobieństwo, iż odbiorca będzie w stanie chociaż raz zidentyfikować się z bohaterem wiersza, jakkolwiek utożsamić się z tymi trudnymi emocjami – tak w tekście „Pragnienia”: nie mamy dla siebie nic/poza mgnieniem oka/krótkim uśmiechem/pośród osobnych lat” czy w „Poza domem”: „wszędzie/tylko nie w domu/ gnie/ nie ma komu/ z powodu 23 par chromosomów/ myśli ogromu/choćby z pomocą łomu/nawet po kryjomu/wydobyć/ lub ułożyć pomóc. Muszyński imponuje również swoją kompetencją językową, bawiąc się, często w melodyjny sposób, polszczyzną, naginając pewne reguły na potrzeby wyrażenia swoich niejednolitych emocji, tworząc wymyślne neologizmy. Znany ze swojego cierpkiego poczucia humoru i umiłowania do gierek słownych nie zawodzi i w „Tańcu…”: mężczyzna na poziomie/do czynności w pionie/oraz na podłodze/bym mogła sufitować/ i biec gdzie czasem dochodzę (fragment „Poziomo”) czy nie ma gracji/w migracji […] od strony morza/wiatr zmian/od lądu wrogość/niepozbawiona racji (fragment „Wiatru od morza”).
Nie ukrywając mojego rozczarowania względem najnowszej poezji, z całą pewnością nie mogę odmówić tomikowi spójności i godnej podziwu rozpiętości tematycznej zamykającej się w wyrażaniu poczucia braku, rozmaitych rozterek, różnych poszukiwań. Muszyński nie zna pojęcia tabu, nie boi się podejmować trudnych kwestii, co jest niezwykle istotną, wydaje mi się, cechą artysty, która czyni go elastycznym, a jego twórczość bogatą i uniwersalną. Mimo że forma, w którą ubrał on swoje treści, nie przekonała mnie, uważam „Taniec w płonącym domu” za pozycję godną uwagi i polecenia, właśnie przez problematykę, po jaką sięgnął poeta i otwartą do dyskusji furtkę, jaką, myślę celowo, zostawił swoim odbiorcom i którą podsumuję fragmentem wiersza „Ulotka”: może wywoływać bóle głowy/mózgom nieprzywykłym do myślenia/wprawiać w drżenie/serca na emocje wrażliwe/wstrząsnąć lub zmieszać/po użyciu.
__________________________________________
Tym z Was, którzy chcieliby samodzielnie sprawdzić ten tomik i zaczytać się w poezji Patryka Muszyńskiego zapraszam do śledzenia strony Kultury na co dzień na Facebooku. Wypatrujcie tam KONKURSU z najnowszym tomikiem poety do wygrania, który pojawi się w czwartek!
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przeze mnie i pochodzą z egzemplarza „Tańca w płonącym domu”, który jest moją własnością.
Ja nie jestem miłośniczka czytania książek, ale kiedyś dostał w prezencie Ogród Kamili – Katarzyny Michalak i polubiłam powieści o miłości a zwłaszcza książki Katarzyny Michalak, Krystyny Mirek i innych autorek piszących powieści o miłości. Dziewczyna, Kobieta inna mnie nie zaciekawiła, przeczytałam ją na siłę z racji prezentu urodzinowego. Książka dla kobiet, które lubią czytać i chętnie poznają zachowania kobiet w różnym wieku i nie opierają się tylko na jednym rodzaju literatury jak ja. Książka jak dla mnie 20 latki tematy za ciężkie. Jedna historia na całą książkę mi się nawet podobała. Ja oceniam książkę za nudną. Rozumiem, że to pozycja, która dostała nagrodę, bo oceniali ja experci pod różnym kątem. Dla mnie Książki o miłości i nie tylko Polskich autorek są lekkie, zrozumiałe i chętnie po nie sięgam parę razy do roku, bo tak jak pisałam fanką czytania nie jestem, ale nie zamykam się całkowicie na książki.
Dziewczyne, kobiete, inną źle mi się czytało z racji braku pełnej historii jednego wątku lub paru wątków, ale w wersji typowej powieści. Denerwujące w tej książce jest brak dużych liter na początku zdania i porządnej interpunkcji. Jak mam zrozumieć tekst jeśli nie mogę go właściwie odczytać. Za trudne.