Nowe Horyzonty 2018 – podsumowanie

Po zakończeniu 18. edycji najważniejszego w Polsce festiwalu filmowego (a mowa tu oczywiście o Nowych Horyzontach) odbywającego się w dniach 26.07-05.08 we Wrocławiu czas na podsumowanie. Trzeba przyznać, że w tym roku program był wyjątkowo bogaty, a co za tym idzie – na uwagę zasługuje wiele filmów. Wyselekcjonowaliśmy jednak 10 z nich, o których naszym zdaniem szczególnie warto wspomnieć. Oto top 10:
I. Dom, który zbudował Jack (The House That Jack Bulit) – 2018
reż. Lars von Trier
Nie od dziś wiadomo, że duński reżyser jest jedną z bardziej kontrowersyjnych postaci ostatnich czasów. W 2011r. na konferencji prasowej w Cannes przyznał, że nie tyle rozumie działania Hitlera, co sam jest nazistą. Jak można się spodziewać – wypowiedź wywołała falę ogólnego oburzenia, które to szybko uformowało się w twardy zakaz goszczenia von Triera na festiwalu. W 2017r. islandzka piosenkarka Björk (grająca główną rolę w filmie Tańcząc w ciemnościach) oskarżyła reżysera o molestowanie seksualne. Mimo to w 2018r. Duńczyk został ponownie zaproszony do Cannes, gdzie miała miejsce „huczna” premiera jego nowego filmu – Dom, który zbudował Jack. „Huczna”, bo i tu nie obyło się bez rozdźwięku: publiczność podzieliła się na dwa obozy – tych, którzy opuścili pokaz w trakcie jego trwania (około 100 osób) oraz tych, którzy po projekcji nagrodzili film 10- minutowymi brawami. Głównymi zarzutami oponentów była przesadna brutalność i przesycenie niedającym się usprawiedliwić okrucieństwem.
Dom, który zbudował Jack to rozpisana na 12 lat historia seryjnego mordercy – zaskakująco inteligentnego człowieka zmagającego się z chorobą psychiczną, traktującego zbrodnię w kategoriach sztuki; pedanta owładniętego licznymi natręctwami. Biorąc pod uwagę podjętą przez von Triera tematykę, jak również motywacje i filozofie głównego bohatera, trudno nie ulec wrażeniu, że jego nowy film stanowi swoistą (bo jakże pewną, odważną i bezkompromisową) odpowiedź na postawione mu przed 7 laty zarzuty. Zastosowana tu narracja przywodzi na myśl sposób opowiadania wykorzystany w poprzednim filmie twórcy – Nimfomanka. Ponownie spotykamy się bowiem z dialogiem między głównym bohaterem a człowiekiem słuchającym jego opowieści i wyciągającym błyskotliwe wnioski. Zawarte w rozmowie porównania i daleko idące odwołania po raz kolejny przekonują nas o tym, że duński reżyser obdarzony jest szczególnym darem do niebanalnego splatania ze sobą skojarzeń. Mało tego, von Trier sięga także po odniesienia do sztuki – przywołuje m. in. poezję Williama Blake’a, muzykę Glenna Goulda, malarstwo Francisa Bacona, jak również własna filmową twórczość. Całość (mimo kilku cięższych momentów wcale nie tak brutalna jak się o niej mówi) tworzy dzieło kompletne, które wyszło z ręki prawdziwego mistrza – Dom, który zbudował Jack stanowi bowiem dogłębny, precyzyjnie skonstruowany portret mordercy – artysty.
II. Climax- 2018
reż. Gaspar Noé
Gaspar Noé to artysta kojarzony przede wszystkim z tworzeniem odważnych filmów zdominowanych podsycaną używkami i prężącą się dumnie w światłach neonów nocnych klubów siłą erotyzmu (Love, Wkraczając w pustkę, Nieodwracalne) – kreowani przez niego bohaterowie to najczęściej młodzi wyzwoleni ludzie nie stroniący od hucznych imprez. Trzeba przyznać, że dzięki eksperymentalnemu podejściu francuskiemu reżyserowi udało się wypracować indywidualny i niepowtarzalny styl, za sprawą którego definicją jego twórczości, bardziej niż „film”, staje się „stwarzanie doświadczeń zmysłowych” (m. in. za sprawą intensywności barw czy niestandardowych ruchów kamery).
