Fałszywa prawda
Budujemy zamki wysokie.
Kilka słów wstępu, bańka informacyjna (information bubble/filter) jest terminem użytym pierwszy raz w 2010 przez Eliego Parisera i oznacza, że informacje, które otrzymujemy w social mediach oraz wynikach wyszukiwania, są wybrane na podstawie naszych zachowań online i stają się swoistą autopropagandą. Rzeczona bańka po prostu nie dopuszcza do nas informacji, które są niezgodne z naszym światopoglądem. Na myśl nasuwa się hymn West Ham United – I’m forever blowing bubbles, zaczynający się od I’m scheming schemes, I’m building castles high[1]. Każdy z nas tworzy tego typu bańkę za każdym razem, kiedy wciśnie Lubię To czy Udostępnij, za każdym razem, kiedy sprawdzamy coś w Google, za każdym razem, kiedy coś oglądamy w sieci, czy wysyłamy wiadomość w komunikatorze. Nasze zachowanie jest mierzone przez setki, jeśli nie tysiące algorytmów. Netflix sprawdza co też oglądaliśmy, zresztą niektóre telewizory również, Facebook sprawdza wszystko, co piszemy, nawet jeśli tego nie wysyłamy. Google, mające na terenie Unii Europejskiej między 80 a 90% udziałów wśród wyszukiwarek bazuje wyniki wyszukiwania na podstawie: lokalizacji, historii wyszukiwania, urządzenia, maili w Gmail, zainstalowanych aplikacji w telefonie z Androidem, wieku, pracy, znajomych. To wszystko ma wpływ na to jakie informacje do nas docierają. Spotify analizuje, czego słuchamy i podsuwa nam, niczym w starym kawale, kawałki piosenki, które już znamy.
Prawda nigdy nie jest mówiona w godzinach pracy – Hunter S. Thompson.
Eli Periser w swoich wystąpieniach oraz książce wielokrotnie przestrzegał nas przed największymi graczami internetu. Jego teza brzmi, że użytkownicy będą widzieć tylko dwa rodzaje treści: reklamy i to co lubią. Prowadzi to wprost do sytuacji, że nie wiesz, że otacza się Grosse Luge[2], bo nie jesteś w stanie pojąć, że nie może być to prawda. Otacza Cię kłamstwo tak wielkie i doskonałe, że nie jesteś w stanie określić, czy jest prawdą. Lata magazynowania danych i ich przetwarzania przez coraz doskonalsze maszyny utworzyły wokół Ciebie mur. Każdy bit informacji, każdy ruch w Sieci ją umacnia i bez jej świadomości ją tracisz. Nie poznasz nowego zespołu, ponieważ profil jego słuchaczy nie pokrywa się z Twoim. Nie zobaczysz informacji o nowym serialu, bo Twoja historia oglądania sugeruje, że go nie polubisz. Nie przeczytasz informacji o tym, jak myśliwi usuwali wnyki kłusowników, bo ogólnie jesteś przeciwko zabijaniu zwierząt i śledzisz profile Green Peace. Skąd masz o tym wiedzieć, jeśli maszyny nie podają Ci tych informacji? Przecież możesz się zdenerwować. Możesz nie kliknąć w kolejną reklamę tabletek, które usuną z organizmu skutki smogu. Ba, możesz o nim nie wiedzieć, wszak zmiany klimatu i zanieczyszczenie to tylko jakieś hipsterskie brednie, mające na celu sprzedaż maseczek antysmogowych i nałożenie większych opłat na wszelkiej maści pojazdy spalinowe.
Wolność umiera, kiedy się z niej nie korzysta – Hunter S. Thompson.
