Hip-hop – esencja fenomenu popkultury

Popkultura to temat bijący rekordy popularności wśród całego społeczeństwa. Jest to na tyle nośny temat, że w zasadzie każdy może się o nim w jakiś sposób wypowiedzieć. Począwszy od znajomego wujka Mirka ze wsi Niepołomszyce, a skończywszy na ikonach polskiego teatru i literatury. Problem polega tylko na tym, że większość zwykle tę biedną popkulturę stara się zmieszać z błotem. Ja przyjmę tym razem trochę inną taktykę – pokrótce postaram się nakreślić jakimi prawami rządzi się popkultura i jaki udział w niej ma hip-hop. Mechanizmy kulturowe oraz krótki fragment historyczny pomogą lepiej zrozumieć kulturę popularną i (być może) przekonać niektórych do spojrzenia na nią łaskawszym okiem. Przy okazji podrzucę wam kilka moich własnych przemyśleń – czy właściwych tego nie mnie oceniać, na pewno bardzo chętnie wdam się w ciekawą polemikę. Zatem zaczynajmy.
Hip-hop to esencja popkultury. Kultura hip-hopu, początkowo charakterystyczna dla przedstawicieli najniższych klas społecznych, którzy pozostawali często bez jakichkolwiek perspektyw na lepsze życie, przeżywa niesamowity renesans i rozszerzyła się już praktycznie na wszystkie klasy społeczne. Rapu słuchają dziś wszyscy – od dresiarzy z brudnych blokowisk po bananową młodzież. Oczywiście to, co często różni te dwie skrajności to tematyka tekstów. Hip-hopowi pionierzy ostro krytykują to zjawisko – w ich opinii jest to odwrócenie się od pierwotnych założeń i korzeni całej subkultury. Kwestię na ile jest to zasadne zostawimy na później, gdyż chciałbym przede wszystkim skupić się na samym zjawisku popkultury i po części pokazać jaki udział w niej ma hip-hop oraz jak na jego przykładzie działają poszczególne mechanizmy popkultury.
Zacznijmy może od tego, jak jest zwykle postrzegana kultura popularna. Najbardziej powszechne podejście bazuje na przeciwstawianiu kultury masowej kulturze wysokiej. Wspomniana postawa swoją szczególną popularność zawdzięcza Szkole Frankfurckiej, która niegdyś specjalizowała się badaniach nad kulturą – jej członkowie w zasadzie byli jednymi z pionierów takich badań. Bardzo prawdopodobne, że zdarzyło wam się słyszeć o takich ludziach jak Walter Benjamin, Theodor Adorno czy Eric Fromm. Dlaczego jednak akurat ta szkoła chcąc nie chcąc wypromowała tak wyraźną dychotomię? Przed wojną szczególnie problematyczną tematyką stała się relacja władza-społeczeństwo. Obok rozwoju kultury masowej rozwijały się przede wszystkim społeczne, masowe ruchy, które reprezentowane były przez grupy ludzi walczących o swoje prawa – począwszy od robotników a skończywszy na sufrażystkach. Ta uzasadniona walka wymagała wspaniałej organizacji i wielkiego zaangażowania. Kultura masowa, która opierała się i dalej opiera sią na rozrywce, odciągała często wielu od takiego zaangażowania. Stąd narodziła się ostra krytyka wytworów kultury, które nie niosły ze sobą jakiegoś wyjątkowego przesłania lub znaczenia społeczno-politycznego. Biorąc jeszcze pod uwagę materialistyczny charakter kultury masowej, krytyka znacząco przybierała na sile.
