Renesans poezji klasycznej? – grupa Ex cineribus #3

Daniel Duda – samozwańczy Czarny Wilk, rocznik 1994. Lubi wszelkiej maści klimaty fantasy, od powermetalu po W grocie króla gór. Literatura nierzeczywista, baśniowa i bajkowa to jego drugi świat. Po trochu poeta, pisarz, gracz konsolowy, wojownik, szczęściarz (gdyż znalazła go Ta prawdziwa Miłość).Ze studiów zrezygnował, za co Bogu jest wdzięczny. Człowiek szczęśliwy i szczęśliwie zaręczony.
NŁ: Zacznijmy od tego, w jaki sposób narodziła się Twoja chęć do tworzenia poezji? Skąd ten zryw artystyczny, jakie są jego początki?
CzW: Prawdę powiedziawszy niewiele myślałem o poezji. Ani mnie nie pociągała, ani nie pokazywała niczego szczególnego – była mi zwyczajnie w świecie obojętna.
NŁ: Pamiętasz, kiedy napisałeś swój pierwszy wiersz? O czym był, pod wpływem jakich emocji powstał, co było inspiracją?
CzW: Zaczęło się niewinnie. W liceum jako zadanie domowe z języka polskiego otrzymaliśmy polecenie napisania wiersza romantycznego. W założeniu chodziło raczej o smutek, tęsknotę, straconą miłość etc., więc zwyczajnie wymyśliłem treść odpowiadającą tym zagadnieniom. Ku mojemu zdziwieniu, efekt końcowy spotkał się z pozytywnym odbiorem i “5” w dzienniku. Od tamtej pory próbowałem pisać nieco poważniej i bardziej z wnętrza.
NŁ: Trzymasz gdzieś treść tego wiersza?
CzW: Stety czy niestety posiadam wszystkie napisane wiersze. Treść tego pierwszego (człowiek strasznie głupio się czuję jak wraca do starych rzeczy):
Kwiat Róży – Piękny lecz Rani
Ciemność obezwładnia mnie, Aryio! Gdy nadziei mej nadszedł kres,
Nicość szczęśliwości utrapieniem, gdy zrozumiałem że straciłem Cię,
Towarzysząca mi woń stu róż, Aryio! Przypomina mi wspólne chwile na wzgórzu,
Gdy przytuleni ze sobą, ociekaliśmy blaskiem pełni księżyca, oraz nocnym byliśmy okryci wiatrem.
Twe oczy najpiękniejsze, Aryio! W których zapadam ciągle się,
Nie spojrzą już na postać mą, gdyż los niełaskawy zabrał mi Cię,
Jedwabne kosmyki włosów Twych, Aryio! Które oplotły umysł mój ciasno,
W hebanowej czerni dni te upływały, gdy przytuleni przebywaliśmy nad cichym potokiem.
Usta Twe rubinowe niczym krew, Aryio! W niewolę wzięły duszę mą,
Ich dotyk najcudowniejszym był dotykiem, gdy w deszczu jesiennym całowałaś mnie,
Delikatne dłonie Twe, Aryio! Tak ciepłe niczym lawa gorąca,
Które to czułością oswoiły dzikiego ducha mego, gdy przytuleni wpatrywaliśmy się we wschód słońca.
Najmniejsza łza Twa, Aryio… Gdy odeszłaś ode mnie,
Nie raczyła ukazać się obliczu memu, zranionego do głębi wilka,
Uśmiech Twój najszczerszy, Aryio… W pamięci mej ciągle trwa,
Gdy przypominam sobie wspólne chwile z Tobą, jak przytuleni zasypialiśmy.
Nie ma Cię już, Aryio, odeszłaś zostawiając mnie w rozpaczy,
Lecz wróć do mnie, Aryio, Gdyż Kocham Cię…
NŁ: Hierarchizujesz wiersz wolny i rymowany?
CzW: Pierwszy zawsze będzie dla mnie rymowany, następnie są wiersze białe. Jeśli dobrze pamiętam definicję, posiadają formę, ale nie mają rymów, a na samym dole mojej hierarchii wartości są wiersze wolne.