W teorii internet pozwala każdemu z nas na swobodne przeglądanie treści. Odkrywanie nowych rzeczy, budowanie relacji z innymi ludźmi, rozmowy na tematy błahe i poważne. Dzielenie się tym co nas cieszy, smuci i wkurza. W praktyce widzimy to co mamy widzieć. To, co algorytmy zbudowały wokół nas, tak abyśmy czuli się piękni, mądrzy i lepsi od innych. Doskonałe kłamstwo, symulakr zamiast rzeczywistości. Dostaliśmy największą możliwą wolność, wolność wyboru i współistnienia z milionami innych i zamiast z niej skorzystać, staliśmy się ślepi i głusi na wszystko, co może wywołać w nas refleksję. Bez bodźców innych niż znane nie jesteśmy w stanie się rozwijać. Ktoś, kto Fredrę zna tylko z lektury Ślubów Panieńskich, nie ma świadomości, że był on jednym z największych zbereźników jakich zna literatura. Tak więc zacznijmy z niej korzystać. Przestańmy być, jak to mawiają żerujący na naiwności i marzeniach o lepszym jutrze, trenerzy osobiści, w swojej strefie komfortu. Polubcie profile gazet i stacji telewizyjnych na myśl o których macie chęć wyrzucić komputer za okno. Słuchajcie zespołów i gatunków muzycznych, które uważacie za beznadziejną papkę. Odpalajcie tryb incognito nie tylko po to, aby w historii nie było jakie filmy dla dorosłych lubicie, ale też aby coś znaleźć (chociaż Google i tak umie to obejść, więc lepiej użyjcie wyszukiwarki Duck Duck GO).
Człowiek rozumny kwestionuje wszystko, w tym swoją wiedzę. Ma świadomość tego, że jego zdanie jest tylko jego zdaniem i może się mylić. Człowiek, który podąża za prawdą ma szansę wyjść ze swojego zamku. Przebić się przez bańkę maszyn. Odkryć, że hardbass idealnie sprawdza się przy kardio na siłowni. Zrozumieć innych. Być mądrzejszym niż wczoraj i głupszym niż jutro.
Kup bilet, przejedź się – Hunter S. Thompson.
W tym felietonie chcemy zachęcić Cię do spojrzenia na kulturę szerzej niż filmy, teatr czy muzyka. Do skupienia się na tym, co jest ważne, do szukania prawdy. Do posiadania większej świadomości, co stoi za hasłami takimi jak sztuczna inteligencja, remarketing czy jak rozpoznać i zwalczać fake news. Nie chodzi tu o to, aby walczyć z postępem, a o to aby umieć z niego korzystać. Człowiek, który nie rozumie danego zjawiska, przypisuje mu magiczne właściwości i boi się go, świadomie lub nie. Człowiek, który rozumie, czemu dane zjawisko zachodzi, jest w stanie je kontrolować. Z drugiej strony, jak pisał Lovecraft: wiedza nie daje potęgi a jedynie ból i cierpienie. Fakt, że się mylimy a miliony dolarów, zainwestowano, abyśmy w to wierzyli, może nieco zaboleć. Za to w następnym odcinku zerkniesz na to, co łączy reklamę, zamieszki i skrajne obozy ideologiczne.
Kultura to nie tylko wiersze. Kultura to ramy naszej rzeczywistości.
[1] Kreślę schematy, buduję zamki wysokie tłumaczenie własne.
[2] Wielkie Kłamstwo – metoda używana w propagandzie nazistowskich Niemiec, termin pierwszy raz użyty przez Hitlera w Mein Kampf, zakłada że odbiorca nie będzie kwestionować kłamstwa bezczelnego i wielokrotnie powtarzanego.
Osobiście niezwykle dotknęła mnie (w negatywnym tego słowa znaczeniu) obecna w felietonie uniwersalizacja ludzkiego ograniczenia, zarówno w kontekście poznania człowieka, a także jego zdolności rozumowych: „Dostaliśmy największą możliwą wolnością (oczywiście powinno być „wolność”, lecz pozostawię ponowne przeczytanie i poprawienie błędów autorowi), wolność wyboru i współistnienia z milionami innych i zamiast z niej skorzystać staliśmy się ślepi i głusi na wszystko co może wywołać w nas refleksję. Bez bodźców innych niż znane nie jesteśmy w stanie się rozwijać.” Zaznaczając, że artykuł będzie dotykał filozofii, warto byłoby dostrzec ludzką różnorodność i burzyć schematy powszechności, a dopiero na tym budować osobiste konkluzje. Gdyby faktycznie każdy byłby głuchy i ślepy na determinanty refleksji, jak w ogóle mogłaby istnieć współczesna sztuka? „Kultura to ramy naszej rzeczywistości.” – Ramy, które są nieograniczone.
