[REPLAY] – Strategia przyszłości
Poruszając temat gier z przeszłości, zdecydowałem się przypomnieć o ważnym, jednak nie tak znanym przedstawicielu zaniedbanego w obecnych czasach gatunku. Mam na myśli znakomitego RTS-a studia Relic Entertainment Warhammer 40 000: Dawn of War. Tytuł ten na zawsze zapadł w mojej pamięci jako ten, który dostarczył mi najwięcej zabawy ze wszystkich pozycji w swoim gatunku. Gra doczekała się sequeli, jednak przedstawiam pierwszą jej odsłonę oraz dodatki.
Słowem wstępu
Wydany w 2004 roku Dawn of War jest chyba najsłynniejszą grą z osadzonych w uniwersum Warhammera 40 000, znanego głównie jako figurkowa gra bitewna. Świat ten przedstawia ponurą wizję przyszłości, gdzie różne rasy, w tym ludzkość, pogrążone są w nieustannej, trwającej tysiące lat wojnie. Większość frakcji na jakie możemy się natknąć, w tym uniwersum, to nic innego jak kosmiczne odzwierciedlenie ich odpowiedników ze świata fantasy. W pierwszej części gry kampanię możemy prowadzić jako Kosmiczni Marines – odpowiednik średniowiecznych zakonów rycerskich. W krótkiej acz intensywnej, trwającej 11 misji kampanii przyjdzie nam zmierzyć się z hordami mało rozgarniętych kosmicznych Orków, biegłymi w sztukach walki podjazdowej siłami Eldarów (kosmicznych elfów), a na koniec z największym wrogiem ludzkości – siłami Chaosu, składającymi się z całej gamy demonów, kultystów oraz marines, którzy zostali opanowani przez bogów chaosu.

Ekran menu głównego
Wojna w kosmosie
Już w pierwszych sekundach kampanii zostajemy wrzuceni w wir desperackiej bitwy, odbywającej się na jednej z miliona planet zasiedlonych przez człowieka. Nasi marines pojawiają się w samą porę, by w hollywoodzkim stylu uratować biednych żołnierzy przed Orkami. Poznajemy tu też pierwszego bohatera – Gabriela Angelosa, kapitana marines i prawdziwego twardziela, któremu nie straszni są obcy, potwory czy demony. Gra uczy nas swoich zasad bezboleśnie, a jednocześnie zapewnia nam satysfakcję. Po pojawieniu się nowych jednostek i budynków, naszym zadaniem jest wprowadzenie w życie zmyślnego planu kapitana, który z reguły polega na wybiciu wszystkich wrogich jednostek. Większość misji nie jest szczególnie wymagająca, nawet na wyższym poziomie trudności, co czyni je idealnymi dla osób zaczynających przygodę z RTS-ami. Historia opowiedziana w kampanii nie należy do najbardziej wyszukanych – jest to jeden z minusów gry, który może przeszkadzać szczególnie graczowi już wcześniej znużonemu poziomem trudności. Zarówno na plus jak i minus można zaliczyć występujące w niej postacie. Stworzone zostały tak, by łatwo i szybko wprowadzić w świat Warhammera nowicjuszy, niestety z tego powodu są jednowymiarowe, przerysowane i nudne.
Kultowy RTS
Co zatem czyni ten tytuł tak wyjątkowym i niezapomnianym? Po pierwsze właśnie sama mechanika gry. W wielu strategiach żmudne zbieranie surowców i budowanie olbrzymiej bazy zajmuje nam czas, który chcielibyśmy spożytkować na akcję. W Dawn of War walka i gospodarka są ze sobą nierozerwalnie związane. Nasz podstawowy surowiec – rekwizycję, zbieramy zajmując różne rodzaje punktów strategicznych rozsianych po mapie. Takie rozwiązanie nagradza agresywną grę już od pierwszych minut, prowadząc do nieuchronnych potyczek szybko eskalujących się w prawdziwe batalie. Na punktach możemy budować również umocnienia, przez co nasza armia może bezpiecznie ruszać na podbój bazy wroga, gdzie (oprócz wojsk) produkowana jest także energia służąca między innymi do produkcji pojazdów.
Jeśli chodzi o jednostki to zdecydowanie jest duży wybór. Piechurów kupujemy w drużynach, które wystawiane są na wiele sposobów – możemy dodać dodatkowych członków oddziału, dowódców, granaty czy różnego rodzaju bronie specjalne, z których każda sprawdza się przeciwko innym wrogom. Dostarcza to nieograniczonych rozwiązań taktycznych. Nie jest to jednak koniec naszych możliwości. Posiadamy bowiem opcje przyzwania epickich bohaterów z umiejętnościami mogącymi przechylić szalę bitwy na naszą korzyść. Zwieńczenie wszystkiego stanowi zestaw pojazdów i stworów – od maszyn kroczących, przez czołgi (zarówno te na gąsienicach jak i latające) kończąc na olbrzymim, przywodzącym na myśl krzyżówkę słonia i dinozaura rożgniataczu Orków. Większość z nich także posiada opcję zmiany uzbrojenia, tym samym jeszcze bardziej urozmaicając rozgrywkę.