NŁ: Brałeś kiedykolwiek udział w jakimś konkursie poetyckim, recytatorskim, stawałeś w szranki z innymi?
CzW: Próbowałem swoich sił w trzech konkursach poetyckich – Szczecińskich Refleksach, konkursie na wiersz religijny i konkursie czterech wierszy. Ten ostatni polegał na tym, by wybrać cztery swoje utwory, by jako całość konkurowały z innymi dziełami. Niestety w żadnym mi się nie poszczęściło. Koniec końców uznałem te konkursy za kpinę, gdy dowiedziałem się, że pierwsze miejsca zdobyły wiersze wolne, w dodatku (oczywiście jest to moja subiektywna opinia) bardzo słabe i wulgarne.
Mogę podać przykład pierwszego miejsca z konkursu Refleksy (źródło)
“Mąkmęka
Co ty wiesz o cierpieniu, zajęłabyś w tym teleturnieju
ostatnie miejsce. Cierpienie to kłaczek w przełyku, pęcherzyk,
żądełko, pielęgnowana od zawsze do zawsze samotność, chujoza
nad chujozami. Nie zajęłabyś, dziewczynko, nawet ostatniego.”
Z całym szacunkiem, ale uważam to za defekację umysłową. Od tamtej pory konkursy mam w głębokim poważaniu.
NŁ: Czy rymy i podniosły styl (charakterystyczny szyk, wykrzyknienia i tym podobne) nie wydają Ci się czymś niepoważnym w dobie uproszczania wszystkiego?
CzW: Uwielbiam herosów i wojowników, walecznych rycerzy i epickie historie. Podniosły styl, język i rymy to muzyka dla mych uszu. Dla mnie jest to pełne powagi i szacunku podejście do tematu tworzenia poezji i uczczenia wielkich przygód czy czempionów.
NŁ: Po co poecie metafora?
CzW: Dzięki metaforze pogłębia się odczucia towarzyszące odbiorowi utworu. Według mnie metafora zbliża utwór do rangi transcendentalnej – można więcej zobaczyć, poczuć, zrozumieć. Może też działać w drugą stronę – dzięki temu można coś ukryć, coś zataić. Sprawić, że czytelnik jednak nie domyśli się co autor mógł mieć na myśli.
NŁ: Po co zatajać, skoro koniec końców wiersz jest dla odbiorcy?
CzW: Tu chodzi o jedną delikatną kwestię, a mianowicie: często chcę się pozbyć tego co plugawi moją duszę w danym momencie. Jednakże nie chcę, aby odbiorca bardzo łatwo mógł to rozpoznać, dlatego często jest tak, że ukrywam te intymne elementy, a mimo to pragnę się ich pozbyć, sprawić by wyszły wreszcie ze mnie. Nie chcę, żeby wszystko co uzewnętrzniam w mojej poezji było łatwo dostępne dla obcej osoby. To rodzi też pewnego rodzaju wyzwanie, bo trzeba tak napisać utwór, by jednocześnie coś niósł ze sobą, i by oczyszczał to, co w tej chwili zalega we mnie.
NŁ: Często mówi się o tym, że poeta musi uważnie słuchać głosów przeszłości, bo zawsze mniej czy bardziej, poeta jest kontynuatorem myśli swoich poprzedników, spadkobiercą ich spuścizny. Jak jest u Ciebie?
CzW: Czytałem dawno już nieżyjących poetów. Niektóre wiersze podobały mi się, inne nie, jednak nie czuję się spadkobiercą tych osób. Raczej bym traktował siebie jako złodziejaszka – tu coś podkradnie, od tego coś podwędzi – poskłada to potem i doda czegoś od siebie. Problem tkwi w tym, że nieważne, ile by człowiek zaprzeczał, zawsze coś “przygarnie” od innych autorów.
NŁ: Jakieś konkretne nazwiska?
CzW: Tak z marszu to Mickiewicz, Norwid, Zybała czy Słowikowski. Zachowując się jak złodziej nie patrzę na to kogo okradam, tylko na to co kradnę. Nie przywiązuję zbyt dużej uwagi do tego skąd pochodzi coś, co mi się spodobało. No cóż, taki już jestem.