Dziś sami widzimy jak coś, co uważane było za kulturę „niższą” (utożsamianą właśnie z kulturą masową), przenika się z rzeczami, które uznawane są za kulturę „wyższą”. Granica się zaciera i tu pojawia się koncepcja, która była odpowiedzią na krytykę Szkoły Frankfurckiej. Brytyjska szkoła kulturoznawcza odpowiedziała na to w inny sposób – to my sami decydujemy, jakie znaczenie nadajemy danym tekstom kultury. Możemy podporządkować się przesłaniu i je inkorporować lub je ekskorporować czyli najprościej mówiąc stworzyć własną interpretację. Było to dosyć rewolucyjne założenie, gdyż uderzało w powszechny pogląd, że ludzie to bezmyślna masa nie posiadająca żadnych celów i wartości. Oczywiście tak w rzeczywistości nie jest, bo każda osoba stanowi indywidualny przypadek ukształtowany na drodze socjalizacji. Każdy z nas może podchodzić do danego wytworu kultury w zupełnie różny od siebie sposób. Co więcej, możemy nadawać i zmieniać pierwotne znaczenie kulturowe przypisane danej rzeczy (na przykład przedmiotowi). Przykładem jest dosyć świeże zjawisko – moda na markową odzież sportową z lat 90’. Klasyczny dres utożsamiany był do tej pory raczej z ludźmi z niższych klas, często spędzającymi całe swoje życie w blokach. Czemu zatem taki strój stał się nagle modny? Wbrew pozorom nie chodzi tylko o modę i muzyczny powrót do rave’owych inspiracji. Można to określić jako rodzaj pewnego buntu, zmęczenia pięknym, idealnym światem a także jako potrzebę utożsamiania się z tą bardziej chropowatą stroną naszej rzeczywistości. Niezależnie jednak od powodów, jest to nadawanie nowego znaczenia kulturowego klasycznym dresom. Początkowo była to zwyczajna odzież sportowa przejęta przez niższe klasy aspirujące do społecznego awansu. Dziś stanowi pewien trend w modzie i inspirację do tworzenia nowych, ciekawych projektów.
Wracając jednak do samego hip-hopu – weźmy na warsztat dosyć znany i szczególnie ceniony duet PRO8L3M. Popularność Oskara i Steeza oraz kultury hip-hopowej to fascynujący fenomen. Wspominany duet tworzy przede wszystkim świetną oraz innowacyjną muzykę, która na tle całej polskiej sceny hip-hopowej jawi się wciąż jako coś nowatorskiego, co próbuje wyłamywać się poza utarte schematy. Uliczny głos Oskara, który początkowo może odstraszać, przekonuje w pełni, gdy zaczynamy rozumieć konwencję twórczości PRO8L3Mu. Znakomicie dopracowane bity Steeza czerpiące inspiracje chociażby z polskiego synthpopu (przykład to EPka Art Brut), brudny i chamski wokal oraz niebywale ciekawy storytelling, w którym wprawny słuchacz znajdzie masę smaczków. Warto wspomnieć również o początkowej otoczce tajemniczości oraz niedostępności duetu – dziś coraz częściej udzielają wywiadów. No i w końcu treść. Teksty balansują na granicy ironii, zgrywy, a faktycznej fascynacji złem i brudem. Uważny słuchacz wyłapie również wiele ciekawych, kulturowych analogii, które przeplatają się od czasu do czasu celnymi uwagami na temat kondycji współczesnego społeczeństwa. Momentami zastanawiamy się czy jest to rodzaj intelektualnej prowokacji, czy autentyczna fascynacja hedonizmem. A może cała zabawa polega na tym, że jest to lustrzane odbicie sprzeczności rządzącymi każdym z nas? Zatrzymajmy się jednak na chwilę. To, co właśnie sprawiło, że twórczość genialnego duetu stała się dobrze sprzedającym się produktem, to ten balans między krytyką a fascynacją złem. Ludzie zwykle zdają sobie sprawę, że źle postępują, a pewne czyny oraz przestępczość to nieodpowiednia droga – nie są głupi. Chodzi o bunt, poczucie postępowania wbrew temu, co się nam narzuca. Ludzie lubią walczyć z pewną hegemonią, która może jawić się jako państwowa instytucja lub objawiać się poprzez skostniałe normy kulturowe, które nie pozwalają nam poczuć się w pełni wolnymi ludźmi. Zło lub czyny powszechnie postrzegane jako złe są niczym Jabłko Adama. Chcemy go spróbować, żeby zobaczyć czy możliwa jest chwilowa ucieczka od otaczającego świata.
Bunt daje nam poczucie sensu, gdyż wtedy przeciwstawiamy własne „ja” uciskającej kulturze. Wiąże się to ze wzorcem ukształtowanym przez ostatnie lata. Lubimy niezależność i indywidualizm – szczególnie promowane przez dzisiejszy kapitalizm – gdyż społecznie czujemy, że mimo nie przestrzegania w stu procentach zasad, paradoksalnie otrzymujemy pewien rodzaj szacunku i przyzwolenia na tego typu postępowanie ze strony społeczeństwa. Odniesienie do tej kwestii doskonale opisuje John Fiske w swojej książce pt. „Zrozumieć kulturę popularną”. Wyjściową tezą jest stwierdzenie, że kultura popularna to nieustanna walka między tymi którzy władzę posiadają, a tymi którzy jej nie mają. W związku z tym odczytywanie i przetwarzanie kultury popularnej może przebiegać na kilku różnych płaszczyznach. Dany twór kulturowy możemy odczytać w sposób, który pierwotnie zakładał twórca – wtedy decydujemy się podporządkować dominującej interpretacji. Możemy także „negocjować” swój udział, co wiąże się na przykład z pojawianiem się różnych bohaterów w popularnych niegdyś serialach telewizyjnych. Wspominane postacie negocjują swoją pozycję w świecie zawartym w serialu, starają się jak realni ludzie dostosować do dominującego systemu i nadać sens swojemu istnieniu. Istnieje również trzecia droga – kompletnie odwrotne odczytanie danego tworu i dostrzeganie wielu negatywnych wzorców, co odbiło się szczególnym echem w przypadku serialu „Przyjaciele”, który jakiś czas temu pojawił się na Netflixie i wśród członków niektórych środowisk wywołał istną burzę. Zarzucano mu promowanie między innymi seksizmu i homofobii, co oczywiście nie było celowym zamierzeniem autorów, prawdopodobnie robili to nieświadomie. Mimo to, niektóre osoby odczytały to w zupełnie inny sposób.
