„Sądzę, że ludzie wierzą w niebo, ponieważ nie lubią śmierci i chcieliby żyć dalej” – fenomen „Dziwnego przypadku psa nocną porą”

Motyw bohatera nie do końca przystającego do społeczeństwa, odmieńca dotkniętego chorobą psychiczną, obdarzonego niezwykle dobrym sercem albo wybitnie analitycznym umysłem to jeden z ulubionych na liście wzruszających opowieści tak chętnie wykorzystywanym głównie przez branżę filmową. Dość wspomnieć Forresta Gumpa, Rain Man, Dziewczynę z szafy, Ogród Luizy, Adama, Co gryzie Gilberta Grape’a?, Jestem Sam – podejrzewam, że można wymieniać dziesiątkami. Takie historie przyciągają, ludzie uwielbiają oglądać perypetie bohaterów, którzy od początku swojego życia mieli pod górkę, musieli znosić upokorzenia, drwiny, zmagać się z otoczeniem i z samym sobą, a tylko garstce osób pokazać, ile noszą w sobie piękna, wrażliwości i dobroci. Chcemy takich właśnie widowisk, czekamy na wzruszenia i momenty kryzysowe, aby potem móc cieszyć się szczęśliwym zakończeniem i tryumfem tego, o którym mówi się dziwak, odmieniec, świrek.
Właśnie ten aspekt, uczynienie głównym bohaterem osoby cierpiącej na autyzm, sprawił, że postanowiłam wybrać się na spektakl wystawiany w warszawskim Teatrze Dramatycznym, dokładniej Scenie na Woli, pod urzekającym tytułem Dziwny przypadek psa nocną porą w reżyserii Czecha, Jakuba Krofty, aby przekonać się, czy sztuka teatralna może oddziałać na widza tak samo jak film, opowiadając tę samą historię. Ścieżki moje i tego, jak się okazało, wybitnego dzieła, które swoją premierę miało 10 lipca 2015 roku, czyli stosunkowo dawno temu, długo nie mogły się spotkać głównie przez mój brak refleksu i związany z tym nieustanny brak biletów! Cieszący się już ponad 3 lata niegasnącą popularnością, spektakl z Krzysztofem Szczepaniakiem w roli głównej, podbił moje serce już w listopadzie ubiegłego roku, a teraz postanowiłam zachęcić innych do, jeśli jeszcze tego nie zrobili, wybrania się i przekonania na własne oczy, że teatr może wzbudzać te same emocje, co hollywódzka, wysokobudżetowa produkcja, na którą z ochotą pędzi się do kin, bo Dziwny przypadek psa nocną porą udowadnia, że teatr potrafi wyzwolić w oglądającym dokładnie te same emocje, a może nawet większe, bo obserwowane niejako „z bliska”?
Christopher to piętnastolatek ze zdiagnozowanym zespołem Aspergera. Nie przepada za większymi skupiskami ludzi, każdy hałas jest dla niego nieznośną, wytrącającą z równowagi katorgą, świat traktuje z dziecięcą naiwnością – prosto i nieskomplikowanie, nie znosi metafor, bo są one dla niego najzwyklejszymi kłamstwami. Obdarzony matematycznym geniuszem nastolatek zafascynowany astronomią pewnego dnia wciągnięty zostaje w kryminalną zagadkę – zostaje oskarżony o zabicie psa sąsiadki. Wrażliwy i bojaźliwy Christopher postanawia ruszyć z własnym śledztwem i wytropić zwyrodnialca, który pozbawił zwierzaka życia w tak bestialski sposób. W trakcie deptania sprawcy po piętach, chłopiec odkrywa szokujące szczegóły z życia swojej rodziny i impulsywnie podejmuje decyzję o samodzielnej wyprawie do Londynu.
Historia, choć prosta i wydawać by się mogło niepozostawiająca wiele dla wyobraźni widza, trzyma w napięciu i uderza w najbardziej czułe struny emocji odbiorcy. Klasyczna, można powiedzieć, opowieść o pogoni za marzeniami, poszukiwaniu miłości, wykraczaniu poza klatkę własnych ograniczeń, podana publiczności w niestandardowy, spójny z teatralną stylistyką, ale bez krzty zbędnego przerysowania. Sposób przedstawienia powyższych wątków wciąga i, nie zniżając się do tandetnego wzbudzania prostych wzruszeń, stanowi niebywale wartościowe widowisko zarówno dla młodych, jak i tych starszych. Podążanie za rozbieganymi myślami autystycznego chłopca, odczuwanie jego emocji podbijanych dźwiękami, mechanicznymi ruchami otoczenia mających oddać jego sposób patrzenia na świat to strzał w dziesiątkę – przyjęcie perspektywy głównego bohatera w każdym elemencie sztuki, od narracji po sylwetki innych postaci, złożyło się w niesamowitą całość, obok której nie można przejść obojętnie.
