But I think I’m supposed to stay broken, maybe we all are – The Leftovers

Łatwo pogubić się w przyrastającej ilości seriali, które stają się coraz popularniejszym wyrazem filmowej sztuki. Poszukując czegoś dla siebie plączę się między prymitywnymi komediami i rzadko wśród tych frustrujących, kradnących czas odnajduję produkcje, które można nazwać perłami. One to stają się dla mnie – odkrywcy, filmowym cudem i ta subiektywna ocena czyni je unikatowymi. Wśród moich pereł pierwsze miejsce zajmował serial Rzym. Twórcy odrzucili przesadną fikcję abstrahującą od rzeczywistych wydarzeń, drogę często obieraną przez podejmujących temat reżyserów i producentów. Opowiedzieli historię bliską faktom, pokazując, że w tej właśnie formie była wystarczająco intrygująca. A chociaż dostrzegalne są słabości produkcji, to jej humor, rozdzierające sceny, wciągająca akcja, wyjątkowa gra aktorska, dialogi i inne aspekty odcisnęły piętno i pozycja tego serialu w moim rankingu wydawała się niezachwiana. Dlatego znalezienie obrazu bardziej przeszywającego i niemal perfekcyjnego stanowi mój osobisty odkrywczy cud.
The Leftovers (Pozostawieni) w reżyserii Damona Lindelofa i Toma Perrotty ukazuje psychologiczne obrazy bohaterów, nakreślonych starannie i głęboko, zagranych z wyjątkową pracowitością. Serial oparty na książce drugiego z wymienionych producentów stawia oryginał w niezręcznej sytuacji. Krytyka porównująca jest tym bardziej okrutna, gdy drugą stroną jest serialowa perła. Nie ujmuje to jednak autorowi, który równocześnie jest także scenarzystą ekranizacji. Tym samym bardziej niż na uwagach porównujących, skupię się na psychologicznym majstersztyku udoskonalonej opowieści, która czyni z ciała drżącą ofiarę sztuki, wylewającą bezwiednie łzy, jeśli tylko okaże się na sztukę wrażliwa. Taką ofiarą warto być.
Z krótkich opisów o Pozostawionych można wywnioskować, że to „dziwaczne scince-fiction”. Chociaż wydarzenia wplątane w akcję ocierają się o fantastykę, to bardziej niż magiczną opowieść serial przypomina Dżumę, wykreowane wydarzenie w wytworzonej rzeczywistości, ale jest rzeczą równie rozsądną ukazać jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, jak ukazać coś, co istnieje rzeczywiście, przez coś innego, co nie istnieje. 1
14 października wyparowuje blisko 1% populacji. To niezauważalna liczba mówi ekspert w radiu, próbując złagodzić opinię publiczną. Bezowocnie, bo jest to strata niezrównanie dostrzegalna. Zdenerwowana matka załatwia sprawy przez telefon, próbując skorzystać z pralni podczas gdy jej niemowlę nieustannie płaczę wzbudzając w niej narastają frustrację. Gdy wsiada do samochodu, pozostawiwszy dziecko w foteliku na tylnym siedzeniu, płacz nagle ustaje. Odwraca się, widzi pusty fotelik, wybiega na ulicę. Ludzie stoją zdumieni, skonsternowani. Samochód pozbawiony kierowcy uderza w nadjeżdżające auto. Chłopczyk woła tatę. Rozlegają się krzyki i wezwania o pomoc. Kiedy do ludzi dociera co się stało, za wszelką cenę próbują znaleźć swoich bliskich. Przedstawiona panika nie jest nam obca. Uparcie narzuca się porównanie do ataków terrorystycznych, którym towarzyszy niepokój o życie rodziny i przyjaciół, urywanie się telefonów, wyczekiwanie na oznaczenie się przez znajomych jako bezpiecznych. Nagłe zniknięcie to panika w jednym momencie na całym świecie. Tom Perrotta nie ubarwił tej idei w książce, marnując wątek, który sam w sobie nie jest czymś genialnym czy wyjątkowym. Po przeczytaniu książki dostrzega się kolejny niedorzeczny pomysł naiwnie rozwinięty przez wątpliwie utalentowanego w powieściopisarstwie scenarzystę. Może dlatego jest urwaną w biegu historią. Autor zawierzył dalszą akcję serialowi. Ostro oceniając, nie polecam tej powieści nawet na leniwe niedziele. Natomiast utworzony na jej podstawie serial według scenariusza wymienionych wyżej producentów to najpiękniejsza rzecz, jaką widziałam, historia której warto poświęcić całe noce i dnie.