NŁ: Poezja rodzi się z emocji czy jest wynikiem zaplanowanego działania? Przypomina bardziej wolny, swobodny akt czy jasno określoną pracę rzemieślnika?
CzW:: Oba poglądy są prawdziwe. W moim przypadku najczęściej jest to erupcja emocji, nagłe i rozszalałe gradobicie uczuć. Jednakże w tym wszystkim stale są podejmowane próby wykuwania z tych wszystkich bodźców porządnego wiersza. Materiał jest gorący, kowadło czeka na działanie, ale by dzieło uzyskało kształt zasługujący na złożenie na piedestale, trzeba wziąć ten młotek do ręki i formować materiał, który otrzymaliśmy. Raz jest to prosty żelazny pręt, a raz w rękach mamy najszlachetniejszą odmianę stali, jaką tylko możemy sobie wyobrazić. W każdym momencie tworzenia jest decyzja o pracy, jaką można włożyć w formowanie utworu. Czasami metal sam układa się w odpowiedni sposób, a czasami kucie jest nużące i męczące.
NŁ: Kochanowski lubował się w czerpaniu z Horacego, Herbertowi nie obce były bogate motywy mitologiczne, a kto stanowi poetycki autorytet i wzór dla Ciebie, co jest Twoim źródłem inspiracji?
CzW: W zasadzie wszystko, co mnie zaciekawi. Czy to mitologia, baśń, legenda, jakaś piosenka zasłyszana w radio czy zwykłe codzienne zjawisko zachodzenia słońca. Jednakże trzeba tylko zaznaczyć, że jeżeli nie chce się z czegoś czerpać inspiracji, to choćby było złote i świecące, przejdzie się obok tego obojętnie, bez względu czy byłby to jakiś znany człowiek czy utwór.
NŁ: Jaka była Twoja najdziwniejsza inspiracja do napisania wiersza?
CzW: W klasie licealnej kiedyś było głosowanie na przewodniczącego i zostałem uwzględniony w głosowaniu. I to tak naprawdę sprawiło, że napisałem chyba trzy wiersze. W tych wierszach głęboko zastanawiałem się czy jestem gotów na tę władzę, siłę i odpowiedzialność, która będzie wiązała się z tym stanowiskiem.
NŁ: Zdarzyło Ci się kiedyś w wierszu polemizować z jakimś poetą?
CzW: Nie, nie przypominam sobie. Gdyby była taka sytuacja czy rzecz, która faktycznie by mnie uniosła w czyjejś pracy, nie odniósłbym sie do tego dosłownie, ale napisał coś nowego dotyczącego moich odczuć związanych z danym tematem. Nie dyskutowałbym z punktem widzenia innych tylko przedstawił swój własny i poszedł dalej.
NŁ: Jak wygląda Twój proces twórczy? W jaki sposób powiększa się kolekcja Twoich wierszy?
CzW: Najpierw jest bodziec. Piosenka, która wpadła w ucho, porywający bit, jakieś słowo, zdanie, obraz etc. Następnie wybieram sobie jakiś rytm, często posługując się melodią, która akurat siedzi mi w głowie i pozwalam by mój umysł prowadził mą rękę. Tak powstaje pierwsza wersja utworu. Przeważnie to jakieś gnioty i dziadostwo. Zazwyczaj na tym etapie kończy się natchnienie i utwór jest w fazie zastoju. Jednakże, gdy znów doświadczę obecności muzyki, albo zwyczajnie zmuszę się do pracy, wychodzi wtedy efekt końcowy, czyli oszlifowany kamień. W zależności od tego, jak silne było natchnienie lub jak bardzo się skupiłem na utworze, wychodzi mi albo jakiś głaz, albo kamień szlachetny. Niedokończone dzieła nazywam barokiem – nieoszlifowaną perłą. W moim przypadku tych pereł jest coraz więcej i tylko niektóre kończą fazę formowania w wartościowy produkt.
NŁ: Czy brak weny, chwilowy marazm stanowi dla Ciebie trudną do przeskoczenia przeszkodę?