Nie inaczej jest też w przypadku Climax. Przeniesieni do lat 90. obserwujemy zamkniętą imprezę zorganizowaną przez grupę tancerzy. Jedną z pierwszych sekwencji staje się teledyskowa rejestracja ruchu ich sprawnych i plastycznych ciał, na co patrzy się naprawdę świetnie. Za choreografię odpowiedzialna jest Sofia Boutelli (grająca Selvę); reszta tancerzy została przez Noego wybrana w klubach czy przez Internet. Trzeba jednak przyznać, że mimo tak przypadkowej selekcji, wszystko do siebie pasuje, przenika się, ruch pełen jest gorączkowej siły, nieprzepartej energii. Ludzie bawią się, śmieją, rozmawiają, piją alkohol i nie żałują narkotyków. Nikt więc nie spodziewa się nadchodzących problemów… Noé, wychodząc od oskarżenia jednej z bohaterek o dodanie do sangrii psychoaktywnych substancji przemieniających sielski trip w istne piekło, w perfekcyjny sposób zagęszcza niepokoje, a budując niezdrowe napięcie, z każdą minutą wtłacza widza w coraz bardziej klaustrofobiczny stan, z którego, jak mogłoby się wydawać, nie ma drogi wyjścia. Krzyki atakują z każdego kąta, słychać wzajemne oskarżenia, na wierzch wypływają przeszłe sprawy. Francuski reżyser buduje obrazy na tyle realnie, że do fizycznego odczucia mdłości wywołanego utożsamieniem się z sytuacją bohaterów wystarczy ich bierna obserwacja. A wszystko to w absolutne porywającym stylu!
III. Dzika grusza (Ahlat Ağacı) – 2018
reż. Nuri Bilge Ceylan
Dzika grusza to wędrówka przez wyboiste drogi Çan znajdującego się w północno-zachodniej Turcji. Niewielkie miasteczko to rodzinne strony świeżo upieczonego absolwenta pedagogiki Sinana (Aydin Dogu Demirkol), który postanawia wrócić do domu. Szybko okazuje się, że decyzja ta obudzi skrywane, już niemal zapomniane urazy z przeszłości, a każdą najmniejszą rankę rozdrapie z bezwzględną stanowczością. Na główny tor wysuwa się bowiem konflikt ojciec – syn. Sinan z łatwością dostrzega nie tylko wady ojca, ale także wyraźnie krytykuje prowincjonalne zacofanie. I choć wszystko to mogłoby wskazywać na postawę zadufanego w sobie ważniaka, który wyszedł z biedy, a próbując odciąć wszelkie więzi, uważa się za inteligenta z wyższych sfer – nie można odmówić mu dogłębnej przenikliwości dającej swój wyraz nie tylko w sytuacjach konfliktów rodzinnych, ale także długich i znaczących rozmowach z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, za sprawą której widzowi łatwo jest zawierzyć mu całkowicie. Kolejną ważną kwestią poruszaną przez reżysera jest fakt, że główny bohater nosi się z zamiarem wydania własnej książki. I w tym miejscu Ceylan nie szczędzi goryczy, bowiem rozliczenie z marzeniami Sinana okupuje licznymi trudami i potężnym rozczarowaniem. Finalnie Dzika grusza składa się na imponująco bogatą treść pełną uniwersalnych prawd, do których każdemu z nas jest blisko.
IV. Skate Kitchen – 2018
reż. Crystal Moselle
Pasją nastoletniej Camille (Rachelle Vinberg) jest jazda na deskorolce, co jednak spotyka się z wyraźną dezaprobatą jej matki. Mimo to dziewczyna stara się zawalczyć o swoje marzenia – wstępuje do nowojorskiej grupy awangardowo prezentujących się młodych ludzi, gdzie oprócz doskonalenia umiejętności sportowych buduje także coraz silniejsze więzi. Kolektyw szybko wysuwa się więc na pierwszy plan życia bohaterki – to w nim zawierają się przyjaźnie, nieśmiale formułują się niezręczne „dziewczyńskie” rozmowy czy pojawiają się pierwsze miłości. To także w nim wszystko może ulec błyskawicznemu zniszczeniu. I chociaż fabuła brzmi typowo, Skate Kitchen do typowych filmów nie należy. To zachwycająca wizualnie opowieść o świeżej i pełnej sile młodości; o czymś, co ciężko ująć obrazem, a co Moselle udaje się wprost znakomicie.