Właśnie dlatego popkultura jest tak ciekawym fenomenem. Posiada cechy, które sprawiają, że trudno ją jednoznacznie przyporządkować – płynność, elastyczność oraz nieprzewidywalny czynnik ludzki. Nie da się jej jasno ocenić, bo jej głównym celem jest kształtowanie tożsamości, a ta może być naprawdę przeróżna – widać to na przykładzie patetyczności i postironii czyli dwóch przeciwległych sobie biegunów, które rozwijają się w popkulturze w tym samym czasie. Kultura hip-hopu doskonale się w tym wszystkim zawiera. Nie musimy przeżywać na co dzień tego wszystkiego, o czym rapują twórcy, wystarczy nam pewien fragment lub własna interpretacja, by rozpocząć kształtowanie własnej tożsamości kulturowej. Ich twórczość możemy potraktować w różny sposób, który może różnić się w zależności od naszego pochodzenia, statusu społecznego, doświadczeń lub osobistych aspiracji. Zwykle odczuwamy również przyjemność ze słuchania, bo rap posiada duży ładunek jednoznacznego sprzeciwu i negacji rzeczywistości. Daje nam to poczucie niezależności i buntu, który jest potrzebny, bo stanowi wyraz zmęczenia uciskiem systemu. Człowiek musi jakoś odreagowywać stres przeżywany na co dzień w pracy i w życiu prywatnym.
Jednak najbardziej smutnym i brutalnym zjawiskiem jest odarcie jednostek i grup społecznych z tożsamości, a to najbardziej widoczne jest w przypadku osób utożsamiających się z hip-hopem. Wyrazem tego mogą być niezwykle dynamiczne kariery poszczególnych raperów, którzy wraz z osiągnięciem wysokiego pułapu finansowego, nagle całkowicie zmieniają nie tyle sam przekaz, co całkowity wyraz twórczości. Ważne stają się przede wszystkim odpowiednie targety oraz atrakcyjne opakowanie, które będzie spełniało wymogi aktualnych trendów. W ten sposób następuje proces odarcia z tożsamości fanów i słuchaczy, którzy często na podstawie twórczości danego artysty tworzyli część swojego „ja” a sam artysta był swoistym katalizatorem buntu przeciwko uciskowi. Nie bójmy się tego powiedzieć, ale system, w którym funkcjonujemy, a o którym już bez ogródek możemy powiedzieć, że jest globalny, przeżuwa kulturę buntu, by uczynić z niej odpowiednio opakowany produkt na sprzedaż. Tak było z punkiem, który jest wręcz idealnym przykładem. Kiedyś, jak wiemy, była to całkowicie antysystemowa kultura, która przetwarzała wytwory kultury na własny użytek (popatrzmy na ubrania, które punki używały w sposób sprzeczny z pierwotnym założeniem). Dziś możemy kupić koszulki Ramonesów w galerii handlowej i udawać buntowników. Ten pozorny bunt to wyraz walki nas – ludzi – z uciskającym systemem. Jednym z narzędzi jest kultura popularna przetwarzająca wszystko na własny użytek oraz kształtująca różne tożsamości pomagające przetrwać w przytłaczającej rzeczywistości. W pewnym sensie możemy nazwać to próbą walki o tożsamość niezależną od systemowych i ekonomicznych czynników. Problem polega tylko na tym, że dopóki będzie to pozorny bunt bezpiecznie kontrolowany przez system ekonomiczny, dopóty społeczeństwo globalne nie będzie w stanie podjąć właściwej walki o niezależny pluralizm tożsamości i kultury.
Źródło na której w głównej mierze się opierałem to książka Johna Fiske pt. „Zrozumieć kulturę popularną”.