CzW: Powiedziałbym nawet – piekielnie trudną. Najczęściej są to po prostu lenistwo i brak chęci do zajmowania się tym. Taki zastój trwa raz rok, dwa lata, a czasami tylko kilka miesięcy czy tygodni. Jak się już wróci na tory tworzenia, i chociaż zacznie sie pracę nad sobą i utworem, to potem jest już z górki.
NŁ: Co łatwiej wyrazić poecie – radość czy smutek? Wyrażenie której grupy emocji stanowi większe wyzwanie?
CzW: Dla mnie największym wyzwaniem są pozytywne emocje. Dzieje się tak tylko dlatego, że były mi przez bardzo długi czas obce. Początkowo mój świat opierał się na nienawiści, gniewie, zawiści przeplatanych z obojętnością, bólem i cierpieniem, więc pisanie o tym jest dla mnie jak oddychanie. Pod górkę zaczyna się robić, gdy próbuję napisać wiersz miłosny bądź erotyk. Potwornie ciężko jest pisać bez ciągłych metafor, kataklizmów (oczywiście w pozytywnym znaczeniu) jak na przykład burza – po burzy świat odżywa, jest klarowniejsze powietrze, ale sam fakt potęgi żywiołu i jego niszczycielska moc, przesłania pozytywne emocje o których próbuję pisać. Ponadto pisanie dobrych wierszy kojarzy mi się z banalnością. Być może wtedy utwór jest nieco dziecinny – ale nie oznacza to, iż jest to złe. Teraz wiem, że nie tylko klęski maja miejsce na świecie, bowiem też te bajkowe, dobre zakończenia występują równie często. Problem w tym by przestać narzucać sobie ciągle myślenie epickie. Trzeba sobie pozwolić na szczyptę pozytywnego i troszkę dziecięcego myślenia.
NŁ: Zawsze piszesz pod wpływem własnych przeżyć, doświadczeń i emocji czy na potrzeby własnej twórczości przybierasz coś na kształt maski, przyjmujesz inną perspektywę niż Twoja własna?
CzW: Zawsze przyjmuje się jakieś maski. Siłą napędową są emocje, ale wprowadzają w ruch takie elementy, o których czasem sami nie wiedzieliśmy, że istnieją. Prócz wierszy piszę opowiadania i legendy. By były bardziej autentyczne muszę założyć maskę, aby odpowiednio wczuć się w daną postać. Tak naprawdę wtedy nie obowiązują żadne ograniczenia i nic nie trzyma w ryzach wesołej twórczości. Ironiczne jest to, że diametralnie łatwiej pisać o szczęściu fikcyjnych osób niż o swoim własnym. Między jednym a drugim jest przepaść – taka to jest różnica.
NŁ: Jakie to są legendy? Finalnie wygrywa proza czy poezja?
CzW: Zawsze wygrywa poezja. Pisząc legendę wyobrażam sobie siebie w przyszłości czytającego ją dzieciom. Więc trzeba tę epicką historię napisać tak, aby była płynna, skoczna i rymowana, by była łatwo przyswajalna. Jedynie pomysły na takie dzieło są pisane prozą, punktami zostaje wyszczególnione co ma miejsce najpierw, co się dzieje później, dlaczego etc., ale produkt końcowy zawsze wybiera poezję.
NŁ: Agnieszka Osiecka mawiała, że jedyne co potrafi to pisać i dlatego tylko tym się zajmuje, bo w niczym innym się nie widzi. Czy Ty robisz coś poza poezją? Pisanie to Twój sposób na życie czy odskocznia od codzienności?
CzW: Dla mnie to odskocznia. Miejsce, gdzie nikt niezaproszony nie wejdzie. Robię też inne rzeczy: podróżuję z ukochaną, rysuję bliżej niezidentyfikowane elementy. Nie zarabiam pieniędzy moją poezją – uważam, że czegoś jej brakuje. Ale prawda jest taka, że zawsze tak będę myślał – nawet, jeśli jest dobra. Pisanie to dla mnie forma wyrzucania z siebie zalegających rzeczy, w tym także i śmieci.
NŁ: Czym jest według Ciebie poezja? Jak ją definiujesz?
CzW: To jest ciężkie pytanie, ponieważ nie zastanawiałem się nad tym. Jeśli o mnie chodzi, poezja to wiersz z rymem, rytmem i przesłaniem, które jeśli jest w stanie dotrzeć do choćby jednej osoby, może być nazywane czymś wartościowym.