V. Szczęśliwy Lazzaro (Lazzaro Felice) – 2018
reż. Alice Rohrwacher
Rohrwacher przenosi nas do sycylijskiej wioski zatrzymanej w czasie i dalekiej od jakiegokolwiek wpływu cywilizacji. W samym jej sercu umieszcza tytułowego Lazzaro (Adriano Tardiolo) – małomównego, przyjmującego wszystko z równą zgodą, uroczo niewinnego i niepomiernie dobrego młodzieńca, któremu absolutnie obce jest pojęcie krzywdy. Dni spędza pracując jako chłop pańszczyźniany na polu należącym do markizy Alfonsiny De Lune (Nicoletta Braschi) – bezwzględnej kobiety wyzyskującej nieświadomych mieszkańców. Któregoś razu wraz z baronową do wioski przyjeżdża jej rozpieszczony syn Tancredi (debiutujący Luca Chikovani), stanowiący dokładne przeciwieństwo Lazzaro, co staje się głównym punktem rozwoju całej historii. Nowy film włoskiej reżyserki to hagiografia jednego z piękniejszych bohaterów ukazywanych przez kino łącząca w sobie realizm i melancholijną poetyckość; to przede wszystkim opakowana w alegorie i sięgającą daleko metaforykę opowieść o istocie dobra.
VI. Fuga -2018
reż. Agnieszka Smoczyńska
Część fanów przebojowych Córek dancingu, czyli poprzedniego filmu polskiej reżyserki, jej nowym obrazem może czuć się zaskoczona. Fuga to bowiem solidny dramat z lekką nutą thrillera, pozbawiony jednak wcześniejszej dozy fantazji. Mimo to szybko okazuje się, że Smoczyńska i bez pulsujących syrenich ogonów gotowa jest pozytywnie zaskakiwać. Fuga to historia ukazująca losy Alicji (w tej roli Gabriela Muskała będąca również autorką scenariusza) – żony i matki, która utraciła pamięć. Kobieta po dwóch latach nieobecności zmuszona jest nie tyle zmierzyć się z przypomnieniem sobie zapomnianych ról, co wejść w nie sprawnie na nowo. Warunki nie są przystępne: słowa trą o siebie, próby nawiązania kontaktu zwykle kończą się potężnym zgrzytem – wszystko to zanurzone w ponurej aurze wywołuje w widzu efekt potężnego dyskomfortu, niejednokrotnie przybierającego formę czystego niepokoju. Dodatkowo Smoczyńska nie rozpieszcza szczegółami i dopiero w finałowej części odsłania rzeczywiste okoliczności wystąpienia u Alicji tzw. fugi dysocjacyjnej. „Przypominanie sobie” jest więc procesem, w którym z tej samej pozycji startuje widz i główna bohaterka. Z pewnością jest to jeden z czynników, za sprawą którego Fuga składa się w magnetyczną i angażującą emocjonalnie podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości – dramat, który chce się po prostu odkrywać.
VII. Monument – 2018
reż. Jagoda Szelc
Po głośnym debiucie filmu Wieża. Jasny dzień, w którym Jagoda Szelc soczyście zarysowała swój styl, można się było spodziewać, że właściwa młodej reżyserce estetyka powróci w jej kolejnych pracach. Monument to film dyplomowy bliski konwencji horroru psychologicznego zrealizowany przed studentów łódzkiej szkoły filmowej opowiadający o próbie, na jaką zostają wystawieni uczniowie przyjeżdżający na praktyki do tchnącego niepokojem hotelu poza miastem. Rozpoczyna się od spełniania zadań narzuconych przez bezwzględną i mrożącą spojrzeniem zarządczynię, kończy… zupełnie gdzie indziej. Warto wspomnieć, że kluczową rolę w przemianie bohaterów odegra tytułowy Monument. Reżyserka wyraźnie podkreśla, że filmu nie trzeba rozumieć – cenniejszy jest subiektywny odbiór emocjonalny; jednocześnie przyznaje, że jest to jej kolejny eksperyment. Jakby nie było – Monument to bez wątpienia kolejny dowód na to, że Szelc jest samoświadomą artystką, która wiele ma jeszcze do zaoferowania.
