„Bo wszystkie nasze czyny są aktami trwogi” – jak „Lucyfer zwycięża” według Ilony Witkowskiej

Idą sobie ludzie po kostce Bauma / nad nim wielkie brzozy / nad nimi wielkie topole. A nade mną unosi się wciąż atmosfera z tomiku Ilony Witkowskiej nominowanego do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Przechadzając się asfaltową ścieżką pod klonami i lipami krakowskich Plant, rozmyślam, gdzie jest Lucyfer i gdzie dostrzegać te jego zwycięstwa.
Tomik zabiera nas w podróż. Minimalistyczną, jak przystało na poezję najnowszą, trudną do interpretacji i zarazem tak przy tym swobodną. A zatem tomik zabiera nas w podróż, ale dla każdego ta podróż będzie zupełnie inna, emocjonalnie, wizualnie, lingwistycznie, wreszcie znaczeniowo. Zobaczymy za oknem inne problemy i inne eksponaty. Wyciągnie z nas indywidualne prototypy miejsc i wydarzeń znanych z polskiej codzienności. Dlatego, zabierając się za skromne rozważania, nie mogę wspomnieć – to moja podróż, posłuchajcie jej, lecz nie sądźcie, ze sami ją odbyliście.
Lucyfer zwycięża jest nierozerwalną całością, w której interpretacja musi wspinać się stopniami. Historia zaczyna się od buntu – cóż aby istnieć człowiek musi się buntować – od słów wypowiedzianych w stronę adresata stawiającego sobie kapliczki, tego który panuje nad jasną stroną mocy. On zajmuje się kapliczkami, a człowiek musi mieć się na baczności przed kusicielskim uśmieszkiem Lucyfera. Twarz z kapliczek mówi droga wolna, ale żeby nią pójść, trzeba mieć siłę, by spać i robić. A czy to takie łatwe? W końcu po wstawać z łóżka? Po co robić? Po co iść w drogę, która nie kończy się jasnym celem i nie daje nam satysfakcjonującego sensu życia – takiego, któremu można wyryć nagrobek z Monty Pythona.
A jednak w drogę wyruszamy, chociaż wstęp mówi nam nie. W ową podróż, w której nic nie jasne, choć wiadome, w której czyhają świnie, ludzie-psy, głupi i jebnięci. Ilona Witkowska skupia się przede wszystkim na wątkach społecznych, a chociaż pojawia się wpływ polityczno-ekonomiczny, to wciąż priorytetem pozostają egzystencjalne odczucia. Świat nie jest okrutny – świat jest trudny, stawia niepojęte zadania. W eterze wisi flegmatyzm, rezygnacja i marudztwo tak charakterystyczne w naszej polskiej rzeczywistości. Wszyscy mamy dramatyczne historie, lecz nauczyliśmy się je opowiadać. Być może zastojem jest niemożliwe do spełnienia marzenie, by przenieść rzekę zamiast naprawdę nią płynąć. Bo płynięcie wydaje się niegodziwe. Śmiejemy się z łodzi, która zatonęła i tkwimy w rozwiązaniu, że złodziejstwo zaradza biedzie.
Lucyfer zwycięża – w niezauważalnych, codziennych potyczkach; gdy dziecko depta dżdżownice za entuzjastyczną aprobatą babci. W końcu bezpośrednio przekazuje nam to nazwa tomiku i wiersza, który się pod tytułem kryje. Minimalistyczne Campo di Fiori z koszami oliwek i cytryn w festonach świateł i z drutem kolczastym, jak murem getta. Nowy poeta pyta co jest dobre w człowieku? Z tej ciemności wybijają się może tylko lampki sentymentu i nadziei na stworzenie zespołu nadąsane srebrne. A jak mamy odpowiedzieć na te wszystkie pytania, to jak zawsze pozostawia się nam, podróżnikom. Musimy rozwiązywać wciąż te same zagadki.
RO
Ilona Witkowska. Lucyfer zwycięża. Kraków 2017. Korporacja Ha!art.
Fot. Jakub Ociepa, opublikowane za zgodą Fundacji Wisławy Szymborskiej