Jazz Młodej Polski, czyli nie samym Warsem żyła Warszawa (cz. I)

Okres międzywojenny można nazwać mityczną Złotą Erą w nowożytnej historii Polski. Ludzie zachłysnęli się nie tylko wolnością samą w sobie, ale w dużej mierze dobrami materialnymi, jakie ten status daje. Z łatwością zakochiwano się w luksusie. Warszawa była pełna luksusowych sklepów, w których mężczyźni mogli się zaopatrzyć w angielskie tweedowe marynarki w sklepie „Old England” na Krakowskim Przedmieściu, a bogate kobiety ubierały się w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich czy Domu Mody Bogusława Hersego, docenianego w całej Europie. Obraz ówczesnej Polski w metropoliach ukazuje najlepiej opis Nowego Świata z lat 30: Wieczorem ulica ożywia się tłumami spacerowiczów. Lokale rozrywkowe, jak pompy ssąco-tłoczące, wchłaniają i wyrzucają z siebie ciżbę ludzką , szukającą odpoczynku po dniu pracy.Nowy Świat pławi się w powodzi neonowych reklam- różnobarwnych i różnokształtnych(…). Z nastaniem mroku zjawiają się i mieszają z tłumem na Nowym Świecie niedostępne wielkiemu miastu „midinetki” śpieszące po pracy do domów. Mają przeważnie ładne nogi i są bardzo dobrze ubrane(…). Nocne życie Nowego Świata trwa długo i przeciąga się daleko poza północ . Ulica nie śpi nigdy, nim zdoła się zdrzemnąć- nowy świt, nowy dzień budzi ją do życia. Jeśli ludziom do zabawy nie wystarczały zwykłe lokale to istniały firmy, takie jak Lilpop, Rau i Loewenstein, które udostępniały taneczne wagony kursujące na trasie Warszawa-Lwów.
W tle właśnie takiego idyllistycznego życia ludzi reprezentujących klasę wyższą II Rzeczpospolitej, do kraju zaczęły napływać nowinki z Zachodu. Jedną z nich, o ile nie najważniejszą z perspektywy czasu był jazz. Gatunek, którego powstanie i rozwój na ziemiach polskich jest obecnie tematem ignorowanym, gdyż powszechnie za narodziny jazzu uważa się pierwsze lata stalinizmu. Dość powiedzieć, że jedyną współczesna pozycją traktującą o narodzinach jazzu jest książka „Był jazz: krzyk jazz-bandu w przedwojennej Polsce” Krzysztofa Karpińskiego, entuzjasty jazzu,z zawodu prawnika, co jest wręcz typowym zawodem dla hobbystycznych badaczy i teoretyków tego gatunku.
Okres wolności został przez muzyków bardzo szybko zagospodarowany. Mimo, że wielkie sale koncertowe były zarezerwowane wyłącznie dla muzyki klasycznej to fakt ten nikogo nie zraził. Jazz początkowo był grany w kabaretach i restauracjach. Miejscem które łączyło te miejsca w jeden kompleks była zniszczona podczas Powstania Warszawskiego Galeria Luxenburga, czyli dwa ciągi trzypiętrowych budynków połączonych ze sobą szklanym dachem. Poza wspomnianymi już lokalami znajdowało się wiele sklepów, Grand Hotel, kino Splendid oraz swoja siedzibę miał słynny, związany z jazzem, kabaret Qui pro Quo z którego działalnością związani byli wszyscy czołowi artyści Młodej Polski. Niestety jazzmani grający „gościnnie” w kawiarniach i restauracjach musieli się dostosowywać do widzimisię klienteli które była świadoma czego oczekuje po zespole. Często było to niezgodne z ambicjami i zamysłem jazz-bandu. W związku z tym z czasem z mniejszym lub większym sukcesem zaczęto otwierać liczne kluby muzyczne poświęcone najnowszemu muzycznemu odkryciu. Grywano w warszawskiej „Caffe Italia”,kawiarni „Mum” gdzie gościł zawsze Witold Elektorowicz czy najbardziej wyszukane jak „Adria” czy „Oaza” gdzie grywał Artur Gold. Jazz nie rozwijał się tylko w stolicy. Latem miejscami gdzie królował jazz były wszelakie kurorty wypoczynkowe, m.in. Morskie Oko czy Krynica gdzie z inicjatywy dyrektora Domu Zdrojowego zaangażowano Jazz Band Henryka Golda którego płyty były bestsellerami. W 1926 roku, czyli w okresie kiedy jazz nadal był „atakiem na sztukę i moralność” w Krakowie otwarto Stowarzyszenie Jazz którego, krótka niestety, działalność miała za zadanie promowanie jazzu oraz swą działalność rozpoczął klub „Esplenada”. Innym miastem gdzie artyści jazzowi byli