VIII. Mektoub. Moja miłość: pieśń pierwsza (Mektoub, My Love: Canto Uno) – 2017
reż. Abdellatif Kechiche
Powszechnie okrzyknięty niepomiernie lepszą wersją Pamiętników z wakacji film laureata Złotej Palmy to pieczołowicie uformowana sklejka wakacyjnych impresji młodych ludzi. Tu również, podobnie jak w Climax, przenosimy się do lat 90. Lazurowe Wybrzeże odwiedza nastoletni Amin (Shaïn Boumedine) – aspirujący scenarzysta obdarzony bystrym spojrzeniem, którego losy szybko splatają się z losami pozostałych bohaterów. W filmie ciężko wskazać punkt kulminacyjny, bowiem prezentowany przez reżysera obraz stanowi jedynie wycinek z życia (mogący zostać pochopnie okrzyknięty błahym). Nic bardziej mylnego – Kechiche zdaje się świadomie poświęcać większość swojej uwagi na pochwycenie zmysłowości, letniej beztroski: szalonych imprez, sielskich tańców, wiecznych zauroczeń. Słowem – niekończących się przyjemności. I choć film otwiera przywodząca na myśl Życie Adeli… odważna scena seksu, a przez znaczną część czasu na ekranie królują półnagie świeże ciała, w Mektoub… Kechiche łagodnieje, a treści wypowiada z większą subtelnością. Na uwagę zasługują także fenomenalne i gęste dialogi, które płynąc z zaskakującą lekkością nadają wakacyjnym historiom niepowtarzalnego charakteru.
IX. Siedzący słoń (Da xiang xi di er zuo) – 2018
reż. Hu Bo
W swoim debiutanckim (niemal 4- godzinnym) filmie Hu Bo konstruuje pesymistyczny obraz chińskiego społeczeństwa, splatając ze sobą losy kilku bohaterów: mężczyzny obarczonego poczuciem winy z powodu śmierci przyjaciela, niedogadujących się ze sobą matki i córki, zastraszanego chłopca, staruszka którego syn za wszelką cenę chce oddać do domu opieki społecznej. Istotną rolę w tragedii każdej z postaci odegra nieporuszony, niewrażliwy, obojętny na wszystko słoń z miasta Manzhouli – figura uosabiająca wszelkie lęki. Siedzący słoń to film mrożący smutkiem wydobywającym się z każdego kadru (chłodna kolorystyka, nieszczęśliwe twarze – puste oczy, ponure dialogi); bywa, że reżyser podkręca natężenie rezygnacji i melancholii do niezdrowych, nienaturalnych rozmiarów, co momentami tworzy wręcz komiczny efekt. Nie warto się jednak dziwić, bowiem 29-letni chińczyk chorował na ciężką depresję, która miała swoje ujście w październiku 2017 roku, cztery miesiące przed światową premierą filmu na Berlinale, kiedy to popełnił samobójstwo. Jego film – dogłębnie poruszający testament – stanowi więc osobisty zapis ostatnich myśli, które w swej krzyczącej na ratunek formie bez wątpienia zasługują na uznanie.
X. Córka trenera – 2018
reż. Łukasz Grzegorzek
Po nieczysto wybrzmiewającym Kamperze pełnym schematycznych rozwiązań i ogólnej sztywności, Grzegorzek atakuje z nową siłą, portretując wyjątkowo silną i emocjonalną relację tytułowej córki (Karolina Brychnicka) z ojcem – tytułowym trenerem (Jacek Braciak), pod którego okiem dziewczyna starannie doskonali swój sportowy warsztat. „Trójkątny związek” złożony z córki, ojca i tenisa stwarza wrażenie nierozerwalnego. Czy jednak oby na pewno tak jest…? Nasza recenzja już wkrótce!