Pomysł na artykuł dobry, niestety kiepsko zrealizowany oraz powierzchownie przeanalizowany. Brak spojrzenia na problem z bardziej analitycznej strony. Momentami brzmi to niczym „teorie spiskowe dziejów”…
Już na początku autor wspomina o tym iż tzw. bańka informacyjna nie dopuszcza do nas informacji sprzecznych z naszym światopoglądem. Jest to jednak fałszywe stwierdzenie. O ile prawdą jest, że algorytmy wyszukiwania „podają nam na tacy” informacje oparte na naszych zainteresowaniach, nie blokują przy tym wyświetlania opinii, informacji całkowicie sprzecznych, bądź nieco różniących się sposobem interpretacji. To, iż podczas wpisywania przez dwie osoby tego samego hasła w wyszukiwarce, załóżmy „Islam”, jednej wyszukuje artykuł na Wikipedii, a drugiej informacje o zamachach terrorystycznych, nie oznacza, że obie strony nie widzą obu wyników. Od kilku do kilkuset wyników pojawia się zarówno przy korzystaniu z Facebooka jaki i przy wyszukiwaniu w Google. Różnica polega jedynie na kolejności, która umotywowana jest, tak jak pisze autor, naszą aktywnością w Internecie. Nadal jest pozostawiane miejsce na wolny osąd człowieka, na wolny światopogląd, który użytkownik zbudować może sobie na bazie wielu informacji. Czy to źródeł ideologicznych, czy opierając się na rzetelnych, naukowych bazach danych. Wybór należy do człowieka. Wolność w tym kontekście jest więc zachowana. Teza, którą stawia autor, a mianowicie to, iż nie wyświetla nam się to, co sprzeczne jest z naszymi upodobaniami, jest błędna, ponieważ to co wyświetla się nam w tzw. „polecanych, czy sugerowanych” nie oznacza automatycznego zablokowania reszty zawartości. Często użytkownicy natykają się na całkowicie sprzeczne z ich upodobaniami reklamy, co potwierdza ilość zgłoszeń, raportów wysyłanych do serwisów Google czy FB, na temat nietrafionej zawartości reklam. Warto pamiętać, iż Eli Periser w swych tekstach dokonywał próby zarzucania korporacjom takim jak Google czy Facebook tego, że nadmiernie wykorzystują dane użytkowników. Nie są to do końca słuszne zarzuty, ponieważ zakładając konto na tychże stronach, nawet wchodząc bez logowania się na nie, akceptujemy pewien regulamin, politykę prywatności, o której jesteśmy jawnie informowani już od samego początku. Korzystanie z nich jest więc dobrowolne.
Trzecia część artykułu jednak to już niestety ale bardzo niska publicystyka. Błędy w postaci odwołania do mas, fałszywej powszechności oraz uogólnianie są według mnie niedopuszczalne. Szczególnie na stronie związanej z kulturą.
Mam nadzieję że przyszłe teksty będą lepsze.
Pozdrawiam.
@Znudzony Filozof,
ramu kultury, każdej, zgodnie z zasadami antropologicznymi są zawsze w jakiś sposób ograniczone. Jeśli język danej jednostki nie posiada terminu na jakieś zjawisko, ciężko będzie jednostce wyobrazić sobie dany obiekt, którego nie zna. W ten sposób interpretuję rzeczone ramy, brzemię studiów.
Jeśli chodzi o bodźce, nie każdy szuka nowych bodźców, a z racji istnienia baniek informacyjnych jest coraz trudniej „przypadkiem” trafić na coś nowego (pomijam rekomendacje znajomych).
@Wojciech S.