Dopiero obraz, doświadczenie reżyserów (m.in. Daniel Sackheim i Peter Berg) i gra aktorska zdołały ukazać czym naprawdę jest Nagłe Zniknięcie. Stanowi zarówno Camusową metaforę i jak mrożącą krew w żyłach groźbę rozpoczynającą udany thriller. Niedorzeczność pomysłu zdaje się w czasie oglądania realnym zagrożeniem. Czy niewyjaśnione zniknięcie jest niemożliwe? Przez serial przewlekają się naukowe i religijne rozwiązania. Naukowcy próbują znaleźć racjonalne teorie, badają wpływ miejsca oraz osób, szukają sposobów na odnalezienie zaginionych. Ci szukający prawdy w wierze zastanawiają się, czy to nie pierwsza faza zapowiedzianej w Biblii Apokalipsy.
Zawołał on [anioł] donośnym głosem do czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i morzu: „Nie wyrządzajcie szkody ziemi ni morzu, ni drzewom, aż opieczętujemy czoła sług Boga naszego”. I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych... 2 Na podstawie tego fragmentu powstała doktryna tzw. Porwania Kościoła według której podczas ponownego przyjścia Chrystusa, wierni zostaną uniesieni w przestworza, na obłoki naprzeciwko Pana, i tak już na zawsze z Panem pozostaną. 3 Powołując się na te informacje łatwiej zinterpretować niejasny prolog do ostatniego sezonu Pozostawionych. Wyznawcy doktryny z osiemnastowiecznego prowincjonalnego miasteczka wdziewają biel i wspinają się nocami na dachy by oczekiwać opieczętowania i spotkania z Panem przed Sądem Ostatecznym. Porwanie Kościoła to główny wątek przewijający się przez powieść Toma Perrotty. Na wspomnieniu niedorzecznej pewności nadejścia biblijnego wydarzenia opiera się życiowy wybór Laurie (Amy Brenneman). Stając w obliczu spełnionego proroctwa opuszcza męża, córkę i całe dotychczasowe życie. Tym samym traci wszystko, choć praktycznie wszystko jej pozostawiono. Znajduje ukojenie w sekcie Winnych Pozostałych. Na znak protestu przeciwko zapominaniu jej członkowie ubierają się na biało, składają przysięgę milczenia, palą papierosy i śledzą szukających ukojenia obywateli, wpatrując się w nich z wyrzutem, przypominając, że zostali tu na ziemi jako grzesznicy, nieopieczętowani. Trudno odszukać się wśród nich Boga. Chorobliwe zapędy stowarzyszenia prowokują niepohamowaną agresję u tych, którzy i bez tego z pewnością nie mogliby całkiem zapomnieć.
