Czarne bractwo. BlacKkKlansman – Recenzja
12.08.2017 Charlottesville – Rozpędzony samochód wjeżdża w sam środek starć pomiędzy protestami nacjonalistów i lewicowych aktywistów. Wcześniej gubernator stanu Wirginia ogłasza stan wyjątkowy z powodu zamieszek w wyżej wymienionym mieście. Podobne krwawe protesty, zamieszki i starcia miały na przestrzeni kilku lat miejsce również w Baltimore, Charlotte, Oakland, Cinncinati i wielu innych amerykańskich miastach. Konflikt etniczny w Ameryce trwa już od samych początków istnienia tego państwa, a w ostatnich latach nasila się jeszcze bardziej, szczególnie po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Spike Lee, jako osoba bardzo zaangażowana w sprawy społeczno – polityczne, aby wyrazić swój sprzeciw wobec obecnego stanu rzeczy oraz dołożyć do dyskusji na ten temat swoją cegiełkę stworzył manifest filmowy będący zarówno świetnym kinem rozrywkowym jak i trafnym komentarzem do obecnie panującej w Stanach sytuacji.
Film to próba opowiedzenia wydarzeń opisanych w autobiograficznej książce BlackKlansman Rona Stallwortha – czarnoskórego oficera policji w Colorado Springs, który zinfiltrował szeregi Ku Klux Klanu. Filmowym partnerem Rona (John David Washington) jest Flip (Adam Driver) – policjant pochodzenia żydowskiego. We dwójkę po kolei rozpracowywują i infiltrują lokalne komórki faszystowskiej organizacji. Poza frakcją białych suprematystów pojawia się również organizacja Black Power, która nawoływała w tamtych latach do traktowania afroamerykańskiej społeczności na równi z białą oraz sprzeciwiała się złemu postrzeganiu ich przez policję i społeczeństwo. Ron kibicuje owej organizacji jednak nie popiera jej całkowicie widząc w niej zalążek ekstremizmu. Główny bohater odzwierciedla poglądy reżysera, co najbardziej widać w końcowej sekwencji filmu. Lee wychodzi z założenia że żaden ekstremizm nie jest dobry i używa do tego bardzo wymownych choć niepozornych środków. Przedstawia członków Ku Klux Klanu nie tylko w roli opętanych fanatyków, ale też jako normalnych ludzi. Celowo używa dość absurdalnego porównania niezwykle szkodliwej i rasistowskiej organizacji z równościową społecznością walczącą o prawa mniejszości pokazując tym samym jak każda skrajność jest niebezpieczna i szkodliwa. Poprzez świetnie zagraną i wyreżyserowaną postać Rona reżyser linczuje jednych jednocześnie wytykając błędy tym z którymi sympatyzuje. Sam Ron jest w tej sytuacji przedstawiony jako mąż stanu i strażnik sprawiedliwości. Niestety jego decyzje nie zawsze będą miały dobre konsekwencje, a machina biurokratyczna nawet na lokalnym szczeblu szybko weryfikuje wszelkie działania idące o krok dalej.
Ten pozornie poważny dramat społeczno – kryminalny przesiąknięty jest jednak ogromną dawką antyrasistowskiego humoru opartego na niecodziennych żartach sytuacyjnych, zabawie konwencją kina szpiegowskiego oraz westernu. Spike Lee przy poruszaniu istotnych kwestii umie też się świetnie bawić, zaskakuje dystansem do siebie i swojego filmu. Potrafi wbić widza w fotel wartką akcją, rozśmieszyć i rozluźnić atmosferę, a kiedy trzeba skupić jego uwagę na ważniejszej sprawie. Klimat w filmie poza scenerią amerykańskiej prowincji buduje nastrojowa muzyka przypominająca tę rodem ze spaghetti westernów. Ponadto cały film jest utrzymany w praktycznie nieprzerwanym pastiszu kina kryminalno/detektywistycznego lat 80 w których to rozgrywa się akcja filmu. Skojarzenia z klasykami takimi jak Zabójcza Broń czy Gliniarz z Beverly Hills narzucają się same.
Aktorski popis daje tu głównie duet Driver – Washington, który tworzy między sobą bardzo ciekawą relację i z miejsca przykuwa uwagę widza. Warto zwrócić uwagę również na rolę Laury Harrier, która bardzo naturalnie i z pełnym zaangażowaniem zagrała jedną z głównych aktywistek lokalnego ruchu Black Power.
BlacKkKlansman jako film zaangażowany politycznie i społecznie wypada naprawdę nieźle. Sprawnie wymija wiele pułapek, nie popada w pretensje i przede wszystkim nie stara się narzucić widzowi swoich poglądów co usilnie próbuje robić wiele bliźniaczych filmów. Jednak poza przedstawieniem swojego punktu widzenia nie wprowadza nic niezwykle odkrywczego czy niespodziewanego. Lee obiera w swoim myśleniu bardzo bezpieczną drogę z którą ciężko dyskutować, dzięki czemu nie podejmuje się on większego ryzyka oraz ponosi stosunkowo niewielki ciężar związany z przedstawieniem swojego zdania na temat tej sprawy.
Mimo to Czarne Bractwo jest idealnym przykładem połączenia świetnej rozrywki z chęcią przekazania widzowi czegoś bardziej istotnego od dowcipów i strzelanin. Obraz jest również niezwykle przystępny, nie trzeba znać całej historii ruchu Black Power czy wojny etnicznej, żeby wynieść wszystko z tego obrazu. Wgłębia on nas w temat zaczynając od skali mikro a kończąc na makro. Powodując jednocześnie, że sami zainteresujemy się problemem i poszerzymy swoją świadomość już poza salą kinową. Po cichu liczę, że więcej podobnych dzieł będzie wychodziło w najbliższym czasie, bo szczególnie teraz właśnie takie produkcje są kinu jak i społeczeństwu niezwykle potrzebne.
Film widziałem na 18 Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Nowe Horyzonty. W przyszłości możecie spodziewać się kolejnych recenzji z festiwalowych sal.
Moja ocena: 8/10