Wszechstronni, elastyczni i szalenie zmęczeni – o nas, młodym pokoleniu, słów kilka

W polskiej debacie publicznej już od jakiegoś czasu panuje przekonanie, że współczesna młodzież to pokolenie, któremu nie chce się pracować i jedyne czego pragnie to materialne przyjemności spełniane bez jakiegokolwiek wysiłku. Nazywa się nas millenialsami (od angielskiego Millennials). Socjologowie kłócą się między sobą o konkretny, czasowy przedział rozpoczynający i zamykający okres, gdy wspomniane pokolenie się rozwijało. Osobiście skłaniam się ku przedziałowi od 1980 roku do roku 2000. Wiąże się to z faktem, że pokolenie millenialsów tworzy i buduje na nowo rynek pracy, i już niedługo będzie w pełni stanowić o jego sile. Jednak w mediach łatkę wspomnianego pokolenia posiada ogólnie pojęta młodzież, która nie podziela etosu pracy Polaków z okresu lat 90’. Jak wiadomo wszystko do Polski przychodzi z minimalnie paroletnim opóźnieniem, poza tym polski kapitalizm nie posiada tak długiego stażu jak ten europejski i amerykański, w związku z czym pewne procesy społeczne zachodzą u nas trochę wolniej i inaczej. Samo określenie millenialsów spotyka się w USA (i nie tylko, bo ogólnie w Europie Zachodniej) ze stosunkowo silną krytyką i nie bez przyczyny. Generalizacja całego pokolenia jest daleko posuniętym działaniem, szczególnie w naszej Polsce, gdzie polski, rodzimy model kapitalizmu wykształcał się w zupełnie inny sposób i nasza sytuacja ekonomiczna oraz geopolityczna różni się w wyraźny sposób. Nie będzie to żaden manifest przedstawiciela współczesnego pokolenia, ani jakakolwiek próba analizy naukowej. Chciałbym raczej wyrazić swoje zaniepokojenie i w pewien sposób odpowiedzieć na zarzuty kierowane w stosunku do młodych osób, takich jak ja, które odbierają zastaną rzeczywistość w zupełnie inny sposób, być może niezrozumiały dla ludzi ze starszych pokoleń.
Konflikt pokoleń
Zawsze, gdy ktoś próbuje ująć całą gromadę różnorakich osobowości, jakie znajdziemy w danej grupie, w jedną całość i spróbować przyczepić do niej konkretną etykietę, dokonuje bardzo mocnej generalizacji. Sprawa wydaje się oczywista, jednak nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Po prostu wygodniej jest nadać jedną nazwę wszystkim, bo wtedy można dokonywać bardziej szczegółowych analiz. Dla wielu jednak staje się to bardzo krzywdzące, dlatego też nie chciałbym, aby mój tekst ktokolwiek odebrał jako coś w pełni określającego, kim są tak naprawdę moi rówieśnicy. We wstępie pokrótce przedstawiłem wam czym jest określenie millenialsów. Pierwotne znaczenie wiąże się z pokoleniem nowego millenium, które ma zrewolucjonizować świat1 Są to ludzie, którzy przestają stopniowo skupiać się tylko i wyłącznie na karierze zawodowej (to jest akurat mocne uogólnienie, bo mimo wszystko bardzo im/nam na tym zależy, ale w odróżnieniu od starszych pokoleń nie chodzi już tu tylko i wyłącznie o wysokie zarobki), szukają sensu w swojej pracy, balansu między życiem prywatnym a pracą, chcą zdziałać wiele w nowym świecie. Są za pan brat z technologią, skupiają się na sobie i starają się stworzyć nową wizję samych siebie – indywidualną, wyróżniającą się. Jednak są również ostro krytykowani. Uważa się ich za narcyzów, osoby którym się nie chce, pragnących wszystkiego od razu na tacy, nierozumiejących etosu ciężkiej pracy, rozwydrzonych, rozpuszczonych, słabych psychicznie. I tak można by wymieniać w nieskończoność, bo zarzutów jest naprawdę wiele. Wielu z nich ma poważne problemy z psychiką, które w pewnych wypadkach sygnalizują nawet zalążek depresji, ale wtedy określa się ich jako po prostu słabych. Dochodzi do wielkiego starcia między pokoleniem, które żyło w kompletnie w innych realiach a pokoleniem naznaczonym dynamicznymi zmianami technologicznymi, kryzysami i chaotycznym przekształceniom rynku pracy. Konflikt pokoleń, motyw znany od dawna lecz dzisiaj przeżywający wielki renesans, szczególnie za sprawą Internetu i social media. Warto jednak zaznaczyć, że mówimy tutaj o ogólnym trendzie wśród młodych ludzi w Europie lub USA. Jak to jednak wygląda w Polsce?