Nigdzie nie podałem, że algorytmy blokują wyświetalnie danych treści (z drugiej strony Google Maps w zależności od lokalizacji użytkownika pokazuje Krym jako część Rosji, Ukraniny albo terytorium sporne, co niejako jest blokadą). Utrudniają dojście do innych wyników niż zakładane, szczególnie jeśli mowa o social media. Zmiany w algorytmach FB czy insta regularnie zmieniają to co widzimy i bez aktywnego wyszukiwania pewnych rzeczy, nawet przewijając godzinami, nie zobaczymy. To jest już ograniczeniem wolności, brak tego ograniczenia powodowałby wyświetlanie wszystkich statusów znajomych i polubionych stron, jak leci, chronologicznie.
Co do kilkuset wyników, wg danych Google pierwsze 3 wyniki biorą nieco ponad 50% ruchu. Mniej niż 5% ruchu trafia na drugą stronę wyników. Kolejność ma tu znaczenie, inaczej nie inwestowano by rocznie miliardów dolarów (ok 40% budżetu firm idzie obecnie w reklamę online, rozumianą szeroko), aby być wyżej od konkurencji, mieć większą społeczność w danej sieci.
Co do zarzutu, że coś się „nie wyświetla”, prawda jest taka, że bańka informacyjna działa, póki jej na to pozwalamy. Szukanie aktywnie czegoś po pierwsze zmienia to, co prezentują nam algorytmy, po drugie pozwala z niej wyjść. Sam o tym mówię, o szukaniu, sprawdzaniu i negowaniu tego, co uważamy, że wiemy. Problemem jest to, że wiele osób nie korzysta ze swojego wyboru. Nie wie, że można zgłosić reklamę (ilość zgłoszeń, patrząc po kampaniach znajomych, jest ok 2% wyświetleń).
I ostatni punkt, czytanie regulaminów, globalnie, leży i kwiczy, szczególnie, że często pełna treść jest podana językiem prawniczym. Zresztą przykładem tego, może być zdziwienie ludzi, że telefony od Plus GSM mają apkę, która pozwala je zdalnie zablokować, gdy ktoś nie płaci rachunku. W umowie informacja o tym się znajduje.
I na koniec, więcej, bardziej analitycznych tekstó będzie niebawem, tu sprawdzam co Was, czytelników, interesuje. Co zachęca do dyskusji i konstruktywnej krytyki (tak, w notatniku mam „więcej danych”). Serdecznie dziękuję.
Pisał Pan w felietonie o ramach rzeczywistości, a teraz w komentarzu- kultury. Zasadnicza różnica między pojęciami objawia się właśnie przede wszystkim w ograniczeniu jak widać. 🙂 Właśnie, nie każdy szuka nowych bodźców, ale jak sam Pan teraz potwierdza, zdarzają się wyjątki. W artykule natomiast poddał Pan to zjawisko przykrej uniwersalizacji. Jak zakładam teraz po przeczytaniu komenatrza (za którego dziękuję) widocznie dokonał Pan tego nieumyślnie. Radzę dlatego na przyszłość lepiej dobierać słowa. Pozdrawiam
@Znudzony Filozof,
w felietonie umyślnie podałem rzeczywistość, bo ona też jest subiektywna dla każdej osoby. Kiedy nie znamy jakiegoś zjawiska i jego nazwy to dla nas to zjawisko nie istnieje, mimo że obiektywnie rzeczone zjawisko ma się dobrze i jest całkiem materialne. Przykładem mogą być nieodkryte jeszcze przez ludzkość zwierzęta morskie. To, że nikt ich nie widział nie oznacza, że ich nie ma, jednak w naszej rzeczywistości kulturowej (rozumianej jako część rzeczywistości materialnej opisanej przez daną kulturę – Malinowski o tym nieco pisał) ich nie ma.
Zresztą sam temat tego, jak to co wiemy wpływa na nasz odbiór rzeczywistości i np nauka nowego języka powoduje, że odkrywamy nowe dla nas zjawiska, jest szalenie ciekawy, chociaż nie uznaję siebie za na tyle w nim biegłym, aby to przedstawić z perspektywy szerszej niż antropologia, gdzie nie jest to też moja specjalizacja.
W artykule celowo dokonuję pewnych zabiegów-prowokacji, wyjaśnieniem jest twórczość Huntera S Thompsona i z pewnością będę chciał przedstawić nurt gonzo.