Ciemno wszędzie, głucho wszędzie…
… co to będzie, co to będzie? Chyba każdy kojarzy te słowa. Większość pewnie pamięta również trzy rodzaje duchów z drugiej części mickiewiczowskiego dramatu pt. „Dziady”: Józię i Rózia (duchy lekkie), Zosię (duch pośredni) i widmo złego pana (duch ciężki). Może nawet potrafimy przywołać w pamięci jedną ze słynnych przestróg: „Kto nie dotknął ziemi ni razu,/ Ten nigdy nie może być w niebie”. Jednak dziś, 31 października, warto przypomnieć sobie o tym, że jest to pewien zarys większego obrzędu, niezwykle interesującego i bogatego w tradycje.
Uczta. Zastawiony stół bądź grób. Przygotowane wcześniej miód, kasza, kutia i wódka – spożyte tylko w części, reszta rozrzucona po stole bądź grobie specjalnie dla dusz zmarłych. Dziady – to przedchrześcijański obrzęd zaduszny, którego myślą przewodnią było „obcowanie żywych z umarłymi”. Mówiąc jeszcze bardziej precyzyjnie: z duchami przodków, czyli dziadów – stąd nazwa. Celem tych kontaktów było uzyskanie przychylności zmarłych, którzy uważani byli za opiekunów płodności i urodzaju, lecz nie tylko. Dusze przybywające na „ten/nasz świat” należało ugościć, aby pomóc im w osiągnięciu wiecznego spokoju już na „tamtym świecie”. Podobne rytuały na różnych terenach znane były również pod innymi nazwami, takimi jak pominki, przewody czy chociażby zaduszki, które bardzo powszechnie obchodzi się po dziś dzień. Nie da się ukryć, że działania związane z kontaktowaniem się ze zmarłymi interesowały ludzkość od zarania dziejów, stopniowo przekształcając się z samej tylko ciekawości w konkretne obrzędy.
Co w takim razie ma z tym wspólnego nasz narodowy wieszcz, Adam Mickiewicz? W latach 1823-1860 publikuje on cykl dramatów romantycznych pt. „Dziady”, na który składają się cztery części. Jako pierwsza ukazuje się część II, i to właśnie w niej najpełniej opisany jest obrzęd dziadów – choć jest to wątek spajający niejako wszystkie części. Akcja utworu toczy się w Dzień Zaduszny (w nocy), w kaplicy, gdzie ludność z wioski odprawia obrzęd dziadów pod przewodnictwem Guślarza. Zasady są proste: zebrani wzywają dusze czyśćcowe, pragnąc w jakiś sposób ulżyć im w cierpieniu i umożliwić zbawienie. Każdy z przybyłych umarłych oczywiście nie żyje, jednak obciążony swoją winą jeszcze za życia, nie może dostać się do nieba, tkwi więc poniekąd w stanie zawieszenia pomiędzy światami. Trzy winy wyrażone w dramacie stanowią pewnego rodzaju przestrogę i ponadczasową radę nie tylko dla mieszkańców uczestniczących w obrzędzie, ale również dla nas – czytelników.
„Kto nie doznał goryczy ni razu,
Ten nie dozna słodyczy w niebie.”
„Bo kto nie był ni razu człowiekiem,
Temu człowiek nic nie pomoże.”
„Kto nie dotknął ziemi ni razu,
Ten nigdy nie może być w niebie.”
W utworze Mickiewicza mamy oczywiście do czynienia ze stylizacją. Autor przeobraził niektóre zwyczaje wedle swojej koncepcji, zaczerpnął liczne elementy z folkloru białoruskiego i stworzył z nich nowy, oryginalny obraz. Jest to niejako odbicie procesu, który miał miejsce w kulturze (a raczej: w religii) w szerokim zakresie, chrześcijaństwo bowiem, mimo że walczyło z obrzędami pogańskimi, niektóre z nich starało się adaptować i chrystianizować. Tak właśnie ze święta pogańskiego powstały zaduszki, mające być chrześcijańskim zamiennikiem dziadów.
Mimo że dramat Mickiewicza nie doczekał się realizacji na deskach teatralnych za życia autora, na przestrzeni lat interpretowany i wystawiany był naprawdę często. Po raz pierwszy w całości „Dziady” wystawione zostały w roku 1901 w Teatrze Miejskim w Krakowie, w spektaklu przygotowanym przez Stanisława Wyspiańskiego. Premiera i drugie przedstawienie odbyły się 31 października (a więc dokładnie 117 lat temu) oraz 1 listopada, co ułatwiło odbiór wątków obrzędowych obecnych w dziele. Co ciekawe, z uwagi na dokonane skróty całego tekstu (czego nie da się uniknąć), dramat został pozbawiony mesjanistycznego charakteru i przesłania.
Inaczej na deskach teatru potraktował „Dziady” Leon Schiller, który inscenizował je aż cztery razy. Skupił się on bowiem na tym, by nadać zjawom „rys realistyczny, folklorystyczny”. W ten sposób chciał on wydobyć „mistyczny charakter świata pozaziemskiego”. Wyjątkowo wiele uwagi wątkom obrzędowym w „Dziadach” poświęcił również Jerzy Grotkowski w 1961 roku, w Teatrze „13 Rzędów” w Opolu. Postawił na eksperyment: zlikwidował podział na scenę i publiczność, chcąc dotrzeć do źródła obrzędu dziadów poprzez przywrócenie „wspólnotowego teatralnego przeżycia”.
Rok 1968, 30 stycznia, pomnik Adama Mickiewicza w Warszawie. Grupa studentów przeprowadza demonstrację przeciwko zdjęciu przez cenzurę spektaklu „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka. Został on uznany za „antyradziecki” i skrytykowany przez władze, zakazano więc dalszego jego wystawiania. Zaistniały protest pokazuje siłę, jaka tkwi w czteroczęściowym dramacie mickiewiczowskim, jak się okazuje mocno wykraczającym ideowo poza tematykę śmierci i zbawienia.
Na przełomie października i listopada każdego roku jedni wycinają w dyniach otwory przypominające oczy i usta, przebierają się za przedziwne stwory i chodzą po domach, zbierając cukierki; drudzy radują się, śpiewają i tańczą, bowiem wierzą, że dusze zmarłych nadal egzystują; jeszcze inni w skupieniu udają się na cmentarz, by na grobie bliskiej osoby, której nie ma już wśród nas, zapalić znicz. Do dziś również, szczególnie w niektórych regionach wschodniej Polski, na Białorusi, Ukrainie i częściowo w Rosji, na groby symbolicznie wynosi się jedzenie z myślą o duszach zmarłych. Śmierć więc w kulturze odkrywa swoje drugie oblicze, które nie ogranicza się jedynie do ziemskiego końca, ale wybiega gdzieś dalej, poza ludzki zasięg, w zaświaty, które – co ciekawe – nieustannie fascynują żywych.