Typowe pole walki w Dawn of War
Uzupełnieniem naszych możliwości jest fizyka gry. Mamy do czynienia z osłonami mieszczącymi nawet kilkunastoosobowe oddziały. Pociski z cięższych dział czy lasery po trafieniu we wroga przechodzą dalej zadając obrażenia, na przykład znajdującym się z tyłu budynkom. Na szczególną uwagę zasługują pociski wybuchowe – rozsiewają piechotę na znacznym obszarze, skutecznie zmniejszając jej potencjał bojowy. Również morale żołnierzy jest osobną statystyką, spadającą proporcjonalnie do intensywności ognia pod jakim się znajdują. Gdy spadnie do zera, oddział staje się niezwykle łatwy do zniszczenia.
Prawdziwy potencjał Dawn of War widoczny jest dopiero w trybie wieloosobowym. Niezależnie czy mierzymy się z żywym przeciwnikiem czy prowadzimy batalię z komputerem (zalecałbym tu wysoki poziom trudności) rozgrywka zmusza nas do uruchomienia taktycznego myślenia i szybkiego podejmowania decyzji. Czy wrodzy marines zostaną wyekwipowani w miotacze ognia, wyrzutnie rakiet, a może w oba te rodzaje broni? Lepiej wykupić dodatkowych żołnierzy czy też zaryzykować stratę drogiego sprzętu na niewielkim oddziale? To tylko niektóre z wyzwań, jakie gra stawia przed aspirującymi dowódcami 41 millenium.
Rozgrywka staje się jeszcze ciekawsza, gdy opanujemy grę różnymi frakcjami. Każda przedstawia diametralnie inny styl gry, czasem skuteczniejszy lecz trudniejszy. Weźmy choćby takich Marines – ich jednostki są uniwersalne, ulepszać je można na wiele sposobów, jednak posiadają braki w jednostkach specjalnych. Eldarzy natomiast prawie nie posiadają ulepszeń – każda jednostka ma ściśle określone zadanie na polu bitwy i swój pełny potencjał osiąga współgrając z resztą armii. Innym przeciwieństwem są Orkowie i Tau (wprowadzeni w dodatku Dark Crusade), z których pierwsi prawie nie posiadają jednostek strzeleckich, a drudzy walczących w zwarciu.

Tau są jedyną frakcją w grze, która nie ma pierwowzoru w uniwersum fantasy
Dodatki
Gra doczekała się aż trzech dodatków – każdy z nowymi grywalnymi rasami (podnosząc ich liczbę aż do 9) oraz kampanią singleplayer. Na wyróżnienie zasługuje tutaj szczególnie wydany w 2006 roku Dark Crusade. W kampanię mogliśmy zagrać dowolną z dostępnych wówczas 7 frakcji, a każda rozgrywka wyglądała inaczej, gdyż naszym zadaniem było podbijanie obszarów na mapie strategicznej, jednocześnie broniąc się przed atakami pozostałych sześciu sił. Około połowa pól zawierała misje fabularne, reszta polegała na przeprowadzeniu rozgrywki takiej jak w trybie wieloosobowym. Wybudowane przez nas bazy oczywiście zostawały na danym terenie na wypadek, gdybyśmy musieli go bronić. Posiadaliśmy też opcję ulepszania dowódcy między bitwami, wzmacniania zagrożonych terenów, a każdy z obszarów dostarczał nam unikalny bonus albo elitarną jednostkę, z którą zaczynaliśmy każdą kolejną ofensywę.

Mapa Strategiczna w Dark Cursade
Pikselowa wojna
Pod względem graficznym gra prezentuje się niestety przeciętnie. Jak na standardy roku 2004 oprawa wizualna była bardzo dobra, jednak dzisiaj widać, że się mocno zestarzała. Szczególnie kłuje w oczy estetyka kolorystyczna niektórych elementów, z których chyba najgorzej wspominam Orków – ich wygląd przywodził mi na myśl platformówki z końca XX wieku. Sytuację jednak ratuje nieco dodatek Dark Crusade. Drobne zmiany kosmetyczne w istniejących frakcjach oraz wprowadzenie dwóch nowych, lepiej zaprojektowanych armii, zadziałało na plus. Jeśli chodzi o barwy, w głównym menu już od pierwszej wersji gry znajdowała się opcja malarza armii, w której mogliśmy znaleźć kilka gotowych schematów kolorystycznych dla każdej z frakcji oraz tworzyć własne.
Nie przedłużając…
Dawn of War bezsprzecznie jest przełomem w swoim gatunku. Gra może nie zdobyła takiej popularności jak Starcraft czy Warcraft, jednak wspólnie tworzą panteon tych, które na zawsze wytyczyły standardy dla przyszłych RTS-ów. O sukcesie świadczyć może choćby to, że do czasu wyjścia sequela (wraz z dodatkami), tytuł sprzedał się aż w 4 milionach egzemplarzy i do dzisiaj można go łatwo zakupić, choćby na Steamie. Sam z perspektywy czasu uznaję Dawn of War za mojego ulubionego RTS-a i zachęcam każdego gracza do zapoznania się z nim, ponieważ nawet dzisiaj pozycja ta może dostarczyć wiele dobrej zabawy. Dla tych, którym przeszkadzać mogą pewne wady gry znajdzie się lekarstwo w postaci setek modów poprawiających wszelkie jej niedostatki. Zachęcam, przekonajcie się sami!