W obliczu zagrożeń otaczającej nas rzeczywistości czy perspektywy wielowymiarowego świata niedorzeczność przedstawiona w tym świetle przestaje być niedorzecznością. Z innej strony idea ma wiele z codzienności, z paniki przejmującej nas, gdy dostrzegamy bezwzględność i nagłość śmierci, jak w przypadku dwóch młodych kobiet, które wyszły oglądać sylwestrowe fajerwerki. Odwróciły się, by iść dalej, zachwycone i wesołe, nie zdając sobie sprawy, że rozpędzony samochód zbliża się do nich nosząc maskę kata. Śmierć jest inna niż Nagłe Zniknięcie. Dostarcza ciał, jednoznacznego wytłumaczenia, możliwości żałoby czy próby pogodzenia się. Zniknięcie jest zawsze niejasne, zostawia bliskim nadzieję i oczekiwanie, które rok z rokiem wykruszają psychicznie tęskniących i żyjących w strachu Pozostawionych. Ich historia, to opowieść o tych, którym zaginęli bliscy, o żałobie tych, którzy próbują godzić się z niesprawiedliwością śmierci, uznając zniknięcie za jej rodzaj. Introspekcje bohaterów dotykają najczulszych punktów, budzą strach i wyciskają łzy wzruszenia. Ich nieśmiałe wyznania i desperackie czyny uderzają nieśmiałym a czasem desperackim wołaniem o pomoc w akompaniamencie ścieżki dźwiękowej autorstwa Maxa Richtera, wywołującej dreszcze i wciągającej w ekran.
Książce Perrotty brakuje psychologicznej werwy. Przez naiwność i oczywistość nie dotyka złożonych, głębokich bólów, które budzi serial. Bo gdy widz odczuwa te wszystkie wzruszenia, dostrzega w opowieści codzienność dylematów, ludzką wrażliwość, egzystencjalną refleksję, to wszystko, o czym w kilku strofach śpiewa Grechuta: Świecie nasz, świecie nasz, chcę być z Tobą w zmowie, z blaskiem twym, siłą twą, co mi dasz – odpowiedz! Świecie nasz – daj nam, daj nam wreszcie zgodę, spokój daj – zgubę weź, zabierz ją, odprowadź. Szukaj dróg, gdzie jasny dźwięk wśród ogni złych co budzą lęk, nie prowadź nas, powstrzymaj nas, powstrzymaj nas w pogoni… 4
Autor zatracił to wszystko w monotonnej, telenowelowej książce. Film operuje kontrastem i wzburzeniami, drastycznością i delikatnością, brutalnością i ciszą. Przykładem tego jest kontrast między rozdzierającą Bożonarodzeniową sceną w książce i w serialu. W powieści Laurie na polecenie przełożonej odwiedza męża, potulnego, zrównoważonego Kevina – burmistrza, który głaszcze jej kolano i prosi by wróciła do domu. Spokojnie przyjmuje też odmowę wycofując się bez słowa. Na koniec wręcza jej prezent od córki, który Laurie wrzuca do studzienki kanalizacyjnej utwierdzając się w przekonaniu, że opuszczenie rodziny było słuszną decyzję. W serialu scena nabiera charakteru. Laurie przychodzi do Kevina-policjanta (Justin Theroux). Kevin przyjmuje żonę skonfundowany i dość chłodny. Laurie i Meg (Liv Tyler) siadają na kanapie, wyciągają kopertę z pozwem rozwodowym. Meg zaczyna czytać przepraszający list Laurie. Z początku Kevin słucha zdezorientowany, później zaczyna domyślać się zawartości koperty. Gotuje się w nim stopniowo. Kilka razy prosi grzecznie Meg o przerwanie czytania, zanim wpada w gniew. Gdy w końcu wyrzuca z siebie przekleństwo, w salonie pojawia się ich córka. Przy narastającej muzyce podaje matce prezent. Po wyjściu Laurie rozpakowuje zapalniczkę z napisem Don’t forget me. Chyba możesz ją zatrzymać, nikomu nie powiem mówi Meg. Laurie uśmiecha się smutno i wrzuca zapalniczkę do studzienki. Nic nie jest jednak jednoznaczne i przekreślone. Dylematy wyłaniają się odwlekanymi subtelnie pojedynczymi scenami, gwałtownymi obrotami zachowań i myśli. Ten drugi opis niewątpliwie wzbogaca pierwszy doładowując wymowę sceny dziesięciokrotnie większą siłą. Tak mniej więcej rysuje się różnica między oryginałem a adaptacją Pozostawionych. Również sama akcja jest bardziej wyrazista i celowa. Choć trudno do końca zarzucić Perrocie brak celu. Zrezygnowanie z kontynuowania serii automatycznie unicestwia jakikolwiek cel, a z drugiej strony Perrotta jako jeden z twórców adaptacji ma swoje dwa słowa w celu filmowym. Z pewnością książka nie mogłaby potoczyć się podobnym torem. Żmudna, bezbarwna opowieść kończy się niejasnym, punktem kulminacyjnym. Natomiast płynący trzema sezonami serial osadza punkty na swoich miejscach, tworząc wartką, trzymającą w napięciu akcję. Jej psychopatologiczny, biblijny i magiczny charakter przerzuca myśli między możliwe interpretacje.