NŁ: Dlaczego wybrałeś akurat ten rodzaj, wydawałoby się niemodnej i odchodzącej do lamusa, poezji?
CzW: Podoba mi się ten nieco archaiczny styl. W porównaniu z tym co widzę dookoła, te wszystkie paplaniny słów, czuję radość, kiedy mogę stworzyć takie małe dzieło sztuki. Jest to rodzaj, który dzisiaj wyróżnia się na tle mdłych tekstów rodem z “życiowych mądrości gimnazjalnych”. Jednakże właśnie przez to jest uznawany za gorszy i słaby. Wracając z czasem do tekstów, które napisałem, czuję dumę z tego, że nie poszedłem na łatwiznę tylko poświęciłem czas i energię, by włożyć emocje do formy.
NŁ: Czy każdy może być poetą?
CzW: Jak najbardziej, nie widzę przeciwwskazań. Rzekłbym nawet, że każdy powinien choćby spróbować tego. Bycie poetą to bycie wrażliwym. Za mało wrażliwości mamy wokół siebie dzisiaj. Zresztą wydaje mi się, że właśnie ta cecha jest niechętnie przyjmowana przez ludzi. Uważam, że każdy jest wrażliwy – każdy na swój sposób, lecz wyrzekając się swojej wrażliwości, człowiek staje się płytszy i “pustszy”.
NŁ: Jaką rolę według Ciebie odgrywa poezja w życiu poety i jego odbiorcy?
CzW: Dla mnie to sposób na radzenie sobie z sytuacjami, z którymi sobie nie radzę. Z uczuciami, nad którymi nie mam pełnej kontroli. Jeśli mi pomaga takie uzewnętrznienie się, to być może komuś pomoże spotkanie się z efektem takiego działania. Poezja, tak jak zresztą wszystko inne, może wpływać na ludzi – pozytywnie lub negatywnie. Trzeba mieć świadomość tego, że jeśli dzielimy się naszą twórczością, może ona (ale oczywiście nie musi), niezależnie od naszej woli, wpłynąć na czyjeś życie.
NŁ: Czy społeczeństwo XXI wieku wciąż potrzebuje poetów takich jak Ty? Jaka według Ciebie jest ich współczesna rola w życiu kulturalnym?
CzW: Dzisiejsza rola takich poetów jest według mnie żadna bądź znikoma. Traktowana wyłącznie jako ładne wierszyki czy rymowanki. Jednakże, bez takiej formy, pamięć o poezji zostałaby starta w proch i pył. Poezja w dzisiejszym czasie umarła. Niektórzy próbują wskrzeszać dawno martwe już zwłoki. Dzisiaj pisać z formą, rymem i rytmem, to dla mnie zarówno uczczenie pamięci o pięknym, kwiecistym wyrażaniu słów, jak i ucieczka od szarej i wszędzie dziś powszechnej poezji bylejakości.
NŁ: Jakie są Twoje najbliższe i te bardziej dalekosiężne plany związane z poezją?
CzW: Przede wszystkim powrócić do pisania po marazmie, który mnie dopadł. Pragnę ukończyć dzieła, które są w stanie surowym oraz skupić się na klejnocie koronnym mojej twórczości poetyckiej – tragedii, którą piszę. Z rymami, rytmem, formą – wszystkim tym czego dusza moja potrzebuje.
Wywiad stanowi część niewielkiego cyklu zatytułowanego „Renesans poezji klasycznej? – grupa Ex cineribus” poświęconego małej grupie poetyckiej skupiającej poetów z całego kraju. Link do poprzednich części znajdziecie tutaj i tutaj.
Wraz z Janem Słowikowskim i resztą twórców Ex cineribus gorąco zachęcam do zaglądania na stronę grupy a poetów chcących zasilić je szeregi do nadsyłania swoich prac i dołączania do grupy warsztatowej – wszelkie szczegóły znajdziecie pod linkiem.
Za dwa tygodnie o tej samej porze rozmowa z Kamilem Zybałą, współtwórcą Ex cineribus.