aktywni było Zakopane. Grała tam orkiestra Artura Golda którzy, na ówczesne warunki, byli opisywani jako „mistrzowie jazzu” a część swoich utworów sprzedawali na zagraniczne rynki, co przy ówczesnych warunkach kiedy większość artstów czyniła odwrotnie było ewenementem. W 1922 roku, Zygmunt Karasiński, bohater wojny polsko-bolszewickiej i późniejszy inicjator improwizacji jazzowej, został zaproszony do Wolnego Miasta Gdańska gdzie w lokalu „Ermitage” założył pierwszy polski jazz-band. Szybko jednak wrócił do Warszawy by grać w nowo otwartym klubie „Oaza”. Podobna działalność w tym samym okresie prowadziły lokale w Bydgoszczy gdzie grał zespół Tadeusza Kwiecińskiego w Hotelu „Pod Orłem”. Od 1924 roku w Bydgoszczy występował pierwszy zespół zagraniczny o nazwie Mister Brody’s-American Jazz Band, niestety obecnie zupełnie anonimowy. W tym samym czasie Karasiński dokonał pierwszych polskich jazzowych nagrań płytowych dla praktycznie monopolizującej rynek wytwórni Syrena Records. Mimo, że polski jazz był dopiero w powijakach wielu z naszych artystów było zapraszanych na międzynarodowe trasy koncertowe, chociażby Artur Gold nagrywał z dużo bardziej doświadczonymi zespołami angielskimi.Mimo, że sam jazz był obecny w Polsce od momentu odzyskania niepodległości to pierwszy polski utwór jazzowy – „New York Times” autorstwa Henryka Warsa powstał dopiero w 1927 roku. Jako, że lata 20 to okres emancypacji kobiet również i one spełniały się w tym gatunku. Alicja Simon pomagała promować jazz w Niemczech pisząc dla „Neue Zurcher Zeitung”. Muzyka ta nie była obecna tylko w klubach i literaturze. Lwowski malarz Feliks Wygrzywalski namalował serie obrazów o wiele mówiącej nazwie „jazz-band” przedstawiającej złoty okres jazzu. Także pionier polskiego plakatu, Tadeusz Gronowski często za cel swoich dzieł obierał zespoły muzyczne. Warto odnotować, że w 1927 roku powstał ambitny projekt autorstwa Mateusza Glińskiego w postaci czasopisma „Jazz”. Niestety żywot tego magazynu zakończył się po pierwszym numerze. Mimo tylu form promowania jazzu jako muzyki rozrywkowej najskuteczniejszym jej propagatorem było, powstałe w 1926 roku, Polskie Radio które wielokrotnie prowadziło audycje prosto z sal restauracyjnych czy kabaretów by promować jazz wśród szerszej publiczności.
Jedną z pierwszych wzmianek o „jazzie” w polskich mediach zamieścił, w ramach relacji z Paryża, w roku 1921 Jerzy Sosnowski w „Tygodniku Ilustrowanym”: ” Szatańska Jazz-Banda nurza się w rytmie bachicznego Fox-Trotta, ułożonego specjalnie dla Mistinguett – tego przedziwnego, ulubionego kamelota w spódnicy.” Nowy gatunek muzyczny wypromował wiele tańców towarzyskich m.in: step, one-step, cake walk czy charleston. Standradem stawały się, na wzór zachodni, dancingi i zamiast królującej niegdyś „Modlitwy dziewicy” prym zaczęły przejmować najpopularniejsze utwory jazzowe z Zachodu z dopisanymi polskimi tekstami których autorem w większości był Andrzej Włast. Polskie jazz bandy były dosłownie wzorowane na amerykańskich, od aranżacji po stroje. Jako, że ówcześnie koncerty jazzowe były nie stosowaną forma rozrywki a radio nie było w stanie trafić jeszcze do szerokiej publiczności, to takie dancingi były jedyną forma kontaktu z tą muzyką. Inną możliwością poznania muzyki jazzowej było przesiadywanie w kawiarniach gdzie grywali tak zwani taperzy. Najsłynniejszym z nich był warszawiak Witold Elektrorowicz lecz sławy doczekali się również zakopiański Jan Pasierb-Orland oraz Stanisław Katafiasz pochodzący z Trójmiasta. Jazz posiadał od samego początku wielu wiernych zwolenników. W celach ich edukacji sprowadzano fachową literaturę jazzową a rozwój przemysłu muzycznego i nowoczesne gramofony sprężynowe na których odtwarzano płyty polskiej wytwórni Syrena Record, w której pracował młody Henryk Wars, symbol jazz tego okresu jak i autor pierwszego polskiego utworu jazzowego,również ułatwiały rozprzestrzenianie się tego gatunku.