Rada nr 1 – wszystko musi być dopieszczone
Większość młodych Polaków, którzy zaczynają lub kończą studia, określiłbym raczej jako Pokolenie Doskonałości. W Norwegii możemy spotkać się z określeniem Generacji CV2 – pokolenia ludzi, którzy dążą do doskonałości za wszelką cenę i we wszystkim upatrują okazję wpisu do swojego przyszłego CV, które ma stać się kartą przetargową w grze o jak najlepsze i najbardziej satysfakcjonujące życie. Owszem jest to norweskie ujęcie, jednak wydaje mi się, że w dobie dzisiejszej, niezwykle ostrej krytyki wszystkich osób, które jakoś nie mogą odnaleźć się w wolnorynkowej rzeczywistości, to ujęcie jest szczególnie kluczowe, bo ukazuje w większym stopniu punkt widzenia ludzi określanych jako millenialsów. Każda najmniejsza działalność ma na celu w jakiś sposób nas wyróżnić, pokazać, że to my jesteśmy idealnymi kandydatami na dobrze płatne stanowisko. Czuć tę rywalizację i czuć tę presję. Najgorsze zwykle jest pierwsze starcie, gdy ktoś bez żadnego wcześniejszego zaplecza doświadczenia próbuje wejść na rynek pracy i znaleźć stanowisko oparte raczej na pracy umysłowej. Starcie może być szokiem, bo okazuje się, że osoba rekrutująca przegląda setki takich samych CV jak nasze. Dlatego CV musi być dopieszczone w każdym calu, posiadać masę wolontariatów, staży, aktywności – czegokolwiek co nas wyróżni na tle innych. W internecie jak zawsze znajdziemy setki przeróżnych wpisów, gdzie często spotykamy się ze sprzecznymi przekazami – jedni radzą nam to, drudzy tamto a trzeci jeszcze coś innego. Życie staje się gonitwą za doskonałym profilem zawodowym i perfekcyjnym CV. W tym całym szaleństwie chcemy jednocześnie zachować na chwilę samych siebie, znaleźć ten czas, gdy możemy się jakoś wyrazić. Sytuacja zmusza nas jednak do elastyczności i często wymagającego wielkiego wysiłku balansowania, które może okazać się ostatecznie bardzo niebezpieczne dla nas samych. Jednak to nie koniec.
Rada nr 2 – nie możesz być w tyle
Jednocześnie jesteśmy bombardowani doskonałością w social mediach – na Instagramie widzimy przepiękne zdjęcia, świetne ujęcia i najpiękniejsze makijaże lub muskulatury. Na Facebooku ktoś jest na Karaibach, koleżanka z liceum pojechała do Hongkongu a kolega na wakacje do Hiszpanii. Nagle okazuje się, że każdy jest od nas dalej w tym wyścigu, w zasadzie co by tu nie mówić, wyścigu szczurów, maniakalnym pościgu za doskonałością. Co z tego, że będziemy mieli tysiąc followersów, jeśli ta druga koleżanka ze studiów ma ich dwa tysiące? W czym jesteśmy gorsi? Dlaczego? Wiele pytań rodzi się w naszych głowach. Odpowiedzi szukamy znowu na blogach – tym razem tych o idealnej diecie, odpowiednich ćwiczeniach na siłowni, a jeśli jesteśmy już naprawdę zdeterminowani to trafiamy ostatecznie na coaching, który często próbuje odpowiedzieć na trudne pytania w bardzo prosty sposób. Czy jednak ta czarująca prostota faktycznie stanowi odpowiedź na nasze problemy i pytania?
