Debiut czarnego kozła

Motyw czarownic to bez wątpienia mocno wyeksploatowany ląd w sztuce filmowej. Ziemia, z której czerpano tak często i tak wiele, przybrała wysuszoną warstwę schematów, licznie powtarzanych w kolejnych produkcjach. Czy jest możliwy powiew świeżości, który z jednej strony wprowadzi do tematu coś nowego i przyciągającego, a z drugiej nie porzuci wytycznych, bez których obraz wiedźmy nie będzie już tym archetypem zakorzenionym w umyśle widza? Przekonajmy się badając pełnometrażowy debiut Roberta Eggersa, Czarownicę. Bajkę ludową z Nowej Anglii.

     Film przenosi nas do Nowego Świata u schyłku XVII wieku, do czasu purytańskiej dominacji. Brytyjski osadnik William nie godzi się na religijne wypaczenia, jakie dostrzega wśród ludności zamieszkującej miasteczko, a popadając z nią w konflikt, zmuszony zostaje opuścić społeczność, wraz ze swoją rodziną, żoną Katherine oraz gromadką dzieci. Skazani na ostracyzm, osiedlają się pod wielkim, ponurym i starym lasem, z którego już wkrótce nadejdą kłopoty. Gdy bowiem wydaje się, że życie prostej rodziny wraca do pewnej normy po wybudowaniu własnej farmy, porwane zostaje ich najmłodsze, niedawno narodzone dziecko. W dalszej kolejności na gospodarstwo spadają nieszczęścia nieurodzaju, a członkowie familii przeczuwając działanie diabelskich sił, zastanawiają się, skąd bije źródło złej woli i czarów, a wreszcie zaczynają nastawiać się przeciwko sobie…

     Czarownica klasyfikowana jest jako horror, wobec czego wielu widzów mając pojęcie o współczesnych kanonach tego gatunku, spodziewać się będzie zapewne ujęć przedstawiających obrzydliwość powiązaną choćby z samą postacią wiedźmy lub momentów mających sprawić, że osoba oglądająca podskakiwać będzie w fotelu. Na szczęście jest to jednak inny rodzaj horroru – ten, który uważam za najlepszy. Atmosferę grozy przede wszystkim buduje muzyka (w tym miejscu wielkie brawa dla Marka Korvena, który jest kompozytorem ścieżki dźwiękowej do chociażby znanego Cube z 1997). Sprawia ona, że widz zaczyna odczuwać zdecydowany niepokój, przeszywa niczym skrzypce w słynnej scenie z Psychozy Hitchcocka. Jest w niej coś strasznego i jednocześnie przywodzącego na myśl największe szaleństwo. Scena przedstawiająca staruchę miażdżącą kości zabitego dziecka, by zdobyć proszek na miksturę umożliwiającą latanie oraz rzucanie wybranych czarów, wywołuje dreszcz na plecach, gdy słyszymy ciągłe i miarowe wykonywanie makabrycznych ruchów w akompaniamencie skrzypiec i powracającego co rusz zawodzenia.

     Czarownica straszyć ma wieloma elementami: muzyką, ponurą scenerią, zdjęciami, decyzjami podejmowanymi przez bohaterów (choć każda z postaci jest zupełnie inna, nietrudno jest widzowi wczuć się w nie po kolei, a to zarówno dzięki dobrze napisanym dialogom jak i grze aktorskiej, której faktycznie nie sposób cokolwiek zarzucić), mroczną stroną ludowych wierzeń, którymi film wprost ocieka. I w tym miejscu przechodzimy do niezwykle ważnej płaszczyzny tej produkcji: istoty i źródła zła, którymi Czarownica prezentuje w bardzo konkretny sposób. Robert Eggers zadaje widzowi pytanie czy religia oraz folklor połączone z zabobonem są drzwiami, przez które wydobyć z siebie możemy nasze najgorsze cechy, skrywane negatywne emocje oraz wszystko zło, które na co dzień chowamy głęboko przed światem i samymi sobą.

     Tytułowa czarownica to swoisty katalizator: w gruncie rzeczy wcale nie musiałaby ona faktycznie istnieć, ba, gdyby nie scena porwania najmłodszej latorośli Williama i Katherine, przez większość filmu sądziłbym, że żadnej wiedźmy nie ma i nigdy nie było, a swoiste plagi spadające na domostwo są (prócz niefortunnych zbiegów okoliczności w sytuacjach, na które człowiek nie ma wpływu) po prostu wynikiem nasilających się antagonizmów wśród członków rodziny, pogłębianych przez myśl, że to, co ich spotyka, jest skutkiem działania czarów, a za nimi stać może ktoś spośród nich samych.

     Niektórzy widzowie mogliby zarzucić filmowi, że sam jego tytuł brzmi infantylnie z uwagi na jego drugi człon – bajka ludowa z Nowej Anglii (w oryginale nie brzmi wielce inaczej: folktale). Należy jednak pamiętać, że pomimo przynależności gatunkowej Czarownicy, pozostaje ona utworem o mocno folklorystycznym zabarwieniu. Przywołane mamy liczne wierzenia związane ze sposobem działania czarownic brytyjskich i nowoangielskich; drogę do zaprzedania duszy diabłu; atrybuty wiedźm; zwierzęta im towarzyszące (tak zwane chowańce). Elementem tego małego świata, który towarzyszy nam niemalże od samego początku filmu, jest czarny kozioł Filip – choć jest zwierzęciem hodowanym przez naszą nieszczęsną rodzinę, a zatem nie stanowi zasadniczo elementu obcego, wyczuwa się pewną aurę niepokoju i tajemniczości osnuwającą tego kozła, z którym tak bardzo lubi się bawić dwójka dzieci, bliźnięta. Czy Filip jest zwyczajnym elementem przeklętej gospodarki u podnóża lasu? A może przez jego oczy patrzą na rodzinę ślepia czegoś znacznie bardziej złożonego i mrocznego? Odpowiedź znajdziecie jedynie oglądając Czarownicę.

     Na szczególną uwagę zasługuje akcent, jakiego używają aktorzy. Oglądając film w angielskiej wersji językowej a z polskimi napisami, cieszyłem się niezmiernie, że mogę rozumieć kwestie wypowiadane przez bohaterów dzięki owej translacji na język polski, która z dołu obrazu umożliwiała mi właściwy odbiór – postacie bowiem komunikują się staroangielskim, który dla osoby władającej amerykańską bądź współczesną brytyjską formą języka, wydawać się może niezrozumiały. Jest to według mnie ogromna zaleta Czarownicy, ponieważ tylko uwiarygadnia jeszcze bardziej historię, która toczy się przed naszymi oczyma.

     W dobie tak licznych produkcji filmów mających za zadanie przestraszyć widza, coraz ciężej odnaleźć coś, co prócz tego celu spełnia także inne, choćby te natury estetycznej. W moim przekonaniu taka jednak jest Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii. Zaczarowała mnie prawdopodobnie bardziej niż tę biedną rodzinę żyjącą na skraju lasu. Mając dodatkowo na uwadze, że to pełnometrażowy debiut reżysera, czekam z niecierpliwością na wieści o kolejnych produkcjach szykowanych przez Roberta Eggersa, gdyż, jak uważam po wyżej opisywanym filmie, spodziewam się co najmniej równie dobrych popisów.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.