Wspomniany w scenie Kevin Garvey to jedna z głównych postaci w książce, natomiast w filmowej wersji przybiera wyjątkowego charakteru i staje się postacią wiodącą. Na co dzień uważany jest za zrównoważonego szeryfa, ale jak w opisanej scenie przeżywa stany nagłych wybuchów agresji. Na podstawie pierwszych rozdziałów książki scharakteryzowałam go jako spokojnego mężczyznę w średnim wieku, coraz bardziej przypominającego bujającego się w fotelu staruszka i zaskoczeniem było dla mnie nagłe ocechowanie go jako osobę o chłopięcej twarzy. Choć w sferze fizycznej i seksualnej, autor podkreśla jego dobrą formę, to bezzasadnie kontrastuje ona z monotonnym trybem życia, nadmierną beznamiętnością, nieumiejętnością okazywania uczuć. Gdy na dodatek dorzucona zostaje jego nagła dziecinność w relacjach, rys tego bohatera staje się zupełnie chaotyczny i niedopracowany. Inaczej wygląda to w serialu, w którym jego spokojnemu charakterowi towarzyszą przemyślane stany wewnętrznych konfliktów nasilone przypadkami halucynacji. Ta labilność, psychiczne przypadłości i przytrafiające mu się magiczne zdarzenia składają się na barwną i intrygującą postać. Wizje jelenia otoczonego aurą świętości, wściekłych psów, które zabija masowo razem z poznanym przypadkowo mężczyzną, skrajna postać lunatykowania, rozmowy ze zmarłymi – Kevin zdaje się czasem prorokiem, innym razem człowiekiem potrzebującym pomocy. Do końca nie wiadomo, czy rzeczywiście ma on w sobie coś z Chrystusa, czy jego problemy leżą o wiele głębiej i są skutkiem psychiki naruszonej przez traumatyczne wydarzenia. Z jednej strony odpowiedzialny szeryf, z drugiej morderca zwierząt; zarówno spokojny i chłodny, podchodzący z odpowiednim dystansem do ludzi, jak i wybuchowy i niebezpieczny, gdy sytuacja przeważa szalę; męski twardziel, przystojny szeryf, wyglądający jak dwudziestolatek mimo średniego wieku, jak i wrażliwy człowiek, eksplodujący niekiedy niekontrolowanym płaczem. Te kontrasty są w tej formie jak najbardziej zasadne. Zaś poznawanie go w trakcie gdy on sam próbuje poznać siebie tworzy między widzem a nim wyjątkową więź.
Ludzie jego wieku, którzy przeżyli już Eriksonowski konflikt poszukiwania tożsamości i ścieżki życiowej, muszą na nowo przebudowywać swoją psychikę. Inne dwie rysy postaci, których poszukiwania ocierają się o rozpaczliwe wołanie o pomoc to serialowe rodzeństwo Matt i Nora. Matt (Christopher Eccleston) pastor miasteczka, w którym dzieje się akcja pierwszego sezonu mierzy się z utratą wiernych, śpiączką żony i zwątpieniem, jakie zrodziło w nim nagłe zniknięcie. Nie mogąc się pogodzić z Porwaniem Kościoła, które zostawiło go jako nieopieczętowanego, zajmuje się negowaniem doktryny poprzez wyszukiwanie i publikowanie grzechów osób, które zniknęły, co tym bardziej oddala od niego owieczki. Jego wzruszająca próba zdobycia pieniędzy na wykupienie kościoła, to historia wzlotów i upadków, szczęścia i pecha, licznych, jakby boskich prób, które Matt próbuje przejść, a których rozwiązania obracają się przeciwko niemu. Jego siostra Nora (Carrie Coon) mierzy się zupełnie innym rodzajem problemów, utrata dwójki dzieci i męża 14 października czyni ją w opinii mieszkańców jedną z bardziej nieszczęśliwych osób. Okazywanie jej nadmiaru współczucia doprowadza ją do szału, a z drugiej nie potrafi się bez niego obyć. Próby normalnego życia, utrzymane poczucie humoru, podjęcie się pracy w agencji od spraw zniknięcia, to wszystko sprawia, że Nora wydaje się najlepiej radzić z traumatycznymi wydarzeniami. A jednak powoli odkrywany zostaje jej ból, głęboka rozpacz i niemoc odnalezienia odpowiedzi.