Walczymy jak lwy o bardziej wartościowe życie. Żyjemy w ciągłym stresie. W wielu przypadkach nawet nie rodzina nakłada na nas presję – sami dobrowolnie zmuszamy samych siebie do szaleńczej rywalizacji z innymi. Cytując Byung-Chul Hana, filozofa kultury, który wykłada na Universität der Künste w Berlinie: Społeczeństwo współczesne nie jest już Foucaultowskim społeczeństwem dyscyplinarnym złożonym ze szpitali, domów dla obłąkanych, więzień, koszar i fabryk. Jego miejsce już od dłuższego czasu zajmuje inne – społeczeństwo klubów fitness, biurowców, banków, lotnisk, centrów handlowych i laboratoriów genetycznych. Społeczeństwo XXI wieku nie jest już więc społeczeństwem dyscypliny, lecz społeczeństwem osiągnięć. Jego mieszkańców nie nazywamy już „podmiotami posłuszeństwa”, lecz podmiotami osiągnięć. To menadżerowie samych siebie. Mury instytucji dyscyplinarnych, które odgradzały normalne od nienormalnego, wydają się dziś anachroniczne. Foucaultowska analityka władzy nie jest w stanie opisać zmian psychologicznych i topologicznych, jakie dokonały się w związku z przejściem od społeczeństwa dyscyplinarnego do społeczeństwa osiągnięć. Używane często pojęcie „społeczeństwa kontroli” również nie oddaje tych zmian; zawiera w sobie wciąż zbyt wiele negatywności.3 Jest to niezwykle ciekawa sytuacja, bo nie jesteśmy tak naprawdę w stanie uniknąć tego poczucia bycia w tyle. Zawsze znajdzie się bowiem ktoś, kto prześle na Snapchacie jeszcze ciekawszą relację z imprezy. A wtedy poczujemy się z automatu gorsi.
Rada nr 3 – zatrzymaj się, weź głęboki oddech i zastanów się, jaki to wszystko ma sens
Stajemy się w pewnym stopniu katami samych siebie. Pokolenie ludzi określanych powszechnie jako millenialsi jest prawdopodobnie dopiero początkiem, bo najmłodsze pokolenie, nazywane Generacją Z, będzie dopiero wchodziło na rynek pracy i w dorosłość za kilka lat. A ono jest jeszcze bardziej przeciążane tymi oczekiwaniami i wykreowaną w social mediach doskonałością. Wielość możliwości ze zbawienia przerodziło się w piekło. Celem rywalizacji stało się bardziej wartościowe, cokolwiek miałoby to znaczyć, życie. W zasadzie to sami nie wiemy co jest tą wartością, bo zostaliśmy nauczeni, by wszystko wartościować i szufladkować, ujmować w mierniki szczęścia, które decydują od którego progu wolno nam określić się spełnionymi i szczęśliwymi. Daleko mi do decydowania co jest definicją szczęścia, piję raczej do tego, że starsze pokolenia raczej nas nie zrozumieją. Co tu dużo mówić, filtry przetwarzające rzeczywistość się zmieniły. Dziś to my jesteśmy naszymi wewnętrznymi kontrolerami, którzy każą nam się rozwijać bez końca. Pytanie – po co? Jaki jest tego cel? I jedno z najważniejszych pytań, które powinno pojawić się w głowie każdego z nas – co jest tego powodem? Kto do tego doprowadził? To pytania otwarte, nie ma na nie gotowych odpowiedzi. Na pewno są warte podjęcia, ponieważ jak wielu z nas wie, najtrudniejsza batalia jaka czeka nas w życiu, to bitwa z samym sobą.
[1] Strauss, William; Howe, Neil (2000). Millennials Rising: The Next Great Generation. Cartoons by R.J. Matson. New York, NY: Vintage Original. p. 370.
[2] https://www.aftenposten.no/norge/i/9m6Pl/De-sykt-flinke#.UhICMpJ7Lz5
[3] Fragment z eseju Byung-Chul Hana pt. „The Burnout Society”, przełożył Michał Sutowski