Walc czy jazz – konflikt pokoleń
Jazz, bądź raczej muzyka jazzująca, taneczna, bo pełnoprawnym jazzem stała się dopiero po 1929 roku, wraz z momentem wprowadzenia do gatunku w Polsce jej najważniejszego aspektu czyli improwizacji, jak każda nowość kulturalna posiadała wielu zawziętych wrógów którzy negowali jej artystyczna wartość, przy czym sama wrogość do tej nowej mody była głównie spowodowana ignorancją komentujących. Do przeciwników jazzu zaliczali się głównie ludzie o konserwatywnych poglądach, nie tylko pod kątem artystycznym. Jawne ataki na ten gatunek muzyczny nie były rzadkością. W 1922 roku w muzycznym czasopiśmie „Rytm” tak pisano o jazzie:” Kilka dni temu z oburzeniem stwierdzono, jak Jazz-band w Wielkiej Ziemiańskiej wygrywał Fox-Trotta na którego trzy części składaja się przeróbki Chopina(…). Jak to wyglądało przy porykiwaniu trąbek, wyciu gwizdków, warczeniu rozmaitych bębenków,kastanietów, ksylofonówi innych nieodzownych dodatków tej murzyńskiej muzyki, można sobie wyobrazić. A wszystko przy burzliwych oklaskach i wyrazach uznania niewybrednej publiczności. Wypadek powyższy zainteresował Zjednoczenie Związku Muz. Pol. i na najbliższym posiedzeniu Rada Główna przedsięweźmie odpowiednie kroki celem zapobieżenia na przyszłość podobnej profanacji.” Sam tytuł artykułu, czyli „Profanacja sztuki. Przeróbki Chopina przez Jazz-bandę” jak i ostatnie zdanie artykułu pokazują, że jazz w początkach swego istnienia musiał się mierzyć nie tył z konstruktywna krytyką co raczej nienawiścią i „jazzofobią”. By udowodnić, że nie był to pojedynczy głos w podobnym tonie zacytuję fragment innego artykułu napisanego dwa lata później przez Stefana Szlązaka dla „Nuty polskiej”:” Świat cały tańczy i śpiewa dzikie i bezsensowne, a zasilane w rytmie butelkowo-patelniowym jazz-bandem: „Schimmy”, „Tanga”, „Foxy”, „Jazzy” i tym podobne zjawy”. Inny dziennikarz tej gazety zarzuca społeczeństwu, że „ze złem walki nikt nie podejmuje”. Jednak szczytowym atakiem na ten gatunek muzyczny był anonimowy artykuł w „Muzyce i śpiewie” w 1926 roku. Artykuł ten został okraszony wiele mówiącym o jego treści tytule „Muzykalność a jazzbandytyzm” . Jego autor poza nienawiścią do muzyki jazzowej chwali się w artykule swoim, na dzisiejsze czasy szokującym, rasizmem i ewidentnym dysonansem poznawczym. Na wzór wielu ówczesnych konserwatystów we wszystkim co odbiega od jemu znanych norm dopatruje się ataku na własne świętości: „(…)całej europejskiej kulturze grozi wiele większe niebezpieczeństwo ze strony barbarzyńskich jazzbandów, a zwłaszcza ze strony białych murzynów tego rodzaju. Jak demoralizująco i destruktywnie działa ta pozornie amerykańska zaraza uświadomić sobie można stwierdzeniem, że prawie wszędzie dzikie orgje atonalnej prymitywności wyrugowały normalne zespoły orkiestralne i że dzisiejszy przeciętny obywatel zostaje deprawowany systematycznie jazzbandami kawiarń i restauracyj.(…) cały nowoczesny modernizm muzyczny jest niczym innym jak tylko obniżeniem kulturalnym poziomu muzycznego do poziomu barbarzyńskich uczuć powojennych.” Opisuje on Amerykę, powołując się na znajomości z jej mieszkańcami, jako kraj w którym „w ogóle publicznie nie tańczy się(…)żaden szanujący się ojciec czy kochająca swe dziecko matka nie prowadzi swojego dziecka na targ balowy, by oddać je w ręce jakiegoś przybysza”. Przybyszem oczywiście w domyśle jest Afroamerykanin. Odtrąbia on również, niezgodnie z prawdą, „sukces” cywilizowanego człowieka i ogłasza wszem i wobec, że w Ameryce „problem” muzyki jazzowej zanika gdyż „jest faktem, że we wszystkich nowojorskich kinach nowojorskich usunięto jazzbandzistów i zastąpiono ich poważnymi orkiestrami symfonicznymi”. Jazz był celem ataków nie tylko dziennikary muzycznych ale i artystów, między innymi poetki Marii z Wieniawskich Ejsmodowa pisała
i na wzór „gospodarczej i „przeciwgazowej”
stwórzmy „Ligę Obrony” też „przeciwjazzowej”