Z drugiej strony dotknięta traumą zostaje młodzież, ta która dopiero szuka swojej tożsamości. Bawiąc się czuje ukłucie winy na myśl o utraconych rówieśnikach. Dzieci Kevina i Laurie przedstawiają dwa odmienne sposoby radzenia sobie z sytuacją. Jill (Margaret Qualley) wpada w złe towarzystwo i zarzuca naukę. Tymczasem jej starszy brat Tom (Chris Zylka) szuka oparcia w św. Waynie (Paterson Joseph). Serialowy świat roi się od oszustów, ale ci przedstawieni w serialu nie są oszustami jednoznacznymi. Św. Wayne poszukiwany przez służby specjalne, oskarżony o molestowanie nieletnich wydaje się szczery i skuteczny, gdy swoim uściskiem odbiera ludziom ból. Być może to najstarsi radzą sobie najlepiej. Niewiele jest o nich wzmianek. Ojciec Kevina, najstarszy bohater zostaje zamknięty w zakładzie psychiatrycznym. Inni przeżywają swoją cichą żałobę, bardziej pogodzeni i mniej rozchwiani.
Ale nie tylko żałoba jest głównym wątkiem serii. Bohaterowie przeżywają pragnienia, miłości, mierzą się z codziennością. Są pełni typowych ludzkich problemów, prób poszukiwania tożsamości. Wracając do Dżumy, te właśnie zwykłe niezwykłe dylematy twórcy serialu przedstawiają przez pryzmat opowieści o żałobie i oczekiwaniu, ukazują nasze uniwersalne eksploracje, konflikty i rozpacze. Dlatego nie tylko pod względem odczuwanej straty, ale także dlatego, że po prostu jesteśmy ludźmi, serial powoduje wzruszenie nad losem bohaterów. To właśnie najbardziej ujmuje mnie w tekstach kultury, poczucie więzi i zrównanie, poczucie, że w żadnych problemach nie jesteśmy samotni.
Zatem ta psychologiczna historia przyprawiona thrillerowskim dreszczykiem i magicznymi wątkami, które łatwo przenieść na realną interpretację, staje się idealna i unikatowa, bo jak żadna inna nie porusza tak codziennych i tak uniwersalnych problemów. A choć zakończenie wydaje się z początku niesatysfakcjonujące, to po dłuższych rozmyślaniach okazuje się najbardziej trafne i znów całkowicie niejednoznaczne. Polecam obejrzenie mojej perły, bo choć wydaje się czasem nad wyraz depresyjna i dotykająca zbyt głęboko, to w ogólnym kontekście jest pocieszeniem, optymistyczną integracją ludzkości, odpowiedzią na wołania o rozumienie. I znów to książka i słowa okazują się najlepsze w wysłuchiwaniu skarg.
RIO
1 – Daniel Defoe, motto Dżumy Alberta Camus
2 – Ap 7, 2b-3 [w:] Biblia Tysiąclecia (2007). Poznań: Pallottinum
3 – 1 Tes 4, 17 [w:] Biblia Poznańska (1974/5)
4 – Świecie nasz, sł. M Grechuta