Od szczegółu do tytułu

Tłumaczenie tytułów obcych na język polski to nie lada wyzwanie! Ktoś musi jednak podejmować trudne decyzje, które kończą się stworzeniem tytułu-perełki albo tytułu-porażki. Jakie rozterki i złożone wybory stoją za robotą tłumacza?
Pierwszą reklamą (lub nie) dla każdego filmu albo książki, na którą odbiorca zwraca uwagę, jest tytuł. Autorzy, producenci i wydawcy głowią się, jak sprawić, żeby był chwytliwy, wpadał w ucho, nie był przydługi, ale jakoś do rzeczy… Sprawy, o których trzeba pamiętać, układając krótkie hasło na okładkę, plakat czy spot reklamowy przyprawiają wyżej wymienionych o ból głowy (jeśli oczywiście nie korzystają z już istniejącego tytułu i nie dokładają tylko numerka do następnej części, zob. Toy Story 3). Jednak jest jeszcze jedna osoba, która cierpi nie mniej niż zarząd dobrze płatnych przedsiębiorców liczących na zysk. Znaleźć ją można nad klawiaturą laptopa, zgarbioną i wpatrzoną ze zmarszczonym czołem w otwarte okno Worda obok dawno wystygłej herbaty. To tłumacz. Zmaga się on z każdym tytułem podwójnie: jako znawca języka oraz do pewnego stopnia socjolog, którego zmartwieniem jest przyjęcie tytułu przez kapryśną publikę. Zapędzany w kozi róg przez wybredne idiomy, kapryśne kolokacje, nieprzetłumaczalne skrótowce i (o zgrozo!) kulturowe odniesienia, tłumacz przemierza labirynt, próbując odnaleźć tę najlepszą wersję tytułu, która zadowoli wszystkich. Prędzej czy później i tak wpada na ścianę zasłużonej (lub nie) krytyki. Nie jest tajemnicą, że tłumacze z angielskiego na polski uraczyli nas znośnymi, miernymi oraz otwarcie nędznymi tłumaczeniami angielskich tytułów oryginalnych. Jednak przed publicznym zlinczowaniem warto przyjrzeć się niektórym aspektom pracy tłumacza.
Kadr z filmu „Wirujący seks”; na zdjęciu: Jennifer Grey, Patrick Swayze; źródło: Filmweb
Dirty Dancing (reż. Emile Ardolino, 1987), tłum. Wirujący seks
Polski tytuł amerykańskiej produkcji o tańcu i gorącej wakacyjnej miłości wywołał swego czasu falę kontrowersji. Pojawiły się głosy, że tytuł ten bardziej pasuje do filmu dla dorosłych. Słowo dirty w języku angielskim ma pewien podtekst seksualny, oznacza ono coś sprośnego, niegrzecznego. Jednak ta nieobyczajność jest bardzo subtelna, a samo słowo dirty nie jest uważane za wulgarne. Dlatego tłumaczenie Wirujący seks jest nadzwyczaj śmiałym wyborem, a tłumacz poszedł zdecydowanie dalej, niż planowali to twórcy Dirty Dancing, filmu kierowanego głównie do amerykańskiej młodzieży. Nie należy wykluczać opcji, że być może to polski język nie pozwala nam na wyrażenie tego subtelnego podtekstu zaplanowanego dla tego filmu. Możliwe, że znalezienie złotego środka pomiędzy tym, co niecenzuralne, a tym, co niewinne było na tyle nieosiągalne, że tłumacz postanowił przesadzić, zamiast wykonać zadanie na pół gwizdka. Podobnie zrobił tłumacz tytułu sitcomu Big Bang Theory, który zaproponował polską wersję w brzmieniu: Teoria Wielkiego Podrywu. Angielski tytuł ma dwie ważne konotacje. Bang jako wybuch odnosi się do teorii stworzenia świata, ale może również oznaczać stosunek seksualny. W przypadku komedii o romantycznych podbojach czterech naukowców tytuł pasuje idealnie. Jednak przekładając go na język polski, tłumacz musiał podjąć decyzję, którą konotację uwypuklić.
Kadr z filmu „Gotowe na wszystko”; na zdjęciu: Nicollette Sheridan, Felicity Huffman, Marcia Cross, Eva Longoria, Teri Hatcher; źródło: Shutterstock
Desperate Housewives (serial telewizyjny, 2004-2012): tłum. Gotowe na wszystko
Życie na pozór perfekcyjnych amerykańskich pań domu w luksusowej dzielnicy przy ulicy Wisteria Lane trzymało w napięciu widzów zarówno w Polsce, jak i w Stanach. Widzowie obserwowali, jak Gabriele, Bree, Lynette i Susan zmagały się z kłodami rzucanymi im co rusz pod nogi: mroczną tajemnicą, zdradą czy ujawnionym sekretem. I można jednoznacznie powiedzieć, że bohaterki serialu były gotowe na wszystko. Jednak czy to mieli na myśli producenci, kiedy umieścili w czołówce tytuł Desperate Housewives? Angielski oryginał ma dwojakie znaczenie. Housewife oznacza typową kurę domową (samo połączenie słówka house (dom) z wife (żona) przywodzi na myśl kobietę poślubioną z domowymi obowiązkami), dodatkowo z epitetem desperate całość wysyła widzom wiadomość, że serial opowiada o kobietach, które nie mają wyjścia. Z drugiej strony zdesperowany również może opisywać człowieka, który straciwszy wszelkie drogi ucieczki posunie się do czynów, których nie rozważyłaby osoba z wachlarzem innych opcji. Innymi słowy jest gotowy na wszystko. Dochodzi też ważny czynnik, który spędza sen z powiek tłumaczom na całym świecie: czy to brzmi naturalnie? Zdesperowane gospodynie domowe to zdecydowanie nie jest tytuł, który łatwo ześlizguje się z języków. Tłumacz musiał obrać inną strategię. Postawił na krótszy, lecz skojarzeniowo synonimiczny frazeologizm. Odwrotnie niż w przypadku Frozen – tytułu filmu animowanego dla dzieci. Może i Kraina Lodu to nie najbardziej wyrafinowana opcja, ale przynajmniej widzowie nie poszli do kin na Zamrożonych.