Na największe oklaski i wyrazy uznania zdecydowanie zasługuje odtwórca roli Christophera, związany z licznymi warszawskimi teatrami, Studiem Accantus i uznany już aktor o zaskakująco porządnie ugruntowanej pozycji wśród kolegów po fachu, Krzysztof Szczepaniak, przed którym reżyser Dziwnego przypadku psa nocną porą postawił nie lada wyzwanie – dwudziestosześciolatek grający piętnastolatka? Trudno sobie nawet wyobrazić, ile pracy i wysiłku musiał włożyć w to, aby wypaść możliwie najbardziej naturalnie i przekonywująco. Choć wielokrotnie balansował na granicy przejaskrawienia, nigdy jej nie przekroczył, z wielkim wyczuciem oddawał w trakcie przedstawienia cały wachlarz emocji upośledzonego nastolatka odbierającego świat, otoczenie i bliskich sobie ludzi na swój własny, wrażliwy sposób. Dzięki perfekcjonizmowi i kunsztowi Szczepaniaka mogliśmy zanurzyć się w świecie widzianym oczami wciąż jeszcze przecież dziecka, dziecka, które nie wszystko rozumie, do którego nie wszystko dociera, a które mimo to ma swoje małe wielkie marzenia, pragnienia. Jak każdy szuka miłości i zrozumienia i nie waha się wyruszyć w najdalsze strony, choć całe życie spędził na jednej ulicy, przy której mieszkał, aby jej dosięgnąć. Reszta obsady pozostaje niestety daleko w tyle nie mogąc doścignąć zmieniającego się jak kameleon Szczepaniaka, bawiącego się konwencjami, czerpiącego z najróżniejszych tekstów kultury w kreowaniu postaci Christophera.

Krzysztof Szczepaniak podczas wykonywania utworu „Tamta pani mnie inspiruje” z okazji konkursu na interpretację piosenek Agnieszki Osieckiej, „Pamiętajmy o Osieckiej”, 7 sierpnia 2015 r.
To, co zdecydowanie zasługuje na uwagę, to emocje, jakie wywołuje cały spektakl i jak wpływa na oglądającego go widza. Spektakl męczy, bywa nieznośny, długie pauzy spowodowane rozmyślaniami głównego bohatera, jego nagłe ataki paniki i histerii, dziwne tiki, wyczulenie na dźwięk sprawiają, że oglądający nie ma wyboru, może tylko współodczuwać, i albo mu się to spodoba, albo nie. Tym, których urzekł jednak ten zamysł reżyserski, łatwiej jest przyjąć, że dokładnie o to chodziło – ten dyskomfort spowodowany pewnymi zabiegami uwydatniającymi się w trakcie trwania sztuki, ten dziwny rodzaj niepokoju i zmęczenie to, jak się wydaje, zamierzony efekt mający nakierować uwagę oglądającego na problem, z jakim borykają się osoby upośledzone umysłowo – ich nieprzewidywalną naturę, zupełnie inny sposób odczuwania świata.
Dziwny przypadek psa nocną porą to sztuka porażająca niewyszukaniem i prostotą, a równocześnie wyjątkowością, jaką zachwyca dzięki temu. Zdecydowanie w polskim teatrze potrzeba spektakli prostych, dosłownych wręcz, dzięki którym zaspokojone zostanie pragnienie widza do oglądania historii dających do myślenia, a mimo to niewymagających przedzierania się przez chaszcze metafor, które czasami bywają „sztuką dla sztuki” pozbawioną głębszego sensu. Opowieść o perypetiach Christophera skupia w sobie wszelkie potrzeby odbiorcy – oferuje śmiech i wzruszenie, wciąga, angażuje emocjonalnie i nie pozostawia obojętnym dzięki swojemu uniwersalnemu wymiarowi.
Zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony Teatru Dramatycznego, do odwiedzenia której gorąco zachęcam: http://teatrdramatyczny.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2382&Itemid=773