Pierwszymi obrońcami jazzu jako sztuki byli dwaj muzykoznawcy: Konstanty Regamey i Karol Stromenger. Jako pierwsi spojrzeli na jazz nie tylko jako na zjawisko muzyczne ale i socjologiczne. Niektóre magazyny muzyczne, by wytłumaczyć sens i genezę jazzu jako zjawiska sięgały po amerykańskie prace poświęcone temu tematowi.W 1925 roku, magazyn „Muzyka i śpiew”, bedący w opozycji do jazzu, przedrukował z „Dziennika Chicagowskiego”, będącego wtedy w epicentrum rozwoju tego gatunku gdyż właśnie tam z Saint Louis „przeniósł” się jazz dając początek stylowi chicagowskiemu, artykuł udowadniający wpływ muzyki czarnych na rozwój muzyki amerykańskiej. W ten oto sposób polskiemu społeczeństwu został wytrącony z ręki często przytaczany podczas przez krytyków jazzu argument umniejszający wpływ społeczności afroamerykańskiej na rozwój kultury. Również i polscy badacze potrafili wiele wnieść do do rozwoju badań nad istotą jazzu. Jednym z ważniejszych artykułów tamtego okresu był tekst pióra historyka sztuki i muzykologa Piotra Reissa zatytułowany „Jazz-powojenna psychoza tańca” w którym fascynacje tańcem porównuje do tej która miała miejsce w średniowieczu. Uważa on, że tak jak w średniowieczu, jest to metoda „wyleczenia się” z wojennej traumy. Kończy ten artykuł równie optymistycznie jak i proroczo:”Na nic nie zdadzą się wszelkie protesty. Pokolenie nasze będzie nadal tańczyło, smagane podniecającym rytmem Jazzu”. Ten sam autor opublikował później inny celny artykuł traktujący o konflikcie mającym miejsce od początku istnienia zjawiska jazzu. Artykuł zatytułowany „Walc czy Jazz” wspomina o losach, klasycznego już ówcześnie tańca, czyli walca i podkreśla on jego wczesne losy i identycznie chłodne przyjęcie jak obecnych tańców towarzyskich na temat których są toczone nie mające końca dyskusje w którym autor stwierdza, że „socjologia stwierdza, że niemal każdy taniec towarzyski spotkał się z potępieniem współczesnej sobie epoki” oraz, uważa, że jazz prezentuje sobą coś znacznie głębszego niż same walory towarzyskie gdyż „(…)”przezwyciężony” jako taniec zwycięży jako sztuka!” Można wręcz kąśliwie stwierdzić, że jedynymi osobami nie mających żadnych obiekcji co do jazzu jako „pełnoprawnej” sztuki były osoby kompetentne. Mimo wielokrotnych gróźb ze strony przeciwników młodego gatunku muzycznego którzy apokaliptycznie wietrzyli koniec kultury wyższej i rozwój muzyki jazzowej kosztem klasyki to ta znalazła wielu obrońców wśród jej przedstawicieli. Zbigniew Drzewiacki, pianista i chopinista w swoich artykułach wykazuje się wyjątkowym w tym temacie obiektywizmem. Broni on jazzu przed krzywdzącą łatką chwilowej mody jako „powojennym odreagowaniem” lecz podkreśla jednocześnie, i uświadamia, że to zjawisko w Polsce stoi na dużo niższym poziomie niż na Zachodzie i na miano jazzu musi sobie jeszcze zapracować. Niech dowodem na to będzie relacja z Paryża naszego wybitnego kompozytora, Karola Szymanowskiego: „Jazz: my w Warszawie nie mamy pojęcia czym on jest w swojej formie, życzyłbym sobie żeby warszawscy muzycy mogli posłuchać np. czterech Murzynów śpiewających i grających w raczej rozrywkowym lokalu Jardin de ma Seour: co za satysfakcja!”.
Tak jak część artystów tworzyła w celu atakowania nowej mody, tak zdecydowana większość stawała po stronie swoich aktywnych muzycznie kolegów. Naczelnym obrońcą jazzu była Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, znana zwolenniczka wszelakich nowości, nie tylko kulturowych ale w głównej mierze jako zwolenniczka liberalizacji poglądów moralnych i społecznych na których, co często wspomina w swoich dziennikach, korzystała w kwestiach prywatnych. Zafascynowana jazzem napisała wiersz „Krzyk jazz-bandu” który jest podsumowaniem tego czym kierowali się pionierzy tego gatunku starający se w swojej muzyce uchwycić sedno życia w szalonych i pełnych przepychu latach 20 i może stanowić pewne podsumowanie przed kolejną, dużo wyrozumialszą dla jazzu dekadą:
mówisz, że jazz-band jest dziki
że płacze jak wicher w kominie
i że cię przeraża
to minie
nuty życia czyż nie są dzikie
życie jest zamętem i krzykiem
przecież przyszliśmy na świat wśród takiej muzyki