Kadr z filmu „Szklana pułapka”; na zdjęciu: Bruce Willis
Die Hard (reż. John McTiernan, 1988); tłum. Szklana pułapka
Popularny film o nowojorskim detektywie usiłującym uwolnić wieżowiec japońskiej korporacji z rąk terrorystów zapewnił kinomanom dawkę ekscytujących wrażeń. Jednak widzowie tego sensacyjnego filmu nie byli z pewnością świadomi, że tłumacz angielskiego tytułu prawdopodobnie napocił się bardziej niż Bruce Willis w roli detektywa Johna McClane’a. Die-hard to popularny idiom opisujący człowieka, który zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel, niekoniecznie licząc się z konsekwencjami. Tytuł o makiawelicznej przesłance nie ma nic wspólnego z polskim tłumaczeniem. Nie każdy tytuł ma idealny odpowiednik, jak w przypadku filmu animowanego Iniemamocni, którego tytuł oryginalny brzmi The Incredibles. O sukcesie tego przekładu przesądził jeszcze fakt, że rozpoznawalnym logo filmu jest I, która zgadza się z pierwszą literą tytułu zarówno w oryginale, jak i w przekładzie. Najbliższy ekwiwalent die-hard to idiom nie do zdarcia. Układając wersję polskojęzyczną, tłumacz zdecydował się skupić nie na hardym głównym bohaterze, lecz na trudnym zadaniu, które przed nim stało – odbiciu szklanego wieżowca, tytułowej pułapki. Tłumacz musiał wziąć pod uwagę również gatunek filmu. Die Hard, jako film sensacyjny, musi budzić dreszczyk emocji, począwszy od tytułu. Angielska wersja spełnia to zadanie, przywodząc na myśl nie tylko stare powiedzenie cel uświęca środki, ale i również kogoś nie do pokonania. Tymczasem w polskiej wersji tę rolę pełni słowo pułapka. Niestety, jednej rzeczy tłumacz nie mógł przewidzieć. Die Hard okazał się takim sukcesem, że dorobił się drugiej części zatytułowanej Die Harder, w żadnym stopniu nie związanej ze szklanym wieżowcem z pierwszej części. Tłumaczowi nie pozostało także nic innego jak tylko zwiesić głowę i wklepać w klawiaturę Szklana pułapka 2.
Kadr z filmu „Tamte dni, tamte noce”; na zdjęciu: Timothée Chalamet
Call Me by Your Name (reż. Luka Guadagnino na podstawie książki André Acimana, 2017): tłum. Tamte dni, tamte noce.
Nominacje do Oscara za najlepszy film, najlepszego aktora pierwszoplanowego, najlepszy scenariusz adaptowany oraz najlepszą piosenkę sprawiły, że tytuł dramatu o dojrzewaniu i miłości pomiędzy chłopcem a młodym mężczyzną trafił na języki widzów na całym świecie. Jednakże lata przed tym tłumacz powieści André Acimana obracał w dłoniach zdanie Call Me by Your Name i zaproponował tytuł widniejący dzisiaj na każdym polskojęzycznym egzemplarzu książki oraz plakacie filmowym. Niestety, głęboki oraz niejednoznaczny tytuł oryginału ze względu na swoją długą i zawiłą formę musiał ulec reinterpretacji. Odniesienie do kluczowego momentu z książki zostało spisane na straty i zastąpione przez wersję polską o zgoła innej przesłance. Call Me by Your Name jest zdaniem, które nie tylko symbolizuje silną wieź pomiędzy dwoma głównymi bohaterami, pojawia się ono również w istotnej scenie miłosnej z udziałem Elia i Olivera. Z kolei Tamte dni, tamte noce wskazuje na istotność wakacji, podczas których rozgrywa się fabuła. Polskiemu tłumaczeniu brakuje tego intymnego wydźwięku, który obecny jest w oryginale. Angielski tytuł jest jak wyznanie, podczas gdy polska wersja brzmi zbyt ckliwie. Ten przypadek pokazuje sytuację, w której przeróbka tytułu była jednak wymuszona, bo struktura gramatyczna przekładu okazała się w odbiorze zbyt nieoczywista. W przeciwieństwie do całej gromady innych przerobionych tytułów, które niepotrzebnie uproszczono ze szkodą dla dzieła. W przypadku dramatu Cruel Intentions o zepsutych i moralnie zdeprawowanych nastolatkach, tytuł został przetłumaczony na Szkoła uwodzenia, co nie tylko kompletnie mija się z przesłanką oryginału, ale sprawia, że film zapowiada się jak komedia romantyczna klasy B.
Tłumaczenie tytułów to nie lada wyzwanie nawet dla najbardziej doświadczonych tłumaczy. Należy pamiętać o mnogich czynnikach i zasadach arcyważnych dla sztuki przekładu. Samo wybieranie technik i strategii translatorskich tworzy nowe linie na już pomarszczonym czole tłumacza. Niekiedy nawet mocny warsztat przekładoznawczy nie uchroni tłumacza od krytyki, z którą przyjdzie mu się zmierzyć. Już on dobrze wie, ile w tytule